— Co oznacza twoje imię w starymjęzyku Fik Mik Figli, Akwilo? Myśl…
To nadeszło z najgłębszych głębin jej umysłu, rozgarniając po drodze mgłę. Nadeszło, przedzierając się przez głośno protestujące głosy, przenosząc ją w miejsce, gdzie już nie dosięgafyjej niewidzialne ręce. Do przodu, pozostawiając gdzieś za sobą mgłę.
— Moje imię znaczy: Woda — powiedziała i nogi się pod nią ugięły.
— O nie, nic z tego, tego ci wcale nie potrzeba — mówiła postać, która ją trzymała. — Wyspałaś się dosyć. No dobrze, wiesz, kimjesteś! Teraz musisz się trzymać i działać! Musisz być Akwilą ze wszystkich sił, tak bardzo jak tylko możesz, a wtedy inne głosy zostawią cię, uwierz mi. Chociaż to nie najgorszy pomysł, żebyś przez jakiś czas nie robiła kanapek.
Czuła się lepiej. Wypowiedziała swoje imię. Ci, co protestowali wjej głowie, uspokoili się nieco, chociaż wciąż coś między sobą szeptali, tak że trudnojej było się skupić. Ale teraz przynajmniej widziała dobrze. Ubrana na czarno postać, kt orają trzymała, nie była wcale wysoka, ale tak świetnie grała swoją rolę, że udawałojej się oszukać większość ludzi.
* * *
— Och… to jest… panna Weatherwax?
Panna Weatherwax pchnęłają delikatnie na krzesło. Na każdym pozwalającym na to miejscu w kuchni siedziały Fik Mik Figle i przyglądały się Akwili.
— Tak, toja. I mamy tu niezły bałagan. Odpocznij chwilę, a potem musimy się brać do roboty…
— Dzień dobry paniom. No ijak ona się miewa?
Akwila odwróciła głowę. W drzwiach stała panna Libella. Była blada i opierała się na lasce.
— Leżałam w łóżku, ale pomyślałam: Nie ma żadnego powodu, żeby się tak nad sobą użalać — oświadczyła.
Akwila wstała z krzesła.
— Jest mi tak przy… — zaczęła, lecz panna Libella tylko machnęła ręką lekceważąco.
— Nie twoja wina — powiedziała, siadając ciężko przy stole. — Jak się czujesz? I jeśli już jesteśmy przy tym, kim jesteś?
Akwila poczerwieniała.
— Wciąż sobą, jak sądzę — szepnęła.
— Zjawiłam się tu wczoraj wieczorem, żeby sprawdzić, jak się czuje panna Libella — odezwała się panna Weatherwax. — I żeby zająć się tobą także, dziewczyno. Mówiłaś przez sen, a raczej mówił Rwetest Prostota, czy raczej to, co z niego zostało. Ten stary mag okazał się całkiem pomocny jak na to, że składa sięjuż tylko z wiązki wspomnień i przyzwyczajeń.
— Nie rozumiem, o co chodzi z tym magiem — powiedziała Akwila. — Czyż królową pustyni.
— Nie rozumiesz? — zdziwiła się czarownica. — No cóż, współżycz kolekcjonuje ludzi. Stara się ich dodać do siebie, tak to chyba można ująć, używa ich do myślenia za niego. Doktor Prostota badał współży — cze paręset lat i wreszcie zastawił najednego pułapkę. W którą sam wpadł, stary głupiec. Wreszcie go to zabiło. Wszyscy na końcu ginęli. Najpierw tracili zmysły, w taki lub inny sposób, a wtedy zapominali, czego nie wolno im zrobić. Ale on trzymał coś w rodzaju… słabej kopii każdej z tych postaci, coś w rodzaju żywej pamięci… — Spojrzała na zdumionąAkwilę i wzruszając ramionami, dodała: — Cośjakby ducha.
— I zostawił te duchy w mojej głowie?
— Tak naprawdę to bardziej duchy duchów. Coś, na co nie mamy określenia.
Panna Libella wzdrygnęła się.
— No, wreszcie mamy to już za sobą. — Głos jej zadrżał. — Czy ktoś ma ochotę na filiżankę dobrej herbaty?
— Och, to proszę zostawić nam! — wykrzyknął Rozbój, zrywając się na równe nogi. — Głupi Jasiu, bierz chłopaków i przygotujcie paniom herbatę!
— Dziękuję — odparła słabo panna Libella, słysząc za sobą brzęk naczyń. — Czuję się takaniez… Zaraz, zaraz, wydawało mi się, że potłukliście wszystkie filiżanki do herbaty, kiedyje myliście.
