• Пожаловаться

Olga Gromyko: Wiedźma Opiekunka. Część 1

Здесь есть возможность читать онлайн «Olga Gromyko: Wiedźma Opiekunka. Część 1» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию). В некоторых случаях присутствует краткое содержание. категория: Фэнтези / на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале. Библиотека «Либ Кат» — LibCat.ru создана для любителей полистать хорошую книжку и предлагает широкий выбор жанров:

любовные романы фантастика и фэнтези приключения детективы и триллеры эротика документальные научные юмористические анекдоты о бизнесе проза детские сказки о религиии новинки православные старинные про компьютеры программирование на английском домоводство поэзия

Выбрав категорию по душе Вы сможете найти действительно стоящие книги и насладиться погружением в мир воображения, прочувствовать переживания героев или узнать для себя что-то новое, совершить внутреннее открытие. Подробная информация для ознакомления по текущему запросу представлена ниже:

Olga Gromyko Wiedźma Opiekunka. Część 1

Wiedźma Opiekunka. Część 1: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wiedźma Opiekunka. Część 1»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

W. Redna powraca… i jest jeszcze w.redniejsza! Czas rozpocząć prawdziwe życie. I to nie byle gdzie – na młodą czarownicę czeka już posada w Dogewie. Tak, tak, Wolha kończy swoją edukację na magicznym uniwersytecie. I to z wyróżnieniem! Pomiędzy nią, a dyplomem stoi już tylko jedna, jedyna przeszkoda. Staż. Na zamku. U wyjątkowo niewydarzonego władcy. Diabeł może by sobie w takiej sytuacji nie dał rady, ale baba…

Olga Gromyko: другие книги автора


Кто написал Wiedźma Opiekunka. Część 1? Узнайте фамилию, как зовут автора книги и список всех его произведений по сериям.

Wiedźma Opiekunka. Część 1 — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wiedźma Opiekunka. Część 1», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема

Шрифт:

Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Sssmutno ci malutka? – usłyszałam za plecami pełne współczucia sykniecie.

Nade mną zwisała czarna góra z połyskującymi wężowymi oczyma. Smok poruszył koniuszkiem ogona, podcinając mi kolana. Ze śmiechem opadłam na śliskie łuski i złapałam się przechylonego na bok grzebienia.

– Smutno?! Ja tu wrę ze słusznego gniewu! Patrz, żeby ci się ogon nie stopił!

Odporny na temperaturę smok tylko prychnął, zanurzając swój łeb w pobliżu mojej głowy. Wyciągnęłam rękę i podrapałam miękki skomplikowany wzorek ze srebrnych łusek na jego brodzie. Lewark z zadowoleniem zmrużył oczy.

– Daj sspokój malutka, wszystko będzie dobrze… Co to ssą dwa lata? Drobiazzzg, szczególnie dla wampirów i magów. Wrócisssz do ssswojej Dogewy, on na ciebie poczeka…

– Gdyby to wszystko było takie proste! – Westchnęłam bez najmniejszego skrępowania używając smoczego ogona w charakterze kozetki. – Wtedy w Dogewie coś we mnie pękło, Lewark. W zimie siedzi sobie człowiek w pokoju i myśli, że tutaj to przy kominku miło i ze przytulnie się powylegiwać pod kołdrą, pogadać z przyjaciółkami, pospacerować po targu, kupić coś smacznego…Ale latem to się chce uciec z domu, gdzie nogi poniosą: przejść parędziesiąt wiorst pustynną drogą, posiedzieć przy brzegu jeziora, posłuchać szumu fal, zdrzemnąć się leśnej polanie… I zupełnie obojętne mi są moja reputacja, ani na przyszłość i wątpliwe tyły w postaci pałaców. Ja chcę iść po prostu do przodu. I wszystko mi jedno dokąd. Byle do przodu. Wrócić do Dogewy? Ależ jak najbardziej! Tylko, że ja chcę tam WRACAĆ. Wracać i ponowne odchodzić. A z resztą, tak naprawdę nie wiem do końca czego chcę. I pewnie to właśnie mnie tak bardzo martwi…

– A wiesz – spokojnie syknął smok, nie otwierając oczu – że sssama to świetnie wyjaśniłaś, tylko póki co nie potrafisz się z tym pogodzić…

– Z czym? – zapytałam ostrożnie.

