Brał nowe ciała i zawsze doprowadzał ich właścicieli do szaleństwa, zawsze szukając potęgi, którą za każdym razem zabijał… a kiedy Akwila zadawała sobie pytanie dlaczego, pamięć odpowiadała: ponieważ jest przerażony.
Czego się tak boi? — zastanawiała się dziewczynka. Jest taki potężny!
Kto wie? Alejest oszalały ze strachu. Całkiem zafiksowany.
— Tyjesteś Rwetest Prostota, prawda? — zapytała Akwila i w tej samej chwili uszy poinformowałyją, że wypowiedziała to na głos.
— Bardzo rozmowny, nieprawdaż? — wtrąciła się panna Weatherwax. — Mówił przez twój sen tamtej nocy. Miał o sobie bardzo wysokie mniemanie. Podejrzewam, że dlatego jego wspomnienia tak długo przetrwały.
— Ale nie odróżnia słowa „zafiksowany” od „sfiksowany” — mruknęła Akwila — No cóż, pamięć słabnie. — PannaWeatherwax zatrzymała się, opierając o skałę. Wyraźnie brakowałojej oddechu.
— Czy pani się dobrze czuje? — spytała zaniepokojona Akwila.
— Jestem zdrowajak dzwon. — Wiedźma świsnęła lekko. — Tylko łapię mój drugi wiatr. A zresztą zostało nam już tylko sześć mil.
— Zauważyłam, że pani odrobinę kuleje.
— Naprawdę? To przestań zauważać!
Zabrzmiało to gromko niczym rozkaz, aż echo odpowiedziało. Kiedy echo ucichło, panna Weatherwax odkaszlnęła. Akwila pobladła.
— Wydaje mi się — powiedziała stara wiedźma — że mogę być dzisiaj nieco podrażniona. Wszystko przez te myszy. — Odkaszlnęła znowu. — Ci, którzy mnie znają i zasłużyli sobie na to wjakiś sposób, mogą nazywać mnie babcią Weatherwax. Nie miałabym nic przeciwko, gdybyś ty mnie tak nazywała.
— Babcia Weatherwax? — zaskoczyła Akwila po chwili, zaskoczona co najmniej zaskakującą propozycją.
— Nie technicznie — dodała pospiesznie pani Weatherwax. — Coś takiego nazywają tytułem honorowym, takjak na przykład Stara Matka Taka to Taka albo NianiaJaktojejnaimię. Żeby pokazać, że wiedźma ma… żejest naprawdę… że była…
Akwila nie wiedziała, czy się śmiać, czy wybuchnąć łzami.
— Wiem — powiedziała.
— Naprawdę?
— Takjak babcia Dokuczliwa. Była moją babcią, ale wszyscy na Kredzie nazywali ją babcią Dokuczliwą.
Pani Dokuczliwa zupełnie do niej nie pasowało. Potrzebne było słowo duże, ciepłe, otwarte. Babcia Dokuczliwa to było to.
— Takjakby była babcią wszystkich! — dodała. Anie dodała: Bo opowiadała im bajki!
— No właśnie. Być może. Więc mówią na mnie babcia Weatherwax — powiedziała babcia Weatherwax i dodała szybko: — Ale technicznie rzecz biorąc, nie jestem babcią. No a teraz ruszajmy.
Wyprostowała się i raźno pomaszerowała przed siebie. Babcia Weatherwax. Akwila próbowała smak tego słowa. Nigdy nie znała swojej drugiej babci, która umarła, jeszcze zanim Akwila się urodziła. Nazywanie kogoś innego babcią wydawało się dziwne, ale mimo wszystkojakoś w porządku. No bo powinno się mieć dwie babcie.
Współżycz podążał za nimi. Czuła to. Lecz wciąż trzymał się na dystans. No tak, oto sztuczka, z którą przyjdę na Próby, pomyślała. Babcia — coś zamrowiłoją w mózgu, kiedy pomyślała to słowo — babcia z pewnością miałajakiś plan. Musiała mieć.
Ale… sprawy nie toczyły się tak, jak powinny. Czuła jakąś myśl, która nie mogła się do końca sformułować. Kiedyjuż myślała, że ją ma, myśl się rozpływała. Lecz Akwila wiedziała, że współżycz nie zachowuje się tak, jak powinien.
Dogoniła staruszkę.
