Terry Pratchett - Zbrojni

Здесь есть возможность читать онлайн «Terry Pratchett - Zbrojni» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2002, ISBN: 2002, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Zbrojni: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Zbrojni»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Zostań prawdziwym mężczyzną w Straży! Straż Miejska potrzebuje ludzi! Ale ci, których naprawdę dostaje, to m.in. kapral Marchewa (formalnie krasnolud), młodszy funkcjonariusz Cuddy (naprawdę krasnolud), młodszy funkcjonariusz Detrytus (troll), młodsza funkcjonariusz Angua (kobieta... na ogół) i kapral Nobbs (wykluczony z rasy ludzkiej za faule). Przyda im się każda pomoc. Bo zło unosi się w powietrzu, mord czai za progiem, a coś bardzo paskudnego na ulicach. Dobrze by było, gdyby wszystko udało się załatwić do południa, ponieważ wtedy właśnie kapitan Vimes oficjalnie przechodzi w stan spoczynku, oddaje odznakę i się żeni. A że wszystko to dzieje się w Ankh-Morpork, wiele rzeczy może się wydarzyć w samo południe.

Zbrojni — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Zbrojni», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Bjorn nie marnował czasu na pytania. Wiele spraw staje się bardziej pilnych, kiedy się już zginie.

— Wierzę w reinkarnację — oznajmił. WIEM.

— Starałem się żyć przyzwoicie. Czy to pomoże?

NIE JA O TYM DECYDUJĘ. Śmierć odchrząknął. OCZYWIŚCIE, SKORO PAN WIERZY W REINKARNACJĘ, PANIE MŁOTOKUJ… BĘDZIE PAN JAK NA NOWO WYKUTY.

Odczekał chwilę.

— Tak, to prawda — przyznał Bjorn.

Krasnoludy znane są ze swego poczucia humoru… w pewnym sensie. Ludzie wskazują ich palcami i mówią: „Te małe dranie nie mają poczucia humoru”.

HM… CZYW MOJEJ WYPOWIEDZI BYŁO COŚ ZABAWNEGO?

— No… Nie, raczej nie. Nie zauważyłem.

TO TAKA GRA SŁÓW. NA NOWO WYKUTY. MŁOTEM. MŁOTOKUJ.

— I co?

NIE ZROZUMIAŁ PAN?

— Niestety.

CÓŻ…

— Przykro mi.

ZASUGEROWANO MI, ŻE POWINIENEM ZADBAĆ, BY PRZY TAKICH OKAZJACH NIECO POPRAWIĆ NASTRÓJ.

— Wykuty?

TAK.

— Pomyślę nad tym.

DZIĘKUJĘ.

* * *

— No dobra — rzekł sierżant Colon. — Rekruci, to jest wasza pałka służbowa. — Przerwał na chwilę, sięgając pamięcią do czasów służby wojskowej. — Będziecie o nią dbać. Będziecie z nią spać, z nią jeść…

— Przepraszam.

— Kto to powiedział?

— Tu, na dole. Młodszy funkcjonariusz Cuddy. — Słucham, rekrucie.

— Jak mamy nią jeść, sierżancie?

Rozpędzona machina wymowy sierżanta Golona wyhamowała nagle. Miał swoje podejrzenia co do młodszego funkcjonariusza Cuddy’ego. Podejrzewał mianowicie, że młodszy funkcjonariusz Cuddy jest wichrzycielem.

— Co?

— No, czy mamy jej używać jako noża, widelca, czy może przeciąć na pół, żeby dostać pałeczki? Czy jak?

— O czym ty gadasz?

— Przepraszam, sierżancie.

— O co jeszcze chodzi, młodsza funkcjonariusz Angua?

— Jak dokładnie mamy z nią spać?

— No więc… chodziło mi o to, że… Kapral Nobbs, w tej chwili przestańcie chichotać!

Colon poprawił półpancerz i zdecydował, by zmienić temat dyskusji.

— Tutaj widzicie kukłę, manekina czy też sylwetkę — rzekł, wskazując mniej więcej humanoidalny kształt wykonany ze skóry wypchanej sianem i osadzony na paliku. — Znany pod imieniem Artura, do użytku przy ćwiczeniach z bronią. Młodsza funkcjonariusz Angua, wystąp. Powiedzcie no, młodsza funkcjonariusz, czy bylibyście w stanie zabić człowieka?

— A jak długo mogę próbować?

Nastąpiła przerwa w ćwiczeniach, podczas której podnosili z ziemi kaprala Nobbsa i klepali go po plecach, dopóki się nie uspokoił.

— Wracamy do zajęć! — zawołał w końcu Colon. — Macie teraz chwycić swoją pałkę o tak, na raz podejść szybko do Artura i na dwa stuknąć go w głowę. Raz… dwa…

Pałka odbiła się od Arturowego hełmu.

— Bardzo dobrze, zjedna poprawką. Ktoś wie, o co mi chodzi?

Pokręcili głowami.

— Od tyłu — wyjaśnił sierżant. — Uderzacie ich od tyłu. Po co narażać się na kłopoty, prawda? Teraz wy, młodszy funkcjonariusz Cuddy.

— Ale sierżancie…

— Wykonać! Patrzyli.

— Może przynieść mu stołek? — zaproponowała Angua po krępujących piętnastu sekundach.

