Na razie jednak go nie spotkała.
Ból! Taki straszny ból! Wystarczyło, że poruszyła choćby powiekami, a wybuchał od nowa, obrócenie się w łóżku było nie do pomyślenia, jawiło się najstraszniejszą torturą.
Usłyszała głos ojca:
– Wydaje się, że przeznaczeniem obu moich córek jest trafianie do szpitala po napadzie. Najpierw Miranda, której zadano ciosy nożem i o mały włos nie zabito, teraz Indra, uderzona w głowę nieznanym przedmiotem przez nieznanego przestępcę.
– No, przedmiot jest znany – odparł Jaskari, który był już w pełni wykształconym lekarzem. – To gruba deska. W ten cios musiano włożyć wiele siły, ale przestępcy nie znaleźliśmy.
– Motywu także nie – rozległ się głos Armasa, teraz Strażnika przez duże S. – Kto chciał wyrządzić krzywdę nieszkodliwej Indrze?
– Wcale nie jestem nieszkodliwa! – syknęła przez zęby.
– No, widzę, że żyjesz przynajmniej na tyle, by protestować, kiedy ktoś ci ubliża – uśmiechnął się Armas i nachylił nad nią. – To znak, że wracasz do zdrowia.
– Boli mnie – oznajmiła.
– Wierzę. Szkoda, że nie widzisz guza, jaki wyrósł ci z tyłu głowy.
– Wcale nie mam ochoty go oglądać.
– Dostaniesz zastrzyk przeciwbólowy.
– Co najmniej końską dawkę. A może przydałby się Dolg z niebieskim kamieniem?
– Dolg jest w Nowej Atlantydzie, musi ci wystarczyć koń.
Zrobiono jej zastrzyk w rękę, od delikatnego dotyku przeszył ją elektryczny prąd bólu. Wreszcie odczuła ulgę.
– Ach, jak cudownie – westchnęła i otworzyła oczy.
– Dobrze, ale się nie ruszaj! – nakazał Jaskari – Musisz leżeć spokojnie, żeby mózg płynnie ułożył się we właściwej pozycji
– Mój mózg nie pływa, porusza się powolnymi, dostojnymi ruchami.
– Zgoda, rzeczywiście pracuje powoli.
– Nie rozśmieszaj mnie, to będzie katastrofalne dla tych małych szarych komórek. A gdzie Miranda i reszta?
– Są na spotkaniu w sprawie olbrzymich jeleni. Możesz je obejrzeć w telewizji, jeśli sobie życzysz – powiedział Gabriel i włączył telewizor.
Ukośnie pod sufitem umieszczono duży ekran, tak by pacjenci mogli na niego patrzeć bez wysiłku. Na ekranie ukazał się obraz rozemocjonowanego Joriego.
Zaproponował coś, co w jego mniemaniu było bardzo konstruktywne, w rzeczywistości zaś poprowadziłoby całą ekspedycję wprost w paszcze potworów.
Zaraz po nim ukazał się Ram. Indra miała nadzieję, że nikt nie zauważył jej rumieńca. Ach, Ram, taki przystojny! Jakże się cieszy, że znów go widzi.
Ram spokojnym, wyważonym tonem mówił o niebezpieczeństwach, starając się nie ranić przy tym Joriego.
– Czy oni tu byli? – spytała Indra nieśmiało.
– Nie – odparł Gabriel, nie odrywając wzroku od ekranu. – Joriemu zakazano opowiadać o napadzie na ciebie.
– Zakazano? Kto mu zakazał? Talornin? – z goryczą dopytywała się Indra.
– Owszem, skąd wiedziałaś?
– No właśnie – mruknęła. – Nie, nie wyłączaj, chcę widzieć, posłuchać o zwierzętach. Jestem też dość zmęczona. Czy mogłabym prosić, żebyście poszli paplać gdzie indziej?
– Oczywiście. I tak zaraz zaśniesz – obiecał Jaskari i wszyscy, uściskawszy ją delikatnie, opuścili szpitalny pokój.
Ram! Jakież to szczęście i zarazem udręka widzieć go znów. Wydał jej się jeszcze bardziej pociągający, niż zapamiętała. Miała wrażenie, że kilka razy, kiedy spoglądał wprost w kamerę, patrzył jakby na nią. I mówił właśnie do niej. Zastanowiła się nagle, jak długo właściwie tu leży. Jori jest teraz w studio telewizyjnym, a przecież był przy niej na ulicy w Zachodnich Łąkach, no i ojciec zdążył dotrzeć z Sagi. Spotkanie najwidoczniej odbyło się wcześniej, bo przecież nie występowali na żywo w telewizji.