Po jakimś czasie pojawiły się wskazówki, że są już w pobliżu Prób. Akwila zobaczyła w powietrzu co najmniej trzy postacie na miotle, kierujące się w tę samą stronę. Najwyraźniej szły dobrą drogą, bo ciągnęły nią także całe gromady ludzi. Dało się zauważyć pomiędzy nimi kilka spiczastych kapeluszy, co chyba można uznać za bardzo dobrą wskazówkę. Droga przezjakiś czas biegła lasem, a potem wynurzyła się na patchworku poletek i wreszcie skierowała do wysokiego żywopłotu, zza którego dochodziły dźwięki orkiestry dętej grającej wiązankę popularnych przy takich okazjach melodii, choć z samych dźwięków trudno byłoby powiedzieć, która to akurat melodia i najaką okazję.
Akwila aż podskoczyła, widząc unoszący się ponad drzewami balon porwany przez wiatr, ale okazał się zwykłym balonem, a nie resztą Briana. Poznała to po mieszaninie okrzyków gniewu i skargi towarzyszącej ulatującej zabawce: Jagochcęchcęchcępoleciałpole — cialPOLECIAŁ!” — jest to tradycyjny okrzyk małych dzieci uczących się, że przy balonach, podobnie jak w życiu, ważne jest wiedzieć, kiedy nie należy puszczać sznurka. Balony sapo to, aby dzieci się tego nauczyły.
Ale ponieważ była to specjalna okazja, jedna z mioteł, ponad którą widniał spiczasty kapelusz, podleciała w górę i złapała balon, a potem opuściła się z nim na ziemię.
— Niegdyś tak wcale nie było — poskarżyła się babcia Weather — wax, kiedy dotarły do bramy. — Gdy byłam dziewczynką, spotykałyśmy się gdzieś na łąkach, tylko we własnym gronie. Ale teraz to musi być Specjalna Okazja dla Całej Rodziny. Ha!
Przy bramie zgromadził się niezły tłum, ale najwyraźniej coś było w tym „Ha!”, bo ludziejak za sprawą magii rozstąpili się, a kobiety zagarniały dzieci bliżej siebie, gdy babcia maszerowała prosto do wejścia.
Siedział tam chłopak sprzedający bilety, który w tym momencie najwyraźniej wolałby nigdy się nie narodzić.
Babcia Weatherwax popatrzyła na niego. Akwila widziała, jak uszy chłopaka czerwienieją.
— Dwa bilety, młodzieńcze — powiedziała babcia. Zjej słów leciały sopelki lodu.
— To będzie… no… jeden dziecięcy ijeden dla emerytów? — Chłopakowi głos się trząsł.
Babcia pochyliła się wjego stronę i zapytała:
— Co to znaczy emeryt, młodzieńcze?
— No… tojest, tego… wie pani… ktoś starszy wiekiem — wymamrotał chłopak. Teraz i dłonie mu się trzęsły.
Babcia pochyliła się jeszcze bardziej. Chłopak bardzo, ale to bardzo pragnął się cofnąć, lecz stopy miałjak przytwierdzone do podłoża, mógłjedynie odchylać się w tył.
— Młodzieńcze — oświadczyła babcia — ja ani teraz, ani w ogóle nigdy nie będę starsza wiekiem. Poproszę dwa bilety, które jak widzę z napisu, kosztują każdyjeden pens. — Ręka babci wystrzeliła do przoduj ak żmija. Chłopak odskoczył w tył.
— Oto dwupensówka — powiedziała panna Weatherwax. Akwila popatrzyła najej dłoń. Palec wskazujący i kciuk złożone były razem, ale nie było widać między nimi żadnej monety.
Mimo to chłopak, uśmiechając się rozpaczliwie, wziął bardzo starannie brak monety w dwa palce. Staruszka delikatnie wyjęła zjego drugiej ręki bilety.
— Dziękuję, młody człowieku — powiedziała i wmaszerowała na pole. Akwila pobiegła za nią.
~Co ty…? — zaczęła, ale babcia Weatherwax podniosła palec do ust, złapała Akwilę za ramię i obróciłają.
Sprzedawca biletów wpatrywał się w swoje palce. Nawet potarł jeden o drugi. Potem wzruszył ramionami, przeniósł rękę ponad skórzaną torbę na pieniądze i rozwarł palce, jakby wypuścił z nich monetę.
Brzdęk, brzdęk…
Tłum zebrany przy bramie odetchnął, a parę osób zaczęło nawet klaskać. Chłopiec uśmiechał się dość dziwacznie. Chyba się spodziewał, że coś takiego się wydarzy.
— No dobrze — powiedziała zadowolona z siebie babcia Weatherwax. — A teraz nie pogardziłabym filiżanką herbaty i kilkoma słodkimi ciasteczkami.
— Babciu, tu są dzieci! Nie tylko wiedźmy!
Читать дальше