Pac!
Jajko się rozbiło.
— Mówiłam ci — mruknęła panna Weatherwax. — To tylko zabawki. Patyki i kamienie.
— Używała pani kiedyś tego? — spytała Akwila — Nie. Nie potrafiłam ich rozwiesić. Nie układały mi się. — Panna Weatb-°rwax ziewnęła, owinęła się w koc, parę razy mruknęła „mhm, phm”, szukając sobie najwygodniejszego miejsca oparcia na skale, i po jakiejś chwilijej oddech się pogłębił.
Akwila czekała w milczeniu, zawinięta w swój koc. Wreszcie wyszedł księżyc. Wydawało jej się, że się wtedy lepiej poczuje, ale tak się nie stało. Przedtem otaczałają tylko ciemność. Teraz pokazały się cienie.
Obok niej rozległo się chrapanie. Należało do tych solidniejszych, jakby ktoś rwał gruby brezent.
Zdarzały się chwile ciszy. Bezdźwickjak lot pióra, cisza spadała w ciemności nocy na srebrnych skrzydłach, przemieniała się w ptaka, który wylądował na pobliskiej skale. Przechylił głowę, żeby przyjrzeć się Akwili.
W spojrzeniu ptaka było coś więcej niż tylko ciekawość.
Stara kobieta zachrapała znowu. Akwila, nie spuszczając wzroku z sowy, nachyliła się i potrząsnęła nią łagodnie za ramię. Ponieważ to nie zadziałało, potrząsnęła mocniej.
Rozległ się hałas, jakby zderzyły się trzy prosiaki, po czym panna Weatherwax otworzyłajedno oko.
— Kto? — zapytała.
— Sowa się nam przygląda. Jest tu bardzo blisko.
Nagle sowa zamrugała, spojrzała na Akwilę jakby zdziwiona, że widzi ją tutaj, rozwinęła skrzydła i zanurkowała w noc.
Panna Weatherwax odkaszlnęła raz i drugi, a potem powiedziała chrapliwie:
— Oczywiście, że to była sowa, moje dziecko. Dobre dziesięć minut zabrało mi zwabienie jej tak blisko! A teraz bądź cicho, kiedy zacznę od początku, bo inaczej będę się musiała zadowolić nietoperzem, a kiedy latam jako nietoperz, zawsze potem mi się wydaje, że widzę uszami, a to nie przystoi przyzwoitej kobiecie.
— Ale pani chrapała!
— Nie chrapałam! Odpoczywałam wdzięcznie, podczas gdy wabiłam sowę! Gdybyś mnie nie potrząsnęła, ajej nie przestraszyła, byłabymjuż na górze, mając całe wrzosowisko przed oczami.
— Pani… pani zabiera umysł sowy? — zapytała Akwila nerwowo.
— Nie! Niejestem takajak te twoje współżycze! Ja tylko… pożyczam sobie przejażdżkę od nich, tylko… popychamje delikatnie, nieco kierując. One nawet nie wiedzą, że tamjestem. A teraz spróbuj odpocząć!
— Ajeśli współżycz…?
— Jeśli tylko znajdzie się blisko nas, ja ci o tym powiem, nie ty mnie! — syknęła panna Weatherwax i położyła się na plecach. Nagle jeszcze raz uniosła głowę. — Ijanie chrapię! — dodała.
Nie minęło pół minuty, a zaczęła chrapać znowu.
Kilka minut później sowa była z powrotem, zresztą może to była inna sowa. Spłynęła na tę samą skałę, przysiadła tam na chwilę i zerwała się do dalszego lotu. Wiedźma przestała chrapać. Prawdę mówiąc, przestała oddychać.
Akwila przysunęła się bliżej, wreszcie aż przysunęła ucho do suchej piersi, by sprawdzić, czy usłyszy bicie serca…
Jej własne serce było ściśnięte niczym pięść…
…bo to było jak w dzień, gdy znalazła babcię Dokuczliwą w jej chacie. Babcia leżała spokojnie na wąskim żelaznym łóżku, lecz Akwila poczuła, że coś jest nie tak, kiedy tylko weszła do środka…
Bum!
Akwila policzyła do trzech.
Bum!
Serce biło.
Bardzo powoli, jak pęd, który rośnie, sztywna ręka się poruszyła. Sunęłajakjęzor lodowca w stronę kieszeni i wyciągnęła z niej dużą kartkę, na której napisane było:
NIE JESTEM MARTWA
Akwila uznała, że nie będzie się spierać. Okryła staruszkę dokładnie kocem i sama też zawinęła się w swój.
