Jaskari przysiadł na brzegu łóżka Indry i zmierzył jej puls.
– Miałaś dużo szczęścia. Twój ojciec Gabriel mówił, że macie w waszej rodzinie grube czaszki, i to rzeczywiście prawda. Ta deska nie trafiła na skorupkę od jajka.
– Jak powinnam rozumieć określenie „gruba czaszka”? Zresztą wszystko jedno, cieszy mnie ten rodzinny defekt, jeśli można to tak nazwać. Jaskari, muszę z tobą o czymś porozmawiać.
– Ze mną? A cóż to za sprawa?
– Elena. Ona bardzo cierpi, czy nie możesz się nad nią zlitować?
Chłopak odwrócił twarz.
– Nie, dopóki nie nabiorę pewności, że ona myśli o mnie poważnie.
Indrę ogarnął gniew, a to z całą pewnością nie wyszło jej na zdrowie.
– A kiedy i w jaki sposób będzie mogła ci to udowodnić, jeśli nie dajesz jej żadnych szans? Jesteś najbardziej egoistycznym mężczyzną, o jakim słyszałam! A co z okazywaniem innym odrobiny zaufania zamiast posądzania ich o hipokryzję i użalania się nad sobą?
– Ty tego nie rozumiesz – odparł chłodno. – Elena jest taka niestała, jeśli chodzi o romanse.
– Elena nie jest wcale gorsza od nas wszystkich. Ile razy sam się pomyliłeś, zakochując się w lalkowato pięknych dziewczętach, tylko po to, żeby odkryć, że ich serca są puste?
Jaskari miał przynajmniej dość wstydu, by wyglądać na winnego.
Indra podjęła jeszcze energiczniej:
– Elena była niedojrzała, to prawda, ale ma do tego prawo. Myśli jednak przecież o tobie dniem i nocą, płacze z rozpaczy dlatego, że nie chcesz przyjąć jej miłości, chociaż sam powiedziałeś, że ją bardzo kochasz. Czego ty od niej żądasz? Żeby czołgała się przed tobą na kolanach i całowała zabłocone mankiety u spodni?
Jaskari wybuchnął śmiechem.
– Właściwie powinienem się gniewać, ale chyba rzeczywiście zmusiłaś mnie do zastanowienia, Indro.
– Tak, na Boga, człowieku, musisz chyba umieć znieść klęskę, jeśli okaże się, że miałeś rację,
– Nie wtedy, gdy chodzi o Elenę – odparł – Ona zbyt wiele dla mnie znaczy. Nie zniósłbym, gdyby mnie opuściła.
– Bardzo, bardzo wielu ludzi boi się tego, a mimo wszystko wciąż próbują. Jaskari, zachowujesz się jak głupiec. Ja nigdy nie będę mogła dostać tego, kogo kocham, to niemożliwe. A ty masz ten przywilej, że dziewczyna, którą wybrałeś, kocha cię, a mimo to zadzierasz nosa i mówisz „nie, dziękuję”. To szczyt arogancji i użalania się nad sobą. I tchórzostwa!
Upłynęło trochę czasu, zanim Jaskari, wzburzony, lecz zdecydowany, zszedł na dół do sali operacyjnej. Dopiero wtedy uświadomił sobie, co powiedziała Indra.
„Nigdy nie będę mogła dostać tego, kogo kocham, to niemożliwe”.
Indra zakochana? Zajęty sobą nie zwrócił uwagi na te słowa. Nigdy nie dostanie tego, kogo chce? Cóż to za gadanie, o kim mówiła?
Teraz jednak było za późno, by wrócić na górę i wypytywać. Wzywały go obowiązki.
Indra przez pewien czas leżała sama. Odwiedziny Jaskariego były mile widzianym przerywnikiem, teraz znów powrócił strach i wrażenie, że gdzieś niedaleko czai się zło.
Tak, takie właśnie miała wrażenie. Świadomość, że Armas czuwa pod drzwiami jej pokoju, przydawała poczucia bezpieczeństwa, mimo to jednak w jej pobliżu kryło się coś tajemniczego, ktoś albo coś, co chciało jej wyrządzić krzywdę.
– W biały dzień zwidują ci się duchy! – prychnęła do siebie, lecz przeświadczenie nie chciało jej opuścić. Można to oczywiście przypisywać przeżytemu szokowi, wywołanemu świadomością, że ktoś nie lubi jej do tego stopnia, że chce ją zabić. Lecz na tym nie koniec Było coś jeszcze, coś trudnego do określenia, strasznego, przerażającego.
Ach, Ram, gdybym tylko mogła z tobą pomówić!
