Marina i Siergiej Diaczenko - Armaged-dom
Здесь есть возможность читать онлайн «Marina i Siergiej Diaczenko - Armaged-dom» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Armaged-dom
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Armaged-dom: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Armaged-dom»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Armaged-dom — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Armaged-dom», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
- A czy nie spostrzegła pani zmian w jego zachowaniu podczas kilku ostatnich miesięcy? - Lidka zadała to pytanie, starając się, żeby zabrzmiało absolutnie niewinnie i beztrosko.
Nauczycielka zamyśliła się.
Miała na głowie wiele spraw. Czterech wnuków, którzy także kończyli szkołę. W szufladzie biurka leżało na poły gotowe podsumowanie wyników nauczania, pod szkłem niezatwierdzone jeszcze pytania egzaminacyjne, a w domu cierpliwie czekała pusta lodówka.
- N-no... Wie pani... skoro pani pyta... hm... w ciągu ostatnich miesięcy zachowuje się tak, jakby... wciąż o czymś myślał... Jest zamknięty w sobie... przypisywałam to pierwszej miłości, porywom serca...
Lidka ponownie cierpliwie skinęła głową:
- Owszem, to możliwe... I to wszystko?
- Tak - odparła nauczycielka z nutką zaskoczenia w głosie. - A o co chodzi? - obrzuciła Lidkę podejrzliwym spojrzeniem.
- Wie pani... - uśmiechnęła się Lidka. - Przed apokalipsą możliwe są... nerwowe załamania u młodych ludzi. Ostatnio wydawało mi się, że Andriej za bardzo się interesuje religijną literaturą, mistyką i innymi takimi bzdurami...
Nauczycielka wytrzeszczyła oczy ze zdumienia. Po trzech minutach Lidka przeprosiła ją za niepotrzebną stratę czasu i się pożegnała.
* * *
Kurator miał szarą ze zmęczenia twarz i nabrzmiałe, popękane wargi. Pewnie dlatego mówił jakby wbrew samemu sobie, ledwo poruszając ustami.
- Czy nie zauważyła pani ostatnio u syna jakichś niezwykłych reakcji albo zmiany sposobu życia?
Lidka uśmiechnęła się ze znużeniem i jednocześnie nieco pobłażliwie.
Mogłaby spokojnie zlekceważyć wezwanie i w ogóle nie przychodzić do tego spartańsko urządzonego pokoiku z kratami na oknach. Jej syn nigdy nie miał niczego wspólnego z kuratorium do spraw nieletnich. Zaproszenie jej tutaj jest w oczywisty sposób wynikiem pomyłki, czego była pewna i co miała wyraźnie wypisane na twarzy - a jeżeli kurator zechce przyjrzeć się bliżej jej głęboko skrytej trwodze, będzie musiał włożyć na nos okulary.
Krzesło dla interesantów było rozklekotane, żałosne i obite dyktą; Lidka dawno już zapomniała o istnieniu takich krzeseł.
- O co właściwie panu chodzi? - zapytała tak spokojnie, jakby sprawa dotyczyła kogoś innego.
Kącik ust kuratora drgnął lekko; ależ baba, mówiły jego zmrużone, gniewne oczy. Zjawiła się na jego wezwanie, a traktuje go jak podwładnego w swoim własnym gabinecie; kurator oczywiście wiedział, z kim ma honor i dlatego właśnie jej chłód i spokój szczególnie go irytowały.
- Jak często pani syn spędza noce poza domem?
Tak... pomyślała Lidka. I uniosła podbródek jak urażona caryca.
- No, wie pan... On ma już siedemnaście lat. Bywa, że zasiedzi się u przyjaciół do późna... i zostaje u nich na noc.
- Bywa? To znaczy jak często? Raz na tydzień? Dwa razy na tydzień? Co drugi dzień?
Lidka uniosła brwi, jakby się raczyła zdziwić natarczywości inspektora:
- Raz na tydzień. Czasami nawet rzadziej...
Kąciki kuratorskich ust opuściły się jeszcze niżej, przez co jego wargi upodobniły się do odwróconego okrągłego nawiasu.
- Lidio Anatoliewna, czy pani nigdy nie słyszała o tak zwanym Kręgu Ostatniej Ofiary?
Lidka musiała się mocno postarać, żeby na jej twarzy nie odbiło się żadne z nurtujących ją uczuć. „Ostatnia ofiara” - Wielikow - chlupot mleka w cysternie... Nie, co ma do tego mleko...
- O jakim Kręgu? A co, powinnam o nim słyszeć?
- To młodzieżowa organizacja, która opiera swoją ideologię - kurator poruszył kilkakrotnie wargami, jakby coś przeżuwał - na idei o konieczności składania ofiar. Ofiar z ludzi. Żeby otworzyć Wrota.
