Zsunęła się kilka kroków przed Akwila i panną Weatherwax, złapała pospiesznie miotłę i skierowała ją w stronę potężnej skały. Miotła uderzyła w nią lekko i już tam została, ponawiając próby przelecenia przez górę.
— Hm… przepraszam — wyjąkała Petulia. — Ale nie zawsze udaje mi się jązatrzymać, a tojest lepsze niż wożenie ze sobą kotwicy… hm.
Skinęła głową na powitanie w stronę panny Weatherwax, ale przypomniała sobie, że ma przed sobą wiedźmę, więc w połowie tego ruchu rozpoczęła ukłon. Za takie przedstawienie można byłoby brać pieniądze. Zakończyła podwójnie zgięta i gdzieś z głębi doszedł cichy głos:
— Hm… czy ktoś mi może pomóc? Wydaje mi się, że mój oktogram z Trzech Koron zaczepił się za woreczek z dziewięcioma ziołami…
Rozplątywanie zajęło im dobrą minutę.
— Zabawki, tylko zabawki — mamrotała panna Weatherwax, podczas gdy rozczepiały naszyjniki i wisiorki.
Kiedy Petulia się wyprostowała, buzię miała purpurową. Widząc wyraz twarzy panny Weatherwax, zdjęła z głowy kapelusz i mięła go teraz w dłoniach. Była to oznaka szacunku, ale faktemjest, że długi na dwie stopy ostry rożek był wycelowany prosto w nie.
„Hm… poszłam odwiedzić pannę Libellę, a ona powiedziała, że udałyście się tu w pogoni za czymś straszliwym. Hm… więc pomyślałam sobie, że lepiej sprawdzę, jak się macie.
— Hm… to bardzo miłe — powiedziała Akwila, ale jej zdradliwa druga myśl wyskoczyła z: I co niby byś zrobiła, gdyby to coś nas zaatakowało? Wyobraziła sobie Petulię stojącą przed ryczącym potworem, ale nie było to wcale tak śmieszne, jak jej pierwsza myśl sugerowała. Bo Petulia trwałaby przed nim, drżąc ze strachu, brzęcząc swymi bezużytecznymi amuletami, tracąc zmysły z przerażenia… ale nie cofając się. Wiedziała, że one mogą się mierzyć z czymś przeokropnym, ale przybyła mimo to.
— Jak ci na imię, dziewczyno? — zapytała panna Weatherwax.
— Hm… Petulia Chrząstka, proszę pani, uczę się u Gwinifredy Czarnykaptur.
— U starej mateczki Czarnykaptur? — ucieszyła się panna Weatherwax. — To bardzo rozsądna osoba. I świetnie sobie radzi ze świniami. Dobrze zrobiłaś, zjawiając się tutaj.
Petulia nerwowo spojrzała na Akwilę.
— Hm… ajak ty się czujesz? Panna Libella powiedziała mi, że… chorowałaś.
— Już znacznie lepiej, ale bardzo ci dziękuję, że pytasz — odparła Akwila cicho. — Posłuchaj, przykro mi ze względu na…
„Nieważne, byłaś chora — szybko przerwałajej Petulia.
To była druga jej cecha charakterystyczna. Zawsze chciała o wszystkich myśleć jak najlepiej. Jeśli ktoś się zachowywał nie tak, starała się myśleć o nim jeszcze lepiej, jakby to mogło naprawić daną osobę.
— Czy wrócisz do domu przed Próbami? — Jakimi Próbami? — Akwila całkiem się pogubiła.
— Przed Próbami Czarownic — podpowiedziała panna Weatherwax.
— To dzisiaj — dodała Petulia.
— Kompletnie o tym zapomniałam! — wykrzyknęła Akwila.
— Aja nie — wtrąciła stara wiedźma. — Nigdy nie opuszczam Prób. Nie zdarzyło mi się nie stawić na nich przez sześćdziesiąt lat. Czy mogłabyś zrobić przysługę starej kobiecie, droga panno Chrząstko? Wróć teraz na miotle do domu panny Libelli, przekaż jej moje uszanowanie i poinformuj, że zamierzam prosto stąd udać się na Próby. Czy ona ma się dobrze?
— Hm, żonglowała piłkami, nie używając rąk! — wykrzyknęła Petulia w zachwycie. — I wiecie co jeszcze? Widziałam w ogródku elfa! Błękitnego!
— Naprawdę? — Akwili ścisnęło się serce.
— Tak. Prawdę mówiąc, był dość niechlujny. I kiedy zapytałam go, czyjest naprawdę elfem, powiedział, że jest… hm… „wielkim, śmierdzącym, okropnie parzącym elfem, który mieszka w pokrzywie w Brzęczącej Krainie”, ijeszcze krzyknął „ty skunksie!”. Czy rozumiecie coś z tego?