Detrytus parsknął.

— On za mały, żeby strażnik — powiedział.

Młodszy funkcjonariusz Cuddy przestał podskakiwać.

— Przepraszam, sierżancie — wysapał. — Krasnoludy robią to inaczej.

— Ale strażnicy robią to właśnie tak — odparł Colon. — Teraz młodszy funkcjonariusz Detrytus… nie salutować… Wy spróbujcie.

Detrytus chwycił pałkę między coś, co technicznie było jego kciukiem i palcem wskazującym, po czym uderzył Artura w hełm. Spojrzał w zadumie na ułamek pałki. Potem zacisnął swoją — z braku lepszego określenia — pięść i walił Artura w to, co było głową, do chwili kiedy wbił palik na trzy stopy w ziemię.

— Teraz krasnolud, on spróbuje — rzekł.

Na kolejne pięć sekund zapadło pełne zakłopotania milczenie. Sierżant Colon odchrząknął.

— No tak. Możemy go chyba uznać za dokładnie zatrzymanego — stwierdził. — Kapralu Nobbs, proszę zanotować: młodszego funkcjonariusza Detrytusa… nie salutować… obciążyć sumą jednego dolara za stratę pałki. Poza tym po wszystkim macie jeszcze mieć możliwość zadawania im pytań.

Zerknął na szczątki Artura.

— Myślę, że pora już zademonstrować wam trudną sztukę łucznictwa.

* * *

Lady Sybil Ramkin spoglądała na smętny skórzany pasek, który był wszystkim, co pozostało po nieszczęsnym Chubbym. — Kto mógł zrobić coś takiego biednemu smokowi? — zapytała.

— Staramy się to odkryć — zapewnił Vimes. — Sądzimy… Sądzimy, że został może przywiązany do muru i wtedy wybuchł.

Marchewa przechylił się nad ścianą zagrody.

— Kuci-kuci-kuu — powiedział. Przyjazny ogień spalił mu brwi.

— Przecież był oswojony i spokojny — ciągnęła lady Ramkin. — Muchy by nie skrzywdził.

— Jak można spowodować wybuch smoka? — zapytał Vimes. — Można na przykład go kopnąć?

— Na pewno — przyznała Sybil. — Tyle że wtedy stracisz nogę.

— Więc to nie to. Jakiś inny sposób? Tak żeby samemu nie ucierpieć?

— Właściwie nie. Już łatwiej go skłonić, żeby sam eksplodował. Naprawdę, Sam, nie lubię mówić o…

— Muszę to wiedzieć.

— Cóż… O tej porze roku samce walczą ze sobą nawzajem. Próbują wydać się jak największe, rozumiesz. Dlatego zawsze staram się trzymać je osobno.

Vimes pokręcił głową.

— Tam był tylko jeden smok — przypomniał.

Za nimi Marchewa pochylił się nad następną zagrodą, gdzie gruszkowaty smoczy samiec otworzył jedno oko i spojrzał na niego leniwie.

— Grzeczny smoczek — wymruczał Marchewa. — Czekaj, mam gdzieś kawałek węgla…

Smok otworzył drugie oko, zamrugał i nagle rozbudził się całkowicie. Skoczył na tylne łapy. Uszy spłaszczyły się, nozdrza rozszerzyły, skrzydła rozwinęły na pełną rozpiętość. Nabrał tchu. Z żołądka dobiegł bulgot płynących kwasów, gdy otworzyły się śluzy i zawory. Stopy oderwały się od ziemi, pierś wypięła…

Vimes skoczył, trafił Marchewę na wysokości pasa i powalił na ziemię.

Smok w zagrodzie zamrugał. Wróg zniknął tajemniczo… Przestraszył się!

Zwierzę uspokoiło się, wypuszczając z paszczy strugę ognia.

Vimes przestał osłaniać głowę i przetoczył się na bok.

— Dlaczego pan to zrobił, kapitanie? — zdziwił się Marchewa. — Przecież nie…

— On atakował smoka! — zawołał Vimes. — Takiego, który by się nie cofnął!

Podniósł się na kolana i stuknął w pancerz Marchewy.

— Idealnie wypolerowałeś tę zbroję. Mógłbym się w niej przejrzeć. I wszystko inne też.

— No tak, oczywiście, o tym nie pomyślałam — przyznała lady Sybil. — Wszyscy wiedzą, że trzeba trzymać smoki z dala od luster.

— Lustra — powtórzył Marchewa. — Zaraz, przecież odłamki…

— Tak — zgodził się Vimes. — Pokazał Chubby’emu lustro.

— I biedaczysko próbował wydać się większy, niż był naprawdę — domyślił się Marchewa.

— Mamy tu do czynienia ze zboczonym umysłem — oznajmił Vimes.

— Nie! Naprawdę pan tak myśli?

— Tak.

— Ale… Nie… To niemożliwe. Przecież Nobby był z nami przez cały czas.

— Nie z Nobbym — rzucił niechętnie Vimes. — Cokolwiek mógłby zrobić ze smokiem, wątpię, czy skłoniłby go do wybuchu. Mój chłopcze, na tym świecie zdarzają się ludzie jeszcze dziwniejsi od kaprala Nobbsa.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Zbrojni»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Zbrojni» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Zbrojni»

Обсуждение, отзывы о книге «Zbrojni» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x