Siska była bardzo ożywiona. Dolg pomagał jej napoić Tsi-Tsunggę jasną wodą.
– Sisko, uspokój się, bo rozlejesz – upominał, ale sam też się bardzo denerwował. Podtrzymywał chorego w pozycji siedzącej tak, by można mu było przyłożyć naczynie do warg.
– Pij, Tsi, to cię uzdrowi.
Taką miał nadzieję. Wszystko inne zawiodło, to ich ostatnia szansa.
Nieszczęsny elf ziemi uśmiechał się dzielnie i z wysiłkiem próbował pić. Siska czekała zniecierpliwiona i Dolg znowu musiał ją upominać. W końcu Tsi zdołał wypić parę łyków.
– Odsuń naczynie! Szybko! – zawołał Dolg.
Siska odstawiła je na stolik. Przerażona patrzyła, jak twarz Tsi wykrzywia straszny ból. Kulił się na łóżku i jęczał.
– Co myśmy zrobili, Dolg? – zapytała, wytrzeszczając oczy.
– Woda tak właśnie działa – wyjaśnił. – Nie czytałaś kronik Ludzi Lodu, to nie wiesz. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz!
Sam jednak patrzył zaniepokojony na Tsi. Elf był przecież taki słaby po tym, jak przeklęte róże uszkodziły mu płuca.
Podtrzymywali go, nie wiedzieli, jak mu pomóc, okropne skurcze wstrząsały drobnym ciałem. Siska strasznie się bała, z całych sił walczyła z dławiącym ją płaczem.
Z wolna jednak spazmy zaczęły ustępować.
Tsi-Tsungga oddychał gwałtownie, jak po długim biegu.
Czekali niepewni, co będzie dalej.
Nagle Tsi popatrzył na nich. Promienny uśmiech pojawił się na jego elfowej twarzy.
– Księżniczko! Siska… I ty, Dolgu, ukochany przyjacielu! Czy mógłbym dostać coś do jedzenia?
Dolg śmiał się, a Siska wybuchnęła gwałtownym płaczem.
Mimo iż znajdował się tuż obok dymiącego krateru, Marco dotkliwie marzł.
Samotność była nie do zniesienia, dławiła go. Nie miał jednak czasu zastanawiać się nad stanem swoich uczuć, tutaj należało działać, i to bardzo szybko.
W jednej ręce trzymał otwartą butelkę, w drugiej ów tajemniczy cement. To znaczy nie cement, tylko coś naturalnego, dostał to przecież od samej Ziemi. Przyszło mu do głowy, że to może być ta sama substancja, z której jaskółki i inne ptaki budują gniazda, ale się mylił.
Marco nabrał powietrza w płuca i wylał znaczną część zawartości butelki do otworu w rurze, uważając bardzo, żeby popłynęła we właściwym kierunku.
Zostało mu jeszcze trochę wody, zamierzał ją wylać, gdyby pierwsza próba się nie powiodła.
Później jednak nie wypełnił co do joty poleceń duchów. Zamiast użyć materiału lepiącego, wypatrzył na ziemi okrągły kamień i wepchnął go do rury, odcinając tym sposobem drogę wodzie ze źródła zła. Było to prowizoryczne zamknięcie, miał zamiar później uszczelnić je tym materiałem, który dała mu Ziemia. Ale najpierw chciał zobaczyć działanie pierwszej porcji wody.
Wszystko dokonało się w dziesiątej części sekundy. Marco spojrzał w dół na dolinę.
Woda podziałała momentalnie.
W rurach rozległo się gwałtowne bulgotanie, Marco widział, że rury się trzęsą w miarę, jak jasna woda spływa w dół. Wstrząsy były coraz gwałtowniejsze, tak protestowała czarna woda.
W końcu ziemia pod nim też zaczęła się trząść. Och, nie, co ja zrobiłem, myślał. Powinienem natychmiast stąd uciekać!
Najpierw jednak trzeba uszczelnić zamknięcie, żeby już ani odrobina wody nie wypłynęła. Zauważył, że wewnątrz rury woda raczej cieknie, niż płynie. Właśnie tak cieknie woda z małego górskiego źródełka. Nietrudno będzie ją powstrzymać.
Ponownie wyjął materiał uszczelniający, a ziemia drgała coraz silniej, widział, że wszystko aż do doliny się trzęsie i ogarnął go lęk. Chyba jednak lepiej się pospieszyć.
Ktoś z łoskotem dobijał się do drzwi Juggernauta.
Zgromadzeni w jego wnętrzu popatrzyli po sobie. Shira podbiegła do okna i wyjrzała na zewnątrz.