Smok uśmiechnął się i w mroku zalśniły dwie rozjarzone czerwienią szczeliny.

– Masz piękne oczu. Zbyt piękne… Nie martw sssię, malutka, wszystko będzie dobrze. Będzie z ciebie doskonały mag praktyk…

– Już to widzę… – mruknęłam ze złością – przez te dwa lata stracę resztę odruchów, strzygi nie dam rady odróżnić od zombi, komu ja będę potem potrzebna?! Chyba ostatnia wiedźma by pogardziła taką „łatwą” robotę… Wiedźma… Wiedźma!!! Lewark, damy radę!

Rozdział czwarty

Było to bardzo ważne przyjęcie. Mój dalszy los od niego zależał. Nic więc dziwnego, że przygotowania zaczęłam już wieczorem – zmoczyłam włosy piwem, ale ani ich nie rozczesałam, ani nie zaplatałam. Nad ranem stały na głowie w potwornym kołtunie w dodatku przekrzywionym na lewą stronę. Takiego produktu kunsztu fryzjerskiego nie uzyskałabym przy użyciu szczotki i za sto lat.

Makijaż (żółto – szary puder, czarna pomada i fioletowe cienie) zajął około godziny, ale w końcu udało mi się uzyskać niezdrowy, trupi odcień skóry.

Poszukiwanie pasującego do okazji stroju również trwały dłuższą chwilę. Szczęśliwie Welka jeszcze się nie zebrała, żeby wyrzucić swoją starą szarą bluzkę, podartą i wypaćkaną sadzą (ostatnio owinęłyśmy nią szczotkę i czyściłyśmy komin). Za spódnicę posłużyłam ścierka do podłogi podpasana sznureczkiem. Na szyję założyłam naszyjnik z suszonych chrabąszczy wybłaganych od chłopaków z wydziału zielarstwa. Z braku bransoletki nadziałam na nitkę mysie czaszki, a na ramiona kokieteryjnie zarzuciłam wypchaną żmiję.

Następnie spojrzałam w lustro. Czarodziejki zwykle oburzają się straszliwie, jeżeli ktoś nazywa je wiedźmami. Ale przy obecnym wyglądzie uznałabym to za komplement. Wyszła ze mnie do tego stopnia paskudna wiedźma, że drzemiący w fotelu Mruczek najeżył się i zwiał pod łóżko. Musiałam prawie, że na kolanach błagać go o zostanie moim asystentem. Bo w końcu co to za wiedźma bez kota?! Kot zgadzał się, że wiedźma ze mnie żadna i moje towarzystwo może zrujnować mu reputację porządnego łapacza szczurów. Po krótkiej chwili namysłu złapałam go za poruszający się z irytacją ogon, pociągnęłam i zwierzak głęboko przeorał po mnie wszystkimi czterema łapami.

Ssąc rękę i szeptem przeklinając uparte bydle, wyciągnęłam z szafy chłodzącej wczorajszy kotlet schabowy i pomachałam nim przed nosem kota. Mruczek powąchał, oblizał się łakomie, ale nie ruszył z miejsca. W zamyśleniu zaczęłam żuć wzgardzony produkt, po czym przypomniałam sobie o istnieniu telekinezy i po paru chwilach trzymałam już kota w rękach. Stwierdzenie, że poddał się bez walki, oznaczałoby kompletny brak szacunku wobec takiego wielkiego wojownika, jakim jest nasz Mruczek.

Moje triumfalne wyjście ze szkoły nie postało niezauważone – przy bramie stał Almit i prowadził bezprzedmiotową dyskusję z bogato ubraną damą trzymająca za rączkę pulchne dziecko. Wyglądało, że od dłuższego czasu bezskutecznie próbował wyjaśnić troskliwej matce, że jej pociecha bez wątpienia posiada wszystkie niewyobrażalne talenta oprócz magicznego, w związku z czym nie może zostać przyjęta do Szkoły nawet odpłatnie.

Na widok wiedźmy dyskusja zamarła jak ucięta nożem.

