Oko Nocy zawsze uważał, że ta historia jest okropnie skomplikowana i brak w niej konsekwencji, ale jeśli patrzeć na sprawę w pełnym kontekście, to wszystko się zgadzało.
Tak sądził.
Korytarz zakręcał.
I oto… Oko Nocy, wstrzymując oddech, stanął przed małym źródełkiem, wytryskującym ze skały. Prawie niewidoczne światło rozjaśniało całą tę podziemną sklepioną nawę, w której Indianin się znajdował.
Światło mieniło się fantastycznymi barwami niczym tysiące drobniutkich kropelek wody. Falowało, tańczyło, oświetlało podziemne pomieszczenie, oślepiało Oko Nocy, który patrzył z uroczystą miną i czuł pod powiekami łzy wzruszenia.
Ale w tym pomieszczeniu było coś jeszcze; jakaś niewielka rzeczka, nie mająca połączenia ani ze źródłem, ani z wytryskującą z niego wodą, ginącą w przypominającym misę zagłębieniu w skale.
Źródlana woda była krystalicznie czysta, woda w rzeczce bardziej mętna. Oko Nocy zdjął z siebie ubranie, zostawiając jedynie krótkie szorty, i ułożył wszystko na brzegu rzeczki. Tam też złożył całe swoje wyposażenie z wyjątkiem pojemników na wodę. Potem zaczął je po kolei napełniać. Pozwalał im się powiększać do takich rozmiarów, by mógł je potem udźwignąć. Na koniec napełnił butelkę duchów i zatkał ją korkiem.
Był bardzo spragniony i głodny. Wahał się przez moment, potem jednak pochylił głowę i nabrał pełne usta wody.
Oko Nocy wiedział, że to może sprawiać ból, czytał o tym w opowieściach o Shirze i o Tengelu Złym. Nie przypuszczał jednak, że mogłoby to być takie potworne.
Nie przewidział też tego, co będzie potem.
Kiedy ból ustał na tyle, że Oko Nocy mógł się wyprostować, przeżył bardzo intensywną wizję, Najpierw widział piękną twarz Berengarii, która jednak zaraz się rozpłynęła, a na jej miejsce ukazała się twarz Małego Ptaszka i wtedy poczuł, że kocha tę dziewczynę czystą i prawdziwą miłością. Że tęskni za nią, by móc jej jak najprędzej powiedzieć, że nigdy nie będzie miała powodu wątpić weń i że jest mu droga bardziej niż własne życie. Było to gwałtowne, wszechogarniające uczucie i cudowna, wyzwalająca pewność.
Potem zarzucił sobie napełnione bukłaki na plecy, zanurzył się w lodowatej wodzie rzeczki, zabierając ze sobą ubranie i wszystko, co miał.
Jeszcze raz się odwrócił, żeby na zawsze utrwalić w pamięci obraz groty i źródełka. Jest przecież jedynym człowiekiem, jaki je kiedykolwiek widział.
Oko Nocy starał się nie czuć lodowatego uścisku wody, od którego zesztywniał. Poruszał się z najwyższym trudem. Pozwolił się więc unosić prądowi, nie stawiał oporu.
Utrzymanie się na powierzchni wody nie zawsze jest takie łatwe. Pojemniki ciążyły mu nieznośnie, ale przyciskał je rozpaczliwie do siebie. Nie mógł pozwolić na to, by utonęły i zostały tutaj, skoro już zdobył cudowną wodę. Za to ze swoimi rzeczami i wyposażeniem dawno stracił kontakt.
Nie, temu z pewnością nie podołam, myślał, zachłystując się raz po raz. Jeśli całą drogę powrotną mam przebyć w ten sposób, to w końcu utonę jak kamień.
Za nic jednak nie chciał się poddać. Wykonał przecież swoje nieludzko trudne zadanie i dotarł do źródła. Bardzo był z tego dumny. Czy więc wszystko miałoby pójść na marne tylko dlatego, że nie jest w stanie utrzymać nosa nad powierzchnią rzeki?
Najzupełniej na to nieprzygotowany znalazł się na świeżym powietrzu. Znowu w tej szaroburej ciemności, której tak serdecznie nienawidził.
Gdzie ja jestem? zdążył pomyśleć, zanim rzeka dość brutalnie wyrzuciła go na brzeg. Leżał tam i długo dyszał, w końcu był w stanie przynajmniej podnieść się na rękach. I wtedy zobaczył, że wyposażenie posuwa się w ślad za nim, a rzeka wypluwa z siebie wszystko po kolei, chlup, chlup, chlup! Dziękuję, dziękuję, żeby tylko woda w rzece nie była taka lodowata!