– Duchy, to są duchy – powiedziała, spoglądając na Farona z poczuciem winy.
On zdążył się już dowiedzieć o danej duchom obietnicy. Tylko na chwilkę przymknął oczy, potem rzekł ze spokojem:
– Rzecz jasna, witamy duchy z radością Wpuść je!
Wszyscy milczeli, kiedy cztery żywioły wchodziły na pokład J2. Rozumieli, że to bardzo uroczysta chwila.
Faron witał przybyłych.
Duch Wody, mężczyzna o mieniących się, zielononiebieskich oczach, pochylił lekko głowę i rzekł:
– Dziękujemy za waszą otwartość, szukamy schronienia u was na dzisiejszą noc, kiedy mają się dziać bardzo ważne rzeczy.
Dzisiejsza noc? zastanawiała się Indra. Czy teraz jest noc? Skąd oni wiedzą takie rzeczy w tej przeklętej ciemnej otchłani?
– Witamy, witamy! Okazaliście wielką pomoc naszemu młodemu bohaterowi, Oku Nocy – mówił Faron. – Tyle tylko możemy zrobić w zamian. Znajdźcie sobie jakieś miejsce, mamy tu, niestety, wielką ciasnotę, ale młodzi już czekają, żeby wam pomóc.
Przygotowano dla nowych gości dużą ławę.
– Proszę mi wybaczyć pytanie – rzekł przyjaciel zwierząt, Dolg. – Jak się w Górach Czarnych mają niewinne zwierzęta?
Ziemia odwróciła się do niego tak, że niemal było widać jej twarz pod brunatnym kapturem.
– Dlatego właśnie przybywamy tak późno. Wyprowadzaliśmy zwierzęta z niebezpiecznych regionów, lokowaliśmy je nad granicą.
– Dziękuję – uśmiechnął się Dolg, a Indra i wielu innych przyłączało się do niego.
– Ziemia zaczyna drgać – stwierdził Cień. – A niebo staje się coraz ciemniejsze.
– Tak jest – potwierdził Ogień. – Powiedzcie mi tylko, czy to wasze mieszkanie będzie stać pewnie??
Tich wyjaśnił:
– Zabezpieczyliśmy pojazd stalowymi, zaostrzonymi palami, wbitymi tak głęboko jak to tylko możliwe.
– Znakomicie!
– Ale co z Markiem? – zawodził Tsi ze łzami w oczach. Teraz siedział już razem z innymi przy stole.
– Uspokój się, on wróci – zapewniał Faron. – Pamiętaj, że Marco jest nieśmiertelny.
Wszyscy spuszczali wzrok. Na myśl o tym, że Marco jest sam w górach, czuli się strasznie bezradni.
Ukryci w Górze Zła słyszeli łoskot i zastanawiali się, skąd on pochodzi
– Na pewno z zewnętrznego świata – rzekł Nardagus lekceważąco. – Pamiętacie, że bardzo, bardzo dawno temu oni tam eksperymentowali z jakimiś wybuchami i pewnie teraz słyszymy echa.
– Myślałem, że już skończyli z tymi beznadziejnymi głupstwami – warknął jeden z wysoko postawionych panów. – Ale widocznie się myliłem. O, teraz robi się też ciemniej.
Przybiegła czarownica, rozumiejąca mowę ptaków.
– Ptaki raportują, że cały mur tajnego terytorium na świętej górze zniknął. Nie ten wewnętrzny wokół źródeł, tylko zewnętrzny.
– Niemożliwe! – wrzasnął najwyższy.
– To, oczywiście, wina świata zewnętrznego – syknął inny. – Widocznie tym razem przeprowadzili jakiś szczególnie silny wybuch. Czy nawet tutaj nie możemy mieć spokoju?
Najwyższy oznajmił:
– Ktoś musi pójść do Tego we Własnej Osobie. Wszystko to nie najlepiej wygląda, może się okazać niebezpieczne. Dla nas!
Nikt nie chciał się podjąć takiego zadania. Posłano więc niewolnika, miał iść specjalnym tunelem, ale tam dzieło zniszczenia dokonywało się w szalonym tempie.
Złożony w ofierze niewolnik wyruszył za późno.
Najpiękniejsze, czyli To We własnej Osobie, unosiło się z gumowym wężem w ustach i rozkoszowało się tym, że woda zła napełniała je cudownymi właściwościami i cechami. Władza. Samozadowolenie – nikt nie jest równie piękny jak ono z tą jakąś galaretowatą konsystencją i wybujałymi kształtami, bez wyraźnej twarzy. Kolejna cecha to łapczywość, a poza tym wiele innych, naprawdę cudownych.
Читать дальше