Terry Pratchett - Ruchome obrazki

Здесь есть возможность читать онлайн «Terry Pratchett - Ruchome obrazki» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2000, ISBN: 2000, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ruchome obrazki: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ruchome obrazki»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Ukryte we wnętrzu kamer chochliki błyskawicznie malują kolejne klatki na celuloidowej taśmie. Świat Dysku odkrywa magię Srebrnego Ekranu! Nie wystarczy jednak usiąść w kinowym fotelu i z przejęciem śledzić losy bohaterów Porwanego wiatrem, najdziwniejszego filmu o Wojnie Domowej, jaki kiedykolwiek powstał. Przede wszystkim trzeba wyjaśnić, jaką tajemnicę skrywa wzgórze Świętego Gaju (czyli Holy Woodu), nie przejmując się tym, że Gaspode, Cudowny Pies, ma wielką ochotę na to, by uratować świat…

Ruchome obrazki — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ruchome obrazki», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать
* * *

Klik…

Thomas Silverfish, alchemik i nieudany producent migawek, wymieszał zawartość kolby i westchnął z żalem. Dużo złota porzucono w Świętym Gaju dla każdego, kto miałby dość odwagi, żeby tam wrócić i poszukać. Tym, którzy nie mieli — a Silverfish bez wahania zaliczał do tej grupy siebie — pozostały stare, sprawdzone i wypróbowane — czy raczej sprawdzone i zawsze nieskuteczne — metody wytwarzania bogactw. Dlatego wrócił do domu i podjął pracę w punkcie, gdzie ją przerwał.

— Wyszło coś? — zapytał Peavie, który zajrzał do niego, żeby wspólnie żałować minionych chwil.

— Cóż, jest srebrzyste — stwierdził Silverfish, pełen wątpliwości.

— I tak jakby metaliczne. Cięższe od ołowiu. W dodatku trzeba przerobić tonę rudy. Zabawne, ale wierzyłem, że tym razem naprawdę znalazłem coś wartościowego. Myślałem, że stanęliśmy na drodze ku lepszej, jasnej przyszłości…

— Jak to nazwiesz? — zainteresował się Peavie.

— Sam nie wiem. Nie jestem pewien, czy warto temu wymyślać jakąś nazwę.

— Ankhmorporkas? Silverfishium? Nieołowium?

— Raczej urazium — mruknął Silverfish — bo całkiem się zraziłem. Rezygnuję i wracam do jakiejś sensownej pracy. Peavie spojrzał na palnik.

— Nie robi bum, prawda? — upewnił się. Silverfish rzucił mu zabójcze spojrzenie.

— To coś? — rzucił z lekceważeniem. — Skąd ci to przyszło do głowy?

* * *

Klik…

Pod gruzami panowała całkowita ciemność. Panowała już od bardzo dawna.

Gaspode wyczuwał nad swoją niewielką norką tony kamienia. Nie potrzebował do tego żadnych tajemniczych psich zmysłów.

Przeczołgał się w miejsce, gdzie kolumna runęła do piwnicy. Laddie z wysiłkiem podniósł głowę, polizał Gaspode i szczeknął cichutko.

Dobry Laddie… Dobry Gaspode…

— Dobry Laddie — szepnął Gaspode.

Ogon Laddiego raz czy dwa uderzył o kamienie. Pies zaskomlał, z coraz dłuższymi przerwami między jednym a drugim dźwiękiem.

Coś zachrzęściło cicho… Jakby kość o kamień.

Gaspode zastrzygł uszami. Spojrzał na zbliżającą się postać, widoczną nawet w całkowitej ciemności, gdyż zawsze była ciemniejsza niż zwykła czerń.

Pies podciągnął się nieco; sierść zjeżyła mu się na grzbiecie. Warknął.

— Jeszcze krok, a urwę ci nogę i zakopię — ostrzegł. Koścista dłoń podrapała go za uszami. Z ciemności dobiegło słabe szczekanie:

Dobry Laddie!

Łzy pociekły Gaspode z oczu; uśmiechnął się przepraszająco do Śmierci.

— Żałosne, prawda? — mruknął chrapliwie.

WŁAŚCIWIE NIE WIEM. NIGDY SPECJALNIE NIE PRZEPADAŁEM ZA PSAMI.

— Tak? A mnie z kolei nigdy nie podofało się umieranie. Fo umieram, prawda?

TAK.

— Szczerze mówiąc, wcale mnie to nie dziwi — oświadczył Gaspode. — Ot, historia mojego życia; umieram. Myślałem tylko — dodał — że jest jakaś specjalna Śmierć dla psów. Może taki wielki czarny pies?

NIE, odparł Śmierć.

— Zafawne. Słyszałem, że każdy gatunek zwierzęcia ma swoje upiorne mroczne widmo, które przychodzi w ostatniej chwili życia. Nie chciałfym cię urazić — zapewnił pospiesznie. — Ale wydawało mi się, że kiedy przyjdzie czas, ten wielki czarny pies przyfiega i mówi: „W porządku, Gaspode, twoja praca skończona i tak dalej, możesz już zrzucić swe ciężkie frzemię, mniej więcej, i ruszać za mną do krainy stekiem i podrofami płynącej”.