Powtórzył znowu to samo pytanie: gdzie jestem?
Tam… Czyż to nie jest grota, do której weszli obaj z Markiem i w której Marco miał na niego czekać? W takim razie ta nieznośnie zimna rzeka musi być tą samą, przez którą się z Markiem tak mozolnie przeprawiali, tak, jest też nad nią naturalne sklepienie. Nic dziwnego, że marznie, woda w rzece jest naprawdę nieprzyjemna.
Ale jak się tu dostał w tak krótkim czasie? Widocznie duchy mówiły prawdę, że idąc do źródła krążył, w swojej dręczącej podróży zataczał łuki i chodził w kółko po terenie bardziej ograniczonym, niż przypuszczał.
Dygocząc z zimna, naciągał na siebie skórzane indiańskie spodnie w frędzlami, co nie było prostą sprawą. On sam był mokry, spodnie były mokre, a w dodatku się skurczyły. Chciał jednak wyglądać jako tako przyzwoicie, kiedy spotka przyjaciela.
Jak to dobrze, że problem Berengaria – Mały Ptaszek został rozwiązany. W tym żałosnym stanie, w jakim się teraz znajdował, to prawdziwa pociecha.
Marco witał go zaskoczony i uradowany, próbował trochę go ogrzać, dał mu suche ubranie i masował plecy. Oko Nocy dostał też odrobinę jedzenia i uznał, że to najlepsze, co go dzisiaj spotkało. Akurat w tej chwili nie miał większych wymagań, był absolutnie wykończony, pragnął tylko położyć się byle gdzie i spać.
Marco oglądał pojemniki z wodą i nagle wykrzyknął:
– A ta piękna butelka skąd się wzięła?
Oko Nocy musiał opowiedzieć. O duchach i o tym, że butelka przeznaczona jest właśnie dla Marca. Książę słuchał z największą powagą.
– Niemal się czegoś podobnego spodziewałem. Faron i Dolg coś wspominali… Żadnych dyrektyw?
– Wiem tyle samo co ty. One…
Nie zdążył dokończyć zdania, bo w wejściu ukazały się duchy. Twarze miały uroczyste, niemal surowe.
– Pozdrawiamy cię, książę Czarnych Sal – rzekł Ogień swoim trzeszczącym głosem.
Marco odwzajemnił pozdrowienie z wielkim szacunkiem.
– Rozumiem, że zostałem wyznaczony. Podporządkowuję się. Ale czy moi przyjaciele mogliby najpierw stąd wyjść?
– Naturalnie. Czy młody Oko Nocy przedłożył już naszą prośbę?
– Przedłożył. I jestem więcej niż pewien, że zostanie rozpatrzona pozytywnie.
– Dziękujemy. To życie w niewoli u władców zła nam nie odpowiada. Nasze miejsce jest w Królestwie Światła.
– W rzeczy samej – potwierdził Marco, dobierając słowa. – W takim razie jestem gotów. Sądziłem! tylko, że nikt…
– To jest bardziej proste, niż myślisz – powiedziała Ziemia. – Oko Nocy, dzielny chłopcze, biegnij teraz do swoich przyjaciół, Shiry i Mara. A potem wszyscy uciekajcie stąd tak szybko, jak tylko was nogi poniosą albo jeszcze szybciej.
Oko Nocy, który zrozumiał, na co się zanosi, zawołał:
– Marco, nie!
– Wszystko będzie dobrze – uspokajał go przyjaciel. – A teraz spiesz się!
Indianin wahał się przez chwilę, potem uściskał Marca pospiesznie, łzy dławiły go w gardle. Pożegnał duchy uprzejmie, po indiańsku. Wiedział, że jasna woda musi dotrzeć na pokład J2.
Zabrał wszystkie cztery pojemniki i wkroczył do rzeki, by spieszyć do oczekujących go przyjaciół.
Zobaczyli go z daleka, widzieli, jak wspina się po zboczu, zgięty pod ciężkimi bukłakami. Nie był w stanie dojść do skały, upadł na stoku. Wyczerpał siły do ostatka. Shira i Mar przybiegli natychmiast, uwolnili go od ciężaru, ulokowali bezpiecznie pod skałą, nakarmili i napoili.
Z oczu Oka Nocy płynęły łzy, ale on się tego nie wstydził.
– Wypełniłem moją część zadania, ale nasze próby na tym się nie kończą – wykrztusił. – Utraciliśmy Marca.
Читать дальше