Terry Pratchett - Kolor magii

Здесь есть возможность читать онлайн «Terry Pratchett - Kolor magii» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1994, ISBN: 1994, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Kolor magii: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Kolor magii»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

To pierwsza część słynnego wieloksięgu rozgrywającego się na płaskiej ziemi śmieszna, mądra i cudownie zadowalająca jak wszystkie książki Pratchetta. W odległym, trochę już zużytym układzie współrzędnych, na płaszczyźnie astralnej, która nigdy nie była szczególnie płaska, skłębiona mgiełka gwiazd rozstępuje się z wolna… Spójrzcie…

Kolor magii — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Kolor magii», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Moje imię jest nieistotne — odparła.

— Śliczne imię. Dokąd nas zabierasz i po co? Chyba możesz powiedzieć.

— Lecimy do Krulla — odparła dziewczyna. — I nie kpij ze mnie, Osianinie. Bo użyję różdżki. Muszę was dowieźć żywych, ale nikt nie mówił o dowożeniu w całości. Na imię mi Marchesa i jestem magiem piątej rangi. Zrozumiano?

— Ponieważ wiesz o mnie wszystko, wiesz również, że nigdy nie zostałem nawet Neofitą — odparł Rincewind. — Właściwie nie jestem magiem. — A zauważywszy minę Dwukwiata, dodał pospiesznie: — Jedynie swego rodzaju magiem.

— Nie potrafisz czarować, gdyż jedno z Ośmiu Wielkich Zaklęć niezatarcie wryło ci się w pamięć — stwierdziła Marchesa, z wdziękiem przenosząc ciężar ciała z nogi na nogę, gdy platforma zakreśliła szeroki łuk nad falami. — Dlatego wyrzucono cię z Niewidocznego Uniwersytetu. Wiemy.

— Przecież sama mówiłaś, że jest czarownikiem podstępnym i wielkiego sprytu — zaprotestował Dwukwiat.

— Tak, ponieważ każdy, kto przeżył to, co on przeżył… z czego większość została wywołana j ego skłonnością do podawania się za maga… no cóż, taki ktoś musi być rodzajem czarownika — wyjaśniła Marchesa. — Ostrzegam cię, Rincewindzie. Jeśli wzbudzisz moje choćby najlżejsze podejrzenie, że wypowiadasz Wielkie Zaklęcie, zabiję cię. — Rzuciła mu groźne, choć nieco nerwowe spojrzenie.

— Sądzę, że najlepszym wyjściem byłoby, wiesz, gdybyś wysadziła nas gdzieś po drodze — zaproponował Rincewind. — To znaczy… jesteśmy wdzięczni za uratowanie życia i w ogóle, więc gdybyście teraz dali nam spokój, z pewnością wszyscy…

— Mam nadzieję, że nie zamierzacie zrobić z nas niewolników — wtrącił Dwukwiat.

Marchesa była szczerze zdumiona.

— Ależ skąd! Skąd coś takiego przyszło wam do głowy? Wasze życie w Krullu będzie przyjemne i wygodne…

— To dobrze — ucieszył się Rincewind.

— Tyle że niezbyt długie.

* * *

Krull okazał się dużą wyspą, górzystą i gęsto zalesioną, z przyjemnymi białymi budynkami widocznymi tu i ówdzie wśród drzew. Grunt podnosił się stopniowo ku Krawędzi, tak że najwyższy punkt Krulla wystawał trochę poza nią. Tutaj właśnie Krullianie wznieśli swe największe miasto, a że duża część budulca pochodziła z sieci Obwodu, domy w Krullu miały zdecydowanie żeglarski charakter.

Ujmując rzecz bez ogródek, cale statki zostały gładko spojone razem i przekształcone w budynki. Triremy, akacje i karawele sterczały pod dziwnymi kątami z chaosu desek. Malowane galeony i osiańskie smoki z dziobów przypominały obywatelom Krulla, że ich bogactwo pochodzi z morza. Barkentyny i karraki nadawały niezwykły kształt większym budowlom. Miasto wznosiło się rząd za rzędem pomiędzy zielonkawoniebieskim oceanem Dysku a miękkim morzem chmur Krawędzi, zaś osiem kolorów Krańcowej Tęczy odbijało się we wszystkich oknach i w szkłach teleskopów licznych tutaj astronomów.

— Okropne — ocenił Rincewind.

Platforma leciała teraz wzdłuż samego brzegu Krańcowego Wodospadu. Bliżej Krawędzi wyspa była nie tylko coraz wyższa, ale też coraz węższa, więc pojazd mógł nad wodą dotrzeć niemal do centrum miasta. Z bariery wzdłuż krawędziowej skarpy wyrastały liczne pomosty sięgające w pustkę. Soczewka poszybowała gładko ku jednemu z nich i przybiła tak miękko, jak łódź mogłaby dopływać do nabrzeża. Czekało już czterech strażników o takich samych księżycowych włosach i czarnych twarzach jak Marchesa. Nie mieli broni, ale gdy tylko Dwukwiat z Rincewindem wygramolili się na pomost, schwycili ich za ramiona i trzymali dostatecznie mocno, by porzucili wszelkie myśli o ucieczce.