NIE, powtórzył Śmierć. JESTEM TYLKO JA. OSTATNIA GRANICA.

— A jak mogę cię widzieć, jeśli jeszcze nie umarłem?

MASZ HALUCYNACJE.

Gaspode spojrzał podejrzliwie.

— Mam? Coś podobnego…

Dobry Laddie! — Tym razem szczekanie było głośniejsze.

Śmierć sięgnął w tajemnicze zakamarki swej szaty i wyjął niewielką klepsydrę. W górnej części prawie nie było już piasku. Ostatnie sekundy życia Gaspode przesuwały się z sykiem od przyszłości w przeszłość.

A potem nie zostało nic.

Śmierć wstał.

CHODŹ, GASPODE.

Rozległ się cichy dźwięk. Brzmiał jak słyszalny odpowiednik błysku.

Klepsydrę wypełniły złote iskry.

Śmierć uśmiechnął się.

A potem, w miejscu gdzie stał jeszcze przed chwilą, pojawił się trójkąt jaskrawego światła.

— Dobry Laddie!

— Tam jest! Mówiłem, że słyszę szczekanie! — zabrzmiał głos Skallina. — Dobry piesek! Tutaj, piesku!

— O rany! Cieszę się, że was widzę… — zaczął Gaspode. Cisnące się wokół otworu trolle nie zwracały na niego uwagi. Skallin odwalił na bok kolumnę i delikatnie podniósł Laddiego.

— Nic, co nie zagoi się z czasem — stwierdził.

— Możemy go teraz zjeść? — zapytał troll stojący wyżej.

— Uszkodzony jesteś czy co? To przecież bohaterski pies!

— …przepraszam…

Dobry Laddie!

Skallin podał psa komuś wyżej i wyszedł z dziury.

— …przepraszam… — wychrypiał za nim Gaspode.

Usłyszał stłumione oklaski.

Po chwili, jako że nie miał zbyt wielkiego wyboru, przeczołgał się z wysiłkiem po leżącej ukośnie kolumnie i jakoś zdołał się wywlec spomiędzy ruin.

Nikogo nie było w pobliżu.

Napił się wody z kałuży.

Potem wstał i wypróbował zranioną nogę.

Może być.

I w końcu zaklął.

— Hau, hau, hau!

Umilkł. Coś tu się nie zgadzało.

Spróbował jeszcze raz.

— Hau!

Rozejrzał się…

…a kolor spłynął ze świata, przywracając go błogosławionym czerniom i bielom.

Gaspode przypomniał sobie, że mniej więcej o tej porze Harga powinien wyrzucać śmieci, a potem na pewno znajdzie się jakaś ciepła stajnia. Czego więcej może potrzebować mały pies?

Gdzieś w dalekich górach wyły wilki. Gdzieś w przyjaznych domach psy w obrożach, z miskami ozdobionymi ich imieniem, były głaskane po głowach.

A gdzieś pomiędzy jednymi a drugimi, i dziwnie z tego zadowolony, Gaspode, Cudowny Pies, kulejąc odszedł w przepięknie monochromatyczny zachód słońca.

* * *

Jakieś trzydzieści mil w kierunku obrotowym od Ankh-Morpork przybój huczał na omiatanym wiatrem, pokrytym falującą trawą i piaszczystymi wydmami skrawku lądu — w miejscu gdzie Okrągłe Morze spotyka się z Oceanem Krawędziowym.

Morskie jaskółki nurkowały tuż nad falami. Zasuszone główki morskich maków grzechotały w nieustającej bryzie, która oczyszczała niebo z chmur i układała piasek w dziwne wzory.

Samo wzgórze było widoczne na wiele mil dookoła — niezbyt wysokie, ale wznosiło się pośród wydm niby łódź odwrócona dnem do góry albo wyjątkowo pechowy wieloryb. Porastały je karłowate drzewa. Nie moczył go żaden deszcz, jeśli tylko mógł się jakoś z tego wykręcić.

Ale wiał wiatr i usypywał wydmy na wyschniętym, pobielałym drewnie ruin miasteczka Świętego Gaju.

Gwizdał na przesłuchaniach pośród opuszczonych dziedzińców.

Toczył strzępki papieru między kruszącymi się gipsowymi cudami świata.

Stukał tablicami, aż spadały i pokrywały się piaskiem.

Klikaklikaklika.

Wiatr tchnął na szkielet pudla projekcyjnego, przychylonego jak pijane na zapomnianym trójnogu.

Pochwycił luźny koniec błony i rozwijał go w ostatnim pokazie ruchomych obrazków, ciągnąc po piasku naderwaną lśniącą taśmę.

W szklanym oku pudła maleńkie figurki tańczyły szarpanymi ruchami, ożywając jedynie na moment…

Klikaklika.

Błona zerwała się i odfrunęła nad wydmami.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ruchome obrazki»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ruchome obrazki» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Ruchome obrazki»

Обсуждение, отзывы о книге «Ruchome obrazki» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x