– Kto to jest? – zapytała zszokowana dama, na wszelki wypadek przytulając do siebie genialne dziecię.

– Nasza najlepsza absolwentka – palnął nie mniej oszołomiony Almit.

Uśmiechnęłam się sztucznie, odsłaniając poczernione węglem zęby.

Dama złapała pociechę na ręce i bez pożegnania się precz od wątpliwych uroków wykształcenia magicznego.

* * *

Do pałacu udałam się na piechotę i na bosaka, niezbyt starannie omijając kałuże. Złapany pod pachą kot wył na jedną nutę całkiem pozbawionym nadziei głosem. Nieliczni poranni przechodnie czmychali do zaułków, nie ryzykując spotkania wiedźmy na wąskiej ulicy.

Strażnicy również nie ucieszyli się na mój widok. Skrzyżowali drżące glewie i z maksymalnym szacunkiem spytali o cel wizyty. Podałam im wypisane przez mistrza skierowanie i wczuwając się w rolę, złowieszczo wymruczałam coś pod nosem, pocierając dłonie. Glewie nie tyle nawet rozstąpiły się, co rzuciły na boki. Pod opuszczonymi przyłbicami dźwięcznie szczękały zęby.

Akurat zdążyłam na śniadanie – w drodze do sali biesiadnej trafiły mi się tylko dwie służące, z których jedna malowniczo zemdlała, a druga śpiesznie schowała się za gobelinem. Utkane na nim morze wzburzyło się realistycznie, a stateczek podfrunął na grzebień fali. Przy drzwiach sali również stali strażnicy, ale nawet się nie zatrzymałam, spojrzeniem otworzyłam drzwi na oścież i przedefilowałam obok osłupiałych gwardzistów.

Jego Wysokość zasiadł u szczytu stołu na czymś pomiędzy krzesłem z tronem – wysokie, bogato zdobione oparcie z wzrokiem z szafirów dookoła i dość proste siedzisko, bez podłokietników. Malutkie oczka Nauma zmrużone były z zadowolenia, wysoka korona wespół z zaczesanymi z boków włosami, skutecznie maskowała łysinę. Karmazynowy płaszcz zdobiony w złote lilie sięgał podłogi. Ciężki, pewnie z aksamitu. Z tyłu, po obu stronach królewskiego tronu, stały faworyty – blondynka i ciemna brunetka, które czule uśmiechały się do naumowej potylicy. Z początku pomyślałam, że ktoś biedaczki bestialsko obrabował, ale po chwili zrozumiałam, że ten prawie całkowity brak materiału na ponętnych kształtach jest zjawiskiem normalnym. Materii nie tyle brakowało, co ze wszelkich oznak wynikało, że zsunęła się, zasłaniając zupełnie nieciekawe części ciała, podczas gdy to, co zwyczajowo się przykrywa, było wystawione na widok publiczny, za wyjęciem może paru strzępków i trzech sznurków. Po lewej stronie króla, z zaciśniętymi wargami, a do tego zupełnie prosto, jakby ją kto nabił na pal siedziała królowa Weronika – prawowita małżonka Nauma, panna o urodzie lalki. Na czubku jej jasnej kędzierzawej peruki pysznił się szafirowy diadem. Blade błękitne oczy obojętnie ślizgały się po chytrych twarzach dworaków, którzy ustawili się wzdłuż ścian w oczekiwaniu na sygnał rozpoczęcia biesiady. W podołku Jej Wysokości drzemał srebrzystoszary mopsik z pomarańczową mordką i wyłupiastymi oczkami. A raczej drzemał, póki się nie pojawiłam, bo natychmiast utracił wszelka ochotę na sen. Wyrwał się z rąk, jak żaba plasnął o podłogę i schował się pod siedziskiem Nauma, zasłoniętym zwisającym płaszczem.

Читать дальше
Тёмная тема

Шрифт:

Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Wiedźma Opiekunka. Część 1»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wiedźma Opiekunka. Część 1» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё не прочитанные произведения.


Отзывы о книге «Wiedźma Opiekunka. Część 1»

Обсуждение, отзывы о книге «Wiedźma Opiekunka. Część 1» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.