Przy świetle księżyca jeszcze raz spróbowała z chaosem. Z pewnością będzie potrafiła zmusić go, żeby powstał. Może jeśli…
W świetle księżyca bardzo, bardzo ostrożnie…
Pac!
Jajko pękło. Jajka zawsze pękały i teraz zostałojej już tylko jedno. Nie śmiałaby spróbować z żukiem, nawet gdybyjakiegoś znalazła. To byłoby zbyt okrutne.
Oparła się o skałę i spojrzała na srebrzysto-czarny krajobraz, ajej trzecia myśl pomyślała: Nie zamierza się przybliżyć.
Dlaczego?
Myślała dalej: Niejestem pewna, skąd to wiem. Ale wiem. Trzyma się z daleka. Wie, że panna Weatherwaxjest przy mnie.
I pomyślała: Skąd to może wiedzieć? Przecież nie ma umysłu! Nie wie, kfmjest panna Weatherwax.
Wciąż myślę, pomyślała trzecia myśl.
Akwila osunęła się przy skale.
Czasami wydawało jej się, że ma… zbyt tłoczno w głowie…
A potem był poranek, świeciło słońce, rosa osiadłajej na włosach, mgła unosiła się nad ziemiąjak dym… Na skale, którą w nocy odwiedzała sowa, siedział teraz orzeł, zajadając coś futrzastego. Widziała każde pióro wjego ogonie.
Przełknął, spojrzał przelotnie na Akwilę swym szalonym ptasim wzrokiem i odleciał, mieszając we mgle.
Leżąca obok niej panna Weatherwax zaczęła znowu chrapać, co Akwila uznała za znak, że staruszka wróciła do swego ciała. Szturchnęłają i regularny dźwięk nagle się urwał.
Staruszka usiadła, odkaszlnęła i zaczęła poirytowana ponaglać Akwilę, by podałajej butelkę z herbatą. Nie odezwała się ani sj wem, dopóki nie wypiła połowyjej zawartości.
— Niech mówią, co chcą — wyrzuciła z siebie, zatykając butelkę korkiem — ale króliki smakują znacznie lepiej po ugotowaniu. I bez futra!
„„Pani wzięła… pożyczyła sobie orła? — zapytała Akwila.
~ Oczywiście. Nie mogłam wymagać od biednej starej sowy latania po wschodzie słońca, po to tylko by zobaczyć, ktojest w okolicy. Przez ca^noc polowała na polne myszy, a możesz mi wierzyć, że surowy królikjestjednak lepszy od myszy. Nigdy niejedz myszy.
— Nie bCdc — oświadczyła z całym przekonaniem Akwila. — Panno Weatherwax, wydaje mi się, że wiem, co robi współżycz. Myśli.
— Wydawało mi się, że on nie ma mózgu!
Akwila pozwoliła, tyj ej myśli wypowiedziały się samodzielnie.
— Alejest w nim moje echo, prawda? Musi być. Bo było w nim echo każdego, kim kiedyś był. Musi być w nim kawałek mnie. Ja wiem, że on tutajjest, i on wie, żejajestem tutaj z panią. Tylko trzyma się na odległość.
— Och, tak? A to dlaczego?
— Myślę, że się pani boi.
— Ha! A to z kolei dlaczego?
— Boja się boję — odparła zwyczajnie Akwila. — Trochę.
— Ojej, naprawdę, kochanie?
— Tak. To jak z psem, który został uderzony, ale nie ucieka. Nie rozumie, co zrobił nie tak. Ale… jest w tym coś… jakaś myśl, której nie umiem nazwać…
Panna Weatherwax nic nie odpowiedziała. Twarz miała bez wyrazu.
— Czy nic pani nie jest? — zapytała Akwila — Daję ci czas, żebyś zrozumiała tę myśl — odpowiedziała panna Weatherwax.
— Przepraszam, umknęła mi. Ale… my myślimy o współżyczu nie tak, jak powinnyśmy.
— Naprawdę? Dlaczego tak uważasz?
— Ponieważ… — Akwila zmagała się z tą myślą. — Uważam, że my nie chcemy myśleć o nim w odpowiedni sposób. To majakiś związek z… trzecim życzeniem. I nie wiem, co to znaczy.
— Staraj się złowić tę myśl — powiedziała wiedźma, po czym podniosła wzrok i dodała: — Mamy towarzystwo.
Akwila dopiero po kilku chwilach zobaczyła to, co panna We — atherwaxjuż widziała — kształt na krawędzi lasu, mały i ciemny. Zbliżał się ku nim, chybocząc się na boki.
Objawił się w końcujako Petulia, lecąca powoli i nerwowo kilka stóp nad wrzosowiskiem. Od czasu do czasu zeskakiwała, by ustawić kij w odpowiednim kierunku.
Читать дальше