Akwila spojrzała w okrągłą, naiwną twarz Petulii. Już otwierała usta, żeby powiedzieć: „Ktoś tu za bardzo lubi bajki” — ale powstrzymała się na czas. To nie byłoby w porządku. Westchnęła.
— Petulio, widziałaś Fik Mik Figla. To jest postać z bajki, ale niezbyt słodka. Przykro mi. One są dobre… no, mniej lub bardziej… ale nie do końca. A okrzyk „ty skunksie!” stanowi rodzaj słowa-miecza. Nie wydaje mi się zresztą szczególnie ostry.
Wyraz naiwnej buzi przez moment się nie zmieniał. Wreszcie Petulia wydusiła z siebie:
— Więc to byłjednak elf?
— No, technicznie rzecz biorąc, raczej krasnoludek! Okrągła buzia rozświetliła się uśmiechem.
— To dobrze. Nie byłam pewna, ponieważ, no wiecie, wychylał się zzajednego z ogródkowych krasnali panny Libelli.
— Nie ma wątpliwości, że był to Figiel — odparła Akwila — Z pewnością wielka, śmierdząca, okropnie parząca pokrzywa też potrzebuje swojego elfa, takjak każda inna roślina — oświadczyła Petulia.
Kiedy Petulia odleciała, panna Weatherwax tupnęła nogą i oświadczyła:
— Idziemy, młoda damo. Do Stromegoklifu mamy dobre osiem mil. I tak nie zdążymy na początek.
— A co ze współżyczem?
— Och, jeśli chce, może iść z nami także. — Panna Weatherwax się uśmiechnęła. ~ Inie marszcz się tak. Na Próbach będzie ponad trzysta wiedźm ze wszystkich stron. Nie znajdziesz bezpieczniejszego miejsca. Chyba że chcesz się z nim spotkać teraz? Pewnie udałoby nam się to zrobić. On nie porusza się zbyt szybko.
— Nie! — wykrzyknęła Akwila nieco głośniej, niż zamierzała. — Nie, ponieważ… nie wszystko jest takie, najakie wygląda. Coś się nie zgadza. Ja… ja nie potrafię tego wytłumaczyć. Tu działa trzecie życzenie.
— A ty nie wiesz, jak ono brzmi.
— Nie wiem. Ale mam nadzieję, że wkrótce się dowiem. Stara wiedźma przyjrzałajej się uważnie.
— Ja też mam taką nadzieję. No cóż, nie ma sensu tu dalej sterczeć. Ruszajmy. — I z tymi słowami zwinęła koc i ruszyła przed siebie, jakby ciągnięta niewidocznymi sznurkami.
~Ale nie mamy nawet nic dojedzenia! — zawołała Akwila, biegnąc za nią.
— Ja spożyłam mnóstwo myszy zeszłej nocy — rzuciła panna Weatherwax przez ramię.
— Tak naprawdę ich pani nie zjadła. To był posiłek sowy.
— Technicznie rzecz biorąc, owszem — zgodziła się panna Weatherwax. — Ale jeśli pomyślisz, że jadłaś przez całą noc myszy, zadziwiające, jak to potrafi zepsuć apetyt na cokolwiek rano. Czy kiedykolwiek.
Pokazała na oddalającą się sylwetkę Petulii.
— To twoja koleżanka? — zapytała, kiedy się zrównały.
— No… jeśli tak, to na nianie zasługuję — odparłaAkwila.
— Cóż — mruknęła panna Weatherwax. — Czasami otrzymujemy coś, na co nie zasługujemy.
Jak na starą kobietę, wiedźma poruszała się bardzo szybko. Pokonywała wrzosowisko, jakby było jej osobistym nieprzyjacielem. Ale była też dobra w czymśjeszcze.
Znała się na ciszy. Towarzyszył jej szum spódnicy przedzierającej się przez krzaki, ale w jakiś sposób stal się on częścią szumu przyrody.
I kiedy tak szły w milczeniu, Akwila słuchała wspomnień. Współżycz zostawił ich całe setki. Większość z nich słabych — te sta — nowiłyjedynie leciutkie uczucie niewygody w głowie, ale prehistoryczny tygrys wciąż widniał wyraźnie wjej umyśle, a za nim gdzieś krył się wielki jaszczur. W swoim czasie ijeden, i drugi byłyjak maszyna do zabijania. Najpotężniejsze stworzenia świata. Kiedyś. Współżycz je zajął. Umarły, walcząc z nim.
Читать дальше