Ile czasu właściwie upłynęło?
Ach, Ramie, przyjdź tutaj, tak cię potrzebuję! Boję się, że ktoś chce wyrządzić mi krzywdę.
Głos zabrał teraz prezenter, Indra słuchała go jednym uchem. Zaczęła zapadać w sen i bardzo chciała ujrzeć Rama. Jori, nie dbaj o to, co mówił Talornin, powiedz Ramowi, że tu leżę!
Jori jednak nie wiedział nic o ich nieszczęśliwym związku. Prawdę znali jedynie Oko Nocy i Elena, a ich tutaj nie było. Indra usnęła, a Ram nie pojawił się na ekranie.
Miała jednak mgliste wspomnienie, że kiedy goście wychodzili, przez uchylone drzwi zobaczyła korytarz. Mignęła jej przed oczami twarz przechodzącej pracownicy szpitala. Jakaś bardzo młoda dziewczyna, prawdopodobnie pomoc salowej.
Gdzie ona już widziała tę twarz? I to całkiem niedawno!
Czy to wstrząs mózgu wywoływał te straszne koszmary? A może morfina, którą jej zaaplikowano? Albo w telewizji pokazano film grozy lub to po prostu następstwa szoku, który przeżyła?
Indra obudziła się z jednego z takich snów z krzykiem przerażenia. Nie, telewizor był wyłączony, ktoś najwyraźniej zajrzał tu do niej, kiedy spała. Albo… Tak, na chwilkę się przebudziła, to Armas wszedł do jej pokoju i go wyłączył. „Trzymam straż pod twoimi drzwiami” – powiedział. – „Nigdy nie wiadomo, co się może stać”.
Kochany, dobry Armas! Jak miło z jego strony, że nad nią czuwa. Ale co złego mogło ją spotkać tutaj, w bezpiecznym szpitalu?
Zadrżała, sen był naprawdę okropny. I jeśli coś się jej nie poplątało, to przyśniło jej się kilka takich koszmarów jeden po drugim. Jakaś bardzo stara, paskudna, trudna wprost do opisania kobieta szukała jej oślepłym spojrzeniem. Musiała mieć co najmniej tysiąc lat, wyglądała jak mumia, w przegniłych łachmanach, z obwisłą skórą. Odrażająca postać pochylała się nad łóżkami w wielkiej sali szpitalnej. Indra wychwyciła kilka wymamrotanych czy też wypowiedzianych szeptem słów: „Gdzie jesteś, ladacznico Babilonu, ty, która ośmieliłaś się dotykać mego Thomasa?”
Te słowa nie miały żadnego sensu.
We śnie Indra leżała ukryta w kącie sali, śmiertelnie przerażona, że zmora ją znajdzie.
Wyglądała na prawdziwą wiedźmę, była rzeczywiście ohydna. Indra nie mogła wyrzucić jej obrazu z myśli. Jęknęła bezsilnie, bojąc się znów zapaść w sen.
Griselda siedziała w schowku na pościel i głośno przeklinała. Jednych drzwi pilnował jakiś mężczyzna. Zajrzała już do wszystkich sal w szpitalu, pozostawała tylko ta strzeżona. Przeklęta dziewczyna, która ośmieliła się dotknąć Thomasa, musi znajdować się właśnie tam. Ale jak ona zdoła przemknąć się obok strażnika? To jeden z tych Obcych, wysoki i potężny, chociaż jeszcze młody. Ach, jakże serdecznie ich nienawidziła.
Griselda jednak nie marnowała czasu. Teraz, gdy się domyśliła, że bezwstydna dziewucha leży w pilnowanej sali, postara się dotrzeć do niej w sposób nadziemski. Zaczęła szukać jej w snach. Na razie to się nie udało, ale na pewno się powiedzie.
Griseldy nie obchodziło ani trochę, że w pokoju może leżeć jeszcze inny, niewinny człowiek, którego również mogą razić jej przepełnione złem promienie myśli. Takie rzeczy w ogóle jej nie interesowały.
Nie zdawała sobie natomiast sprawy, że ukazuje się w koszmarach jako rozsypująca się, prastara wiedźma, którą była w rzeczywistości. Taką właśnie widział ją Thomas i taką ujrzała ją Indra. Sama Griselda krzyczałaby ze strachu i wściekłości, gdyby tylko o tym wiedziała.
No, cóż, nie musi tracić czasu na szukanie tej przeklętej kobiety, może zaatakować ją w koszmarach tak strasznych, że jej nędzne serce natychmiast przestanie bić.
To dopiero będzie wspaniałe!
Читать дальше