Podnosząca się do nieba skała miała głowę, ramiona, pierś. Ta, która tu leżała, porośnięta trawą, której ręce i nogi stanowiły góry i doliny, teraz usiadła. Poruszał się z kamienną powolnością, miliony ton wzgórz przemieszczały się i pękały wokół niej. To, co wyglą — dałojak dwa podłużne masywy w kształcie krzyża, okazało się złożonymi ramionami gigantycznej dziewczyny.
Dłoń o palcach dłuższych niż zagroda sięgnęła w dół, złapała współżycza i uniosła go w powietrze.
W oddali trzykrotnie odezwał się grzmot. Głos zdawał się dochodzić nie z tego świata. Figle siedziały na małym wzgórzu, które było kolanem gigantycznej dziewczyny, odwróciły się tylko na chwilę.
— Ona mówi ziemi, czymjest ziemia, a ziemia mówijej, czym onajest — powiedział Strasznie Ciut Wojtek. Łzy spływały mu po twarzy. — Nie umiem napisać o tym pieśni! Niejestem dość dobry!
— Czy to duża ciutwiedźma śni, że jest tymi wzgórzami, czy te wzgórza śnią o tym, że są nią? — zapytał Głupi Jaś.
— Pewniej edno i drugie — odparł Rozbój. Patrzyli, jak wielka dłoń zaciska się na współżyczu.
— Przecieżjego nie można zabić — powiedział Jaś.
— Nie, ale można go wyrzucić — odparł Rozbój. — Wszechświat jest wielki. Najego miejscu nawet bym nie myślał, by do niej wrócić.
Gdzieś daleko znowu rozległ się potrójny grzmot. — Ja myślę — dodał — że czas, byśmy się zmywali. Do drzwi domku panny Libelli ktoś mocno pukał w drzwi. Bum, bum, bum!
Rozdział dziewiąty
Dusza i kwintesencja
Akwila otworzyła oczy, przypomniała sobie wszystko i pomyślała: Czy to był sen, czy to było naprawdę?
Jej następna myśl brzmiała: Skąd wiem, że ja toja? Przypuśćmy, że nie jestem sobą, tylko tak myślę? Skąd to mogę wiedzieć? Kim jest to ja”, które zadaje pytania? Czy toja myślę? I skąd mam wiedzieć, jeśli nieja?
— Mnie o to nie pytaj — odpowiedział głos tuż przyj ej głowie. — Czy to zgadywanka?
To był GłupiJaś. Siedział najej poduszce.
Akwila leżała na łóżku w domku panny Libelli. Przykrywałają zielona kapa. Kapa. Zielona. Nie trawa, nie wzgórza… ale gdy się tak patrzyło, można byje pomylić.
— Czy to wszystko mówiłam na głos? — zapytała Akwila. — Jasne.
— I… to wszystko się wydarzyło, prawda?
— Oczywiście — potwierdził radośnie GłupiJaś. — Duża wiedźma siedziała tu do południa, ale potem powiedziała, że już się chyba nie obudzisz jako potwór.
Fragmenty wspomnień zaatakowały pamięć Akwili niczym rozgrzane do czerwoności kawałki skał spokojną planetę.
— Czy tobie nic niejest?
— Pewnie — odparłJaś.
— A co z panną Libellą?
Ten fragment pamięci był potężnyjak meteoryt, który pozbawił życia miliony dinozaurów. Akwila złapała się dłońmi za usta.
— Jajązabiłam! — wykrzyknęła.
— Nie, ty wcale…
— Zabiłam ją! Czułam, jak mój umysł to robi! Rozgniewała mnie! Więc tylko machnęłam ręką o tak… — tuzin Figli schowało się pod kapę — i ona eksplodowała! To byłamja! Pamiętam!
— Tak, ale wielka czarownica czarownic powiedziała, że ono używało twojego umysłu, by nim myśleć… — mówił Jaś.
— Pamiętam to! To byłamja, zrobiłam to własną ręką! — Figle, które w międzyczasie wysunęły głowy spod kapy, zanurkowały pod nią znowu. — Och… moje wspomnienia… pamiętam pył, który zamienia się w gwiazdy… gorąco… krew, czuję krew… pamiętam… pamiętam sztuczkę „zobacz mnie”! O nie! Można powiedzieć, że go zaprosiłam. I zabiłam pannę Libellę!
Cienie przesłoniłyjej oczy, w uszach dzwoniło. Akwila usłyszała otwierane drzwi i jakieś ręce podniosły ją, jakby była lekka niczym piórko. Przerzucono ją przez ramię, następnie zniesiono dość pospiesznie po schodach najasność poranka, tam rzucono na ziemię.