Dwudziestu czterech hydrofobicznych magów i Marchesa zostali w porcie, a strażnicy z jeńcami ruszyli dziarsko aleją wijącą się wśród domów-statków. Wkrótce dotarli do czegoś w rodzaju pałacu, częściowo wykutego w skale urwiska. Rincewind zapamiętał niewyraźne, jasno oświetlone tunele i dziedzińce pod otwartym, choć dalekim niebem. Kilku podstarzałych mężczyzn w szatach pokrytych okultystycznymi symbolami z zaciekawieniem obserwowało przemarsz całej szóstki. Kilka razy zauważył hydrofobów, łatwo rozpoznawalnych po niezmiennym grymasie wstrętu do własnych płynów cielesnych. Widział też wlokących się ludzi, którzy musieli być niewolnikami. Nie miał czasu, by przemyśleć te spostrzeżenia, gdyż otworzyły się jakieś drzwi i więźniowie delikatnie acz stanowczo zostali wepchnięci do komnaty. Drzwi zatrzasnęły się za nimi.

Rincewind i Dwukwiat odzyskali równowagę i rozejrzeli się wokół.

— O rany — rzekł niepewnie Dwukwiat po chwili milczenia, kiedy to bezskutecznie usiłował znaleźć bardziej odpowiednie słowo.

— To jest cela więzienna? — zastanawiał się głośno Rincewind.

— Całe to złoto, jedwabie i reszta — dodał Dwukwiat. — Jeszcze czegoś takiego nie widziałem.

W samym środku komnaty, na dywanie tak głębokim i miękkim, że Rincewind stąpał po nim niepewnie w obawie, że to jakaś kudłata, lubiąca podłogę bestia, stał długi stół uginający się pod ciężarem jadła. Były to głównie dania z ryb, między innymi największy i najpiękniej ozdobiony homar, jakiego mag widział. Stały też misy i patery z niezwykłymi potrawami, jakich nie widział nigdy. Ostrożnie wyciągnął rękę i wybrał jakiś fioletowy owoc obsypany zielonymi kryształkami.

— Kandyzowany morski jeżowiec — oznajmił zgrzytliwy, uprzejmy głos tuż za nim. — Wielki delikates.

Szybko upuścił jeżowca i obejrzał się. Zza ciężkich zasłon wyszedł jakiś starzec, wysoki, chudy i niemal dobrotliwy w porównaniu z innymi, jakich Rincewind ostatnio widywał.

Purée morskich ogórków jest wyśmienite — poinformował konwersacyjnym tonem. — Te zielone kąski to młode rozgwiazdy.

— Dziękuję za ostrzeżenie — wykrztusił słabo Rincewind.

— Są całkiem dobre — wtrącił Dwukwiat z pełnymi ustami. — Myślałem, że lubisz morskie dania.

— Ja też myślałem. Z czego to wino? Wyciskane gałki oczne ośmiornic?

— Morskie winogrona — odparł starzec.

— Doskonale. — Rincewind wychylił kielich. — Niezłe. Może trochę słonawe.

— Morskie winogrona to rodzaj niedużych meduz — wyjaśnił obcy. — Ale naprawdę powinienem się przedstawić. Dlaczego twój przyjaciel nabrał takiego dziwnego koloru?

— Pewnie szok kulturowy — stwierdził Dwukwiat. — Mówiłeś, że jak ci na imię?

— Nie mówiłem. Jestem Garhartra, Mistrz Gościnności. Mój obowiązek i przyjemność polega na uczynieniu waszego pobytu tutaj możliwie rozkosznym. — Skłonił się. — Jeśli życzycie sobie czegoś, wystarczy poprosić.

Dwukwiat usiadł na ozdobnym fotelu z macicy perłowej, z kielichem oleistego wina w jednej, a kałamarnicą w cukrze w drugiej ręce. Zmarszczył czoło.

— Chyba czegoś tu nie rozumiem — wyznał. — Najpierw powiedziano nam, że mamy być niewolnikami…

— Nikczemna kaczka! — przerwał Garhartra.

— Co to znaczy „kaczka”? — zainteresował się Dwukwiat.

— Chciał pewnie powiedzieć, że to nieprawda — wyjaśnił Rincewind z drugiego końca stołu. — Czy te herbatniki są z czegoś naprawdę obrzydliwego? Jak myślisz?

— …następnie uratowano nas, wydatkując wielkie ilości energii magicznej…

— Ze sprasowanych wodorostów — burknął Garhartra.

— …ale zaraz potem grożono nam, również marnując sporo magicznej mocy…

— Tak. Myślałem, że to musi być coś w rodzaju wodorostów — zgodził się Rincewind. — Smakują tak, jak smakowałyby wodorosty, gdyby ktoś okazał się takim masochistą, żeby ich próbować.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Kolor magii»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Kolor magii» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Kolor magii»

Обсуждение, отзывы о книге «Kolor magii» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x