Powoli zaczęła zdawać sobie sprawę, jak bardzo ona i jej przyjaciele uzależnili się od Rama. Żyli ze świadomością, że zawsze znajduje się gdzieś w pobliżu ich grupy, chroni ich i wszystko załatwia. Zawsze tak było. Teraz, przez jej słabość do niego, zresztą odwzajemnioną, Talornin przeciął związki Rama z grupą. Wysoko postawiony Obcy uznał, że od tej pory powinni sobie radzić sami.
Być może rzeczywiście tak powinno być, nie znaczyło jednak, że tak właśnie jest
Przyszła Elena z kwiatami.
– Jak na zamówienie – uśmiechnęła się Indra. – Właśnie z tobą chciałam porozmawiać. Dziękuję za bukiet, połóż go na stole, a jakiś dobry duch zaraz się nim zajmie.
Elena nie miała czasu na wstępne uprzejmości. Policzki jej płonęły.
– Musiałam tu przyjść, żeby ci o wszystkim opowiedzieć – zaczęła zdyszana. – Jaskari dzwonił, chce się ze mną spotkać, i to jak najszybciej, w najbliższy wolny wieczór.
– To wspaniale – rozpromieniła się Indra. – Rzeczywiście, jakiś czas temu powiedziałam mu kilka słów do słuchu.
Elena należycie potraktowała wyraźnie „jakiś czas temu”. To dość ogólnikowe określenie mogło oznaczać zarówno „przed chwilą”, jak i „przed tygodniem”.
– Tak, wspominał mi o tym, mówił, że prawiłaś mu kazanie i pokazałaś jego głupotę. Tak powiedział. Stwierdził też, że powinniśmy spróbować. Och, Indro, taka jestem szczęśliwa i taka spięta. W co mam się ubrać? Jak ja wyglądam?
– Przestań zajmować się błahostkami, on chce cię taką, jaka jesteś. I wyglądasz dobrze. Rozumiem, że kwiaty to podziękowanie za moją wspaniałą interwencję?
– Również, ale przede wszystkim dlatego, że nie zasłużyłaś, by ktokolwiek napadał na ciebie w taki sposób.
Nareszcie przypomniało jej się, co mówiła Indra na początku rozmowy.
– O czym chciałaś ze mną rozmawiać? O Jaskarim i o mnie?
– Nie, na bardziej egoistyczny temat. Eleno, pomagamy sobie nawzajem z naszymi trudnymi mężczyznami. Czy ty możesz pomóc mi jeszcze raz?
– Oczywiście, przecież właśnie po to dla siebie jesteśmy.
Indra poczuła, że cudownie jest mieć zaufaną przyjaciółkę. Opowiedziała jej o zakazie Talornina, który nie pozwolił na poinformowanie Rama o tym, że jest ranna i że jej życiu groziło niebezpieczeństwo.
Zdaniem Eleny był to postępek bez serca, paskudne zachowanie, czym prędzej więc wyszła zatelefonować do Rama.
– Bo przecież ja nic nie wiem o tym zakazie – mrugnęła konspiracyjnie do Indry na pożegnanie.
Działanie morfiny zaczęło ustępować już podczas wizyty Eleny. Piekielny ból znów rozsadzał głowę. Indra zadzwoniła na pielęgniarkę, która zajęła się kwiatami i zatroszczyła o nowy zastrzyk
Indra, uwolniona od bólu, powoli zapadała w sen.
Znów śniła, tym razem sen był inny, bardziej natrętny, bardziej… fizyczny. Jak gdyby ktoś uparł się dręczyć jej ciało, lepiej nawet sama sobie nie umiała tego wytłumaczyć.
Była bardzo samotna, sama w całym świecie. Nie znajdowała się w Królestwie Światła, lecz na Ziemi, gdzieś na pustyni.
Griselda była prawdziwą specjalistką od nasyłania przykrych snów na ludzi, których nie lubiła. Nie oszczędzała Indry, uderzała ją w obolałą głowę, ściskała za serce, wykręcała ręce, kopała i biła. A wszystko to wywoływała tylko i wyłącznie dzięki własnej sile myśli, siedząc w kącie schowka na pościel.
Indra przebudziła się ze zduszonym krzykiem, omroczona działaniem morfiny. Ten sen był taki rzeczywisty, odczuwała ból w całym ciele. Wkrótce jednak cierpienia ustały, odetchnęła spokojniej.
Co się z nią działo? Nie mogła tego pojąć.
W pokoju było ciemno, pod nocnym stolikiem paliła się tylko nieduża zielona lampka. Indra leżała z przymkniętymi oczami, gdy usłyszała, że drzwi się otwierają i zaraz zamykają.
Читать дальше