— …My wszyscy… zabiliśmy ją… weź jeden srebrny tygiel… — mamrotała.
Ktoś z całej siły uderzył ją w twarz. Poprzez wewnętrzną mgłę spoglądała na ciemną postać przed nią. W dłoń wepchnięto jej uchwyt wiadra.
— Idź teraz wydoić kozy. I to szybko, Akwilo, słyszysz? Te stworzenia mają do ciebie zaufanie! Czekają na ciebie! Akwilo, idź do kóz! Ręce wiedzą, jak to zrobić, głowa sobie przypomni i stanie się silniejsza!
Ktoś siłą posadził ją na stołeczku do dojenia i poprzez mgłę, która wciąż przesłaniała jej oczy, dostrzegła skuloną Czarną Meg.
Dłonie pamiętały. Znalazły wiadro, złapały za wymię, a potem, właśnie w chwili gdy Meg podniosła nogę, by kopnąć w skopek, zdołały także ją złapać i przytrzymać bezpiecznie na platformie do dojenia.
Akwila pracowała wolno, jej głowę wciąż wypełniała gorąca mgła. Pozwalała, by ręce działały samodzielnie. Skopek był napełniany i opróżniany, wydojona koza dostawała wiadro jedzenia z pojemnika…
…Rwetest Prostota był dość zdziwiony faktem, że doi kozę. Zamarł.
Jak się nazywasz?” — zapytałjakiś głos za nim. „Rwetest. Prostota”.
— Nie. To był mag, Akwilo! Onjest najsilniejszym echem, ale niejesteś nim. Wejdź do obory, Akwilo!
Potykając się, przeszła do ciemnego pomieszczenia, słuchając kierującego nią głosu, i nagle świat się ześrodkował. Na płycie leżał śmierdzący zepsuty ser.
— Kto go tu położył? — zapytała.
— Współżycz. Chciał zrobić ser, używając do tego magii! Ty nie jesteś nim, Akwilo. Ty wiesz, jak powinno się robić ser, prawda? Wiesz to na pewno! Jak masz na imię?
…wszystko było zamieszaniem i dziwnymi zapachami. W panice ryknęła…
Znowu poczuła uderzenie w twarz.
— Nie, to był tygrys szablastozębny, Akwilo! To wszystko tylko stare wspomnienia współżycza. Przebywał w wielu stworzeniach, ale ty nimi niejesteś. Pokaż się, Akwilo!
Słyszała słowa, lecz właściwie ich nie rozumiała. Przepływały gdzieś tam, pomiędzy ludźmi, którzy byli tylko cieniami. Ale nie potrafiła ich nie posłuchać.
— Kurka wodna! — wykrzyknęła zamglona wysoka postać. — Gdzie jest ten mały błękitny koleżka? Pan Bój?
— Jestem, proszę pani. I nazywam się Rozbój, proszę pani. I błagam, proszę nie zamieniać mnie w nic nienaturalnego, proszę pani!
— Mówiłeś, że miała pudło ze swoimi rzeczami. Znieś mi tu je natychmiast. Bałam się, że coś takiego mogło się wydarzyć. To okropne, ale nie mam wyjścia!
Akwila została kolejny raz obrócona, spoglądała w zamgloną twarz, a silne dłonie trzymałyją za ramiona. Dwoje niebieskich oczu wpatrywało się w nią przenikliwie. Lśniły we mgle niczym szafiry.
— Jak masz na imię, Akwilo? — zapytał głos.
— Akwila!
Oczy się w nią wwiercały.
— Naprawdę? Zaśpiewaj mi w takim razie pierwszą piosenkę, jakiej się w życiu nauczyłaś. Już!
— Hzan, hzana, m’tzana…
— Przestań, tego nigdy nie uczyli w krainie kredy! Nie jesteś Akwilą. Podejrzewam, że jesteś królową pustyni, która zabiła swoich dwunastu mężów przy pomocy piaskowej wiedźmy i skorpiona! Aja szukam Akwili. Ty wracaj w swoje ciemności!
* * *
Wszystko znowu zmętniało. Poprzez mgłę dochodziła do niej dyskusja szeptem.
— No cóż, to może zadziałać — odezwał się wreszciejakiś głos. — Jak masz na imię, praludku?
— Strasznie Ciut Wojtek Wielkagęba Mik Figiel, proszę pani.
— Ijesteś bardzo mały, prawda?
— Tylko jeśli bierzemy pod uwagę wzrost, proszę pani. Dłonie na ramionach Akwili się zacisnęły. Błękitne oczy zalśniły.
Читать дальше