— Oczywiście — potwierdził rozpromieniony Rozbój. — Ale Jaś znalazł pełen kredens bardzo starych Filiżanek…
— To niezwykle cenna porcelana, którą podarował mi ktoś bardzo bliski! — wykrzyknęła panna Libella. Ruszyła w stronę zlewu. Z zadziwiającą szybkościąjak na kogoś, kto jest częściowo nieżywy, wyrwała czajniczek, filiżankę i spodek z rąk zaskoczonych praludków i trzymałaje tak wysoko, jak tylko potrafiła.
— Na litość! — wykrzyknął Rozbój, wpatrując się w zastawę. — To się nazywa wiedźma!
— Przykro mi, że byłam niegrzeczna, ale mają dla mnie ogromną wartość sentymentalną! — oświadczyła panna Libella.
— Panie Boju, a teraz pan i pańscy ludzie zostawią pannę Libellę w spokoju i zamkną się! — powiedziała panna Weatherwax. — Proszę nie przeszkadzać pannie Libelli w robieniu herbaty.
— Ale ona trzyma… — zaczęła niezwykle zdziwiona Akwila.
— I niech w tym nie przeszkadzaj ej twoja paplanina, dziewczyno! — ostro przycięłajej wiedźma.
— No tak, ale ona podniosła ten czajniczek bez… — zaczął jakiś głosik.
Wiedźma się odwróciła. Figle cofnęły się niczym morska fala.
— Głupi Jasiu — odezwała się lodowatym tonem — w mojej studni znajdzie sięjeszcze miejsce najedną żabę, pod warunkiem jednakże, że masz na to dość rozumu.
— Ha, to akurat się pani nie uda! — oświadczył dumnie Głupi Jaś, zadzierając hardo głowę. — Oszukałem panią. Ponieważja mam mózg żuka!
Panna Weatherwax wpatrywała się w niego przez chwilę płonącym wzrokiem, po czym odwróciła się z powrotem do Akwili.
— Ja zamieniłam kogoś w żabę — powiedziała dziewczynka. — To było okropne. Nie zmieścił się w niej cały, więc pozostało coś dużego i różowego…
— Teraz to nie ma żadnego znaczenia — powiedziała panna Weatherwax głosem, który nagle był tak miły i normalny, że przypominął dzwonienie dzwoneczków. — Z pewnością wiele xtsct^ wydaje ci się tu innych niż w domu, prawda, moje dziecko?
— Co? No tak, oczywiście, w domu nie zamieniałam… — zaczęła Akwila zdziwiona, po czym zauważyła, że staruszka wykonuje tuż nad kolanami chaotyczne okrężne ruchy, które w jakiś sposób oznaczały: Zachowuj się, jakby nic dziwnego się nie stało.
Więc gawędziły jak oszalałe na temat owiec i panna Weather — wax powiedziała, że one są bardzo wełniste, czyż nie, a Akwila odparła, że są, i to wyjątkowo, a panna Weatherwax na to, że słyszała, iż bardzo wełniste… a w tym czasie wszystkie oczy w pomieszczeniu śledziły pannę Libellę…
…która przygotowywała herbatę, używając czterech rąk, z których dwóch nie było, ale ona nie zdawała sobie z tego w ogóle sprawy.
Czarny czajnik przeżeglował przez pokój i najwyraźniej sam przelał swą zawartość do dzbanka. Filiżanki, spodeczki, łyżeczki i cukiernica przemieszczały się, jakby doskonale wiedziały, gdzie mają się znaleźć.
Panna Weatherwax nachyliła się ku Akwili.
— Mam nadzieję, że nadal się czujesz… samotna? — wyszeptała.
— Tak, dziękuję pani. Chciałam powiedzieć, że mogę… takjakby… czuć ich tutaj, lecz nie wchodzą mi w drogę… i… ale wcześniej czy później ona zda sobie sprawę… to znaczy… tak będzie, prawda?
— Ludzki umysł to bardzo śmieszna rzecz — wyszeptała stara kobieta. — Zdarzyło mi się kiedyś opiekować biednym młodym człowiekiem, któremu drzewo zmiażdżyło nogi. Stracił je od kolan w dół. Musiał mieć drewniane protezy. Które zresztą zostały zrobione z tego właśnie drzewa, co stanowiło pewną rekompensatę. Trzeba powiedzieć, że ten młody człowiek dość szybko stanął na nogi. Ale pamiętamjak do mnie mówił: „Panno Weatherwax, nadal czuję, że coś idzie mi w pięty”. To jest tak, jakby głowa nie zaakceptowała tego, co się wydarzyło. I w dodatku ona niejest przecież… zacznijmy od tego, że ona niejest całkiem zwyczajną osobą. Przyzwyczaiła się, że ma ręce, których nie widzi…
Читать дальше