Lidka milczała.
Gdyby kurator walnął ją zza rogu woreczkiem z piaskiem, efekt nie mógłby być większy.
- Ofiary... z łudzi?
Kurator westchnął. Popatrzył na Lidkę ponuro i z demonstracyjnym współczuciem, a potem sięgnąwszy do szuflady biurka, dość długo grzebał się w papierach, jakby specjalnie zwlekając; Lidka utkwiła tępe spojrzenie w niewielkiej łysinie na czubku głowy rozmówcy.
W końcu urzędnik się wyprostował:
- Proszę...
Na stole znalazła się niewielka sterta czarno białych i słabej jakości fotografii.
- Lidio Anatoliewna, niech się pani uważnie przyjrzy tym zdjęciom.
Lidka zdusiła w sobie chęć natychmiastowego podniesienia fotografii ku oczom.
- Co to jest? I jaki to ma związek z moim synem?
- Niech pani popatrzy - poprosił inspektor tonem, który kazał Lidce wyjąć okulary, włożyć je na nos i wziąć ze stołu stosik połyskliwie lśniących kartoników.
Na pierwszej z nich Lidka zobaczyła płonące wśród nocy ognisko, które wyglądałoby zupełnie niewinnie i normalnie, gdyby tuż za nim, na drugim planie, nie było widać pionowej skały. Ze skały zaś zwisały bezwładnie czyjeś bose nogi.
Lidka patrzyła na fotografię, czując, jak bezgłośnie jeżą jej się pokryte lakierem i starannie ułożone włosy.
- I cóż...
- Nie, niech pani obejrzy następne...
Lidka zdjęła okulary. Przetarła je starannie chusteczką i włożyła ponownie.
Twarze ludzi na fotografii były niezbyt ostre, ale od razu poznała Saszę. Dziewczyna siedziała na piętach obok ogniska - takich fotografii pełno jest w albumie każdego turysty - co prawda dłonie ku płomieniom Sasza wyciągała zbyt pięknym, wystudiowanym i teatralnym gestem.
Lidka oblizała pokryte pomadką wargi i zaczęła się przyglądać kolejnym fotografiom.
Przy samym ognisku siedzieli nieznani Lidce chłopcy i dziewczęta. Kamera cofnęła się nieznacznie i można było stwierdzić, że ognisko rozpalono na nadmorskich kamieniach, a chłopcy - na planie ogólnym Sasza też wyglądała jak chłopak - pozajmowali miejsca w regularnym kręgu. I że stojący płaski kamień zwrócony jest ku morzu, a podwieszony na nim człowiek wygina się w hak, próbując oprzeć się o skałę bosymi piętami.
Lidce zmartwiały policzki.
Na kolejnej fotografii było zbliżenie skały. Przykrępowany do kamienia zwisał już bezwładnie; jego nadgarstki objęte były ni to rzemieniami, ni to stalowymi kajdankami, do których przywiązano łańcuchy, bardzo przypominające Lidce te, które stosowano w karuzelach wesołych miasteczek. Głowę zwiesił na pierś, twarzy nie dało się rozpoznać, ale jego slipy wydały się Lidce znajome.
Naga ofiara - w slipkach ze wzorkiem z kotwic?
Prawie już niczego nie widząc, Lidka mechanicznie przekładała kolejne fotografie. Zdjęcia wykonano prawdopodobnie z łódki, obiektywem o długiej ogniskowej. Jeszcze kilka fotografii; świętość rytuału została naruszona, wściekli chłopcy machali rękoma i rzucali kamieniami, starając się przepędzić nieproszonego świadka i intruza. A chłopak wiszący na skale uniósł głowę, pozbawiając Lidkę ostatnich złudzeń - nie mogła już się okłamywać wiarą, że jakiś inny chłopak podwędził Andriuszy slipki, żeby sobie powisieć na skale.
Dzwoniło jej w uszach. Jakiż wstyd - profesor Sotowa zaraz zemdleje i zwali się na podłogę obok nędznego krzesła z dykty.
- Lidio Anatoliewna - przebił się przez wysoki dźwięk głos kuratora - może dać pani nitroglicerynę?
- Dziękuję - odpowiedziała przez zęby. - Będę zobowiązana...
Czyżby trzymał nitroglicerynę specjalnie pod ręką, by uspakajać nerwowych gości? Dla mamuś młodocianych przestępców, niepełnoletnich kapłanów i ofiar?
Tabletka miała paskudny smak. Urzędnik znów się skrzywił, jakby to jemu wsunęli ją pod język:
- Poznała pani kogoś na tych fotografiach?
Lidka milczała.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Armaged-dom»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Armaged-dom» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Armaged-dom» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.