Nie żeby ludzie, z którymi się widziały, specjalnie przejmowali się myciem rąk, pomyślała Akwila, która jako wytwórca serów miała inne podejście do higieny. Ale ludzie zbierali się pod domami, do których zachodziły, przyglądając się i nasłuchując, podchodzili też do Akwili, żeby przekazała starej wiedźmie zaproszenie na herbatę, obiecując, że umyją przedtem filiżankę. Akwila zauważyła również, że w każdym ogrodzie, który mijały, wzmagała się aktywność pszczół.
Pracowała, starając się zachować spokój, próbując skupiać się nad tym, co w danej chwili robiła. Spełniała swe lekarskie obowiązki starannie, a gdy musiała zajmować się czymś sączącym czy broczącym, myślała tylko, jak to będzie miło, gdyjuż przestanie się tym zajmować. Czuła, że panna Weatherwax nie byłaby zadowolona zjej podejścia. Ale Akwili podejście panny Weatherwax też nie bardzo się podobało. Kłamała przez cały czas — a raczej nie zawsze mówiła prawdę.
Na przykład wygódka Krzyżówkowych. Panna Libella wielokrotnie tłumaczyła panu i pani Krzyżówkowym, że wygódka została us^a_ wioną zdecydowanie za blisko studni i dlatego woda, którą piją, peł — najest maleńkich, ciupienieńkich stworzonek, przez które ich dzieci chorują. Za każdym razem słuchali wykładu bardzo uważnie, ale nigdy nawet palcem nie ruszyli, żeby przenieść wygódkę. A panna Weatherwax powiedziała im, że choroby wywołują gobliny, które przyciąga tu zapach, i nim jeszcze wyszły z obejścia, już pan Krzyżówkowy z trójką przyjaciół kopał nową studnię na drugim końcu ogrodu.
— Choroby naprawdę wywołują maleńkie stworzonka — powiedziała Akwila, która kiedyś zajedno jajko otrzymała prawo ustawienia się w kolejce do wędrownego nauczyciela i popatrzenia przez **Zdumiewająco Mikroskopijne Urządzenie! Zoo w Każdej KropliWodyZ Rynsztoku!**. Następnego dnia o mały włos, azasłabłaby z pragnienia. Niektóre z tych stworzonek były włochate.
— Naprawdę? — zapytała sarkastycznie panna Weatherwax.
— Tak. A panna Libella twierdzi, że należy mówić prawdę!
— Dobrze! To bardzo porządna, uczciwa kobieta — stwierdziła panna Weatherwax. — Ale ja ci powiem, że ludziom trzeba mówić to, co potrafią zrozumieć. Sporo się jeszcze musi zmienić i pan Krzyżówkowy będzie musiał się dobrze kilka razy puknąć w głowę, zanim zrozumie, że niewidzialne istoty mogą przynieść chorobę. A zanim to się stanie, jego dzieci będą coraz bardziej chorowały. Gobliny zadziałają od razu. Dzięki nim krzywda zostanie dzisiaj naprawiona. Jutro spotkam się z panną Tyk i powiemjej, że już czas, by wędrowni nauczyciele dotarli tutaj.
— No dobrze — odparła niechętnie Akwila — ale powiedziała pani szewcowi Patisolowi, że ból w piersi mu przejdzie, jeśli codziennie przez miesiąc będzie chodził do wodospadów Spadające Skały i gdy wrzuci trzy lśniące kamyczki do stawu dla duszków wody. To niejest leczenie!
— Nie, ale on myśli, że tak. A zbyt dużo czasu spędza w pochylonej pozycji. Pięciomilowy spacer na świeżym powietrzu każdego dnia z pewnością go uzdrowi.
— Och — wyszeptała Akwila. — Kolejna historia?
— Możesz to tak nazywać. — W oczach panny Weatherwax zabłysły iskierki. — Ale nigdy nie wiadomo, może duszki wody będą wdzięczne za kamyki.
Zerknęła na Akwilę, sprawdzając wyraz jej twarzy, i poklepałają po ramieniu.
— Nie przejmuj się tak, panienko. Spójrz na to w ten sposób. Jutro twoja praca zmieni świat na lepsze. Dzisiaj ja pracuję, by do tego jutra wszyscy tutaj dotrwali.
— No tak, aleja myślę… — zaczęła Akwila, lecz zamilkła. Spojrzała na linię lasu dzielącą niewielkie poletka leżące w dolinie i stepowe łąki u podnóża gór. — On wciąż tu jest — powiedziała.
— Wiem — odparła panna Weatherwax.
— Trzyma się w pobliżu, ale się do nas nie zbliża.
— Wiem — powtórzyła panna Weatherwax.
— A właściwie co on robi?
— Ma w sobie kawałek ciebie. W takim razie ty mi powiedz? Akwila zastanowiła się. Dlaczego nie atakuje? Oczekiwała go już lepiej przygotowana, ale on nadal był silny.
— Może czeka na chwilę, gdy znowu mi będzie źle — powiedziała. — Ale męczy mnie pewna myśl. Która nie ma sensu. Myślę wciąż o… trzech życzeniach.
— Życzeniach czego?
— Nie wiem. To brzmi strasznie głupio.
Panna Weatherwax przystanęła.
— Wcale nie — powiedziała. — Coś, cojestw tobie bardzo głęboko, stara się ci przesłać wiadomość. Musisz to sobie przypomnieć. A teraz…
— Tak. — Akwila westchnęła. — Wiem, pan Gniewniak.
Do żadnej smoczej jamy nigdy nie zbliżano się równie ostrożniej ak do tego małego domku w zachwaszczonym ogrodzie.
Akwila pchnęła furtkę i obejrzała się za siebie, ale panna We — atherwax dyplomatycznie zniknęła. Najprawdopodobniej ktoś zaproponował jej filiżankę herbaty i słodkie ciasteczka, pomyślała dziewczynka. Ona nimi żyje.
Otworzyła furtkę i weszła do środka.
Nie mogła powiedzieć: To nie moja wina. Nie mogła powiedzieć: Nie odpowiadam za to.
Jedyne, co można było powiedzieć, to: Muszę sobie z tym poradzić.
Wcale nie trzeba tego chcieć. Po prostu musi się to zrobić ijuż. Wzięła głęboki wdech i weszła do ciemnego domku. Pan Gniewniak spał na swym fotelu tuż za drzwiami. Miał otwarte usta, w których widać było żółte zęby.
— Hm… dzień dobry. — Głos dziewczynki zadrżał. — Przyszłam… no… żeby sprawdzić… czy wszystko jest… w porządku…
Rozległo się jeszcze jedno chrapnięcie, a potem pan Gniewniak się zbudził, oblizując z ust resztkę snu.
— q to ty — powiedział. — Dzień dobry. — Podciągnął się w fotelu, by było mu wygodniej, i zapatrzył się gdzieś w drzwi, ignorującją kompletnie.
Może nie poprosi, myślała, myjąc, odkurzając, wytrzepując poduszki i sprzątając nocnik. Ale prawie krzyknęła, kiedyjedno ramię wyskoczyło w powietrze i złapało ją za nadgarstek, a stary człowiek popatrzył błagalnie.
_Proszę, sprawdź pudło, Marysiu, dobrze? Zanim pójdziesz. Bo widzisz, ostatniej nocy. słyszałem jakieś pobrzękiwania. Mógł tu dostać się jakiś podstępny złodziej.
— Dobrze — powiedziała Akwila, myśląc: Janiechcętubyćjaniechcętubyć!
Wyciągnęła pudło. Nie miała wyboru. Wydałojej się bardzo ciężkie. Podniosła pokrywę. Zaskrzypiały zawiasy, a potem zapanowała cisza.
— Nic ci nie jest, dziewczyno?
— No… — udało się powiedzieć Akwili.
— Jest tam wszystko czy nie? — zapytał zniecierpliwiony. Umysł Akwili przypominał bajoro mazi.
— Tak… wszystko tujest — udało jej się wykrztusić. — I… teraz to jest złoto.
— Złoto? Coś takiego! Nie nabieraj mnie, dziewczyno. Nigdy złota w rękach nie miałem!
Akwila delikatnie położyła pudło na kolanach staruszka. Spojrzał na monety.
Rozpoznała je. Praludki jadły z nich w kopcu. Kiedyś były na nich rysunki, lecz z czasem się wytarły.
Ale złotojest złotem, nieważne rysunki.
— No tak — pOWiedział pan Gniewniak. — No tak. _ I na tym zakończył rozmowę najakiś czas. Wreszcie rzekł: — To o wiele za dużo, by zapłacić za pogrzeb. Nie pamiętam, bym tyle zaoszczędził. Za takie pieniądze można pochować króla.
Akwila nie mogła tej sprawy tak zostawić. Po prostu nie mogła.
— Muszę panu o czymś powiedzieć — oświadczyła. I powiedziała. Opowiedziała mu wszystko od początku do końca, nie tylko to, co o niej dobrze świadczyło. Siedział i słuchał bardzo uważnie.
— No cóż, to bardzo interesująca historia — oświadczył, kiedy skończyła.
Читать дальше