Wreszcie uspokoił się na tyle, by móc ubrać się do końca i wyjść do rodziców czekających we wspólnym pięknym salonie. Powiedzieli, że wygląda wspaniale. Jakże by mogło być inaczej, włożył wszak niedzielne ubranie!
Czekał teraz na Elenę i czuł, że znów ogarnia go napięcie. Tym razem jednak inne. Co jest w tym liście, jakie przygody czekają go teraz? No tak, wiedział, że jemu potrzeba czasu, Elena miała przygotować go do wprowadzenia do grupy przyjaciół i do pracy, jaka się z tym łączyła. Kilka dni musieli więc dostać, ale później? Co go czeka później?
Próbował zignorować nieprzyjemne wrażenie strachu pełznącego wzdłuż kręgosłupa i niepewności.
Czy on naprawdę tego chce?
W głównej kwaterze Strażników panowała niezwykła cisza. Lilja zastanawiała się, czy jest noc, bo na to właśnie wyglądało.
Matce przekazano wiadomość o córce, to znaczy powiedziano jej, że Lilja nocuje u koleżanki. To musiało wystarczyć.
Oczywiście nie było mowy o siedzeniu w celi, Lilji oddano do dyspozycji pokój, wręcz prawie mieszkanie, z kącikiem kuchennym i toaletą. Dostała nawet telewizor, żadna specjalna krzywda więc jej się nie działa.
Ale czuła się bardzo samotna. Naprawdę dość miała czasu na myślenie, a tego właśnie nie chciała. Pojawił się ów nowy problem z tą okropną Zendą Brown, no a przede wszystkim Goram nawet na chwilę nie schodził jej z myśli.
Na pewno już wyjechał, wszystko się skończyło, definitywnie. Marzenie o historii miłosnej urwało się, zanim cokolwiek zdążyło się rozpocząć.
Usłyszała odgłosy rozmowy dobiegające z głębi budynku, wyglądało na to, że ktoś przyszedł. Docierał jakiś nieznany jej głos.
Dźwięk kroków na miękkich podeszwach.
Rozległo się krótkie, dość natarczywe pukanie do jej drzwi. Gdy za drugim razem podjęła próbę, udało jej się wreszcie wydusić z siebie krótkie „proszę wejść”.
Do środka wszedł wysoki Lemuryjczyk o bardzo władczej postawie. Popatrzył na nią z góry i Lilja natychmiast poderwała się z krzesła. To jednak również nie na wiele się zdało, wciąż musiała odchylać głowę, żeby móc spojrzeć mu w twarz.
– Lilja Anderson? To ja będę prowadził twoją sprawę.
– Adwokat?
– Można tak powiedzieć. Właściwie tak naprawdę adwokatem nie jestem.
– Widzę, że pan…
Lemuryjczyk pokręcił głową.
– Że jesteś Strażnikiem. I… o tak, w dodatku z Elity Strażników. Dokładnie tak jak Goram.
Ogromnie ją to ucieszyło.
– Jestem ich przywódcą. Możesz spokojnie ze mną rozmawiać, chcę ci tylko pomóc.
– Och, dziękuję. Tak mi przykro, że Goram już wyjechał.
– Rozumiem, wszystkim nam go żal.
Lilja czuła, że o czymś zapomniała. Poprosiła przybyłego, by usiadł. Siedzieli każde na swoim krześle przy niedużym stoliku. Lilja nabrała zaufania do tego Strażnika, jego obecność napawała ją jakże potrzebnym jej teraz spokojem.
– Gdybym tylko wiedziała, dokąd wyjechał, poszłabym za nim na koniec świata. Ale on właśnie ode mnie chciał uciec, pewnie więc wcale by się nie ucieszył.
Lemuryjczyk w milczeniu patrzył na nią, w jego czarnych oczach nie widać było nawet cienia wrogości.
Lilja rzuciła impulsywnie:
– Nie mogłabym się dowiedzieć, gdzie on jest? Czy proszę o zbyt wiele?
– Nie – odparł powoli. – Rozumiem, że bardzo go lubisz. I że to nie twoja wina, iż wszystko skończyło się w ten sposób. Goram musiał nas opuścić, ponieważ czeka go bardzo ważne zadanie.
– A jakie to zadanie? – cicho spytała Lilja.
Strażnik westchnął.
– Gdy Strażnik z Elity nie jest dłużej w stanie skupić się całkowicie na służeniu Świętemu Słońcu, musi ruszać dalej, do końcowego zadania…
– To brzmi naprawdę strasznie. Czy on umrze?
– Śmierć nie jest żadnym zadaniem, to etap przejściowy. Nie, Strażnik Elity musi wejść w Wielką Światłość, której Święte Słońce jest zaledwie płomykiem. Tam będzie czekał na istoty, które umierają, będzie dbał o ich spokój i poczucie bezpieczeństwa i pomagał im tam się zaaklimatyzować.
Dla Lilji było tego trochę za dużo.
– Wielka Światłość?
– Słyszałem, że od niedawna kręcisz się w grupce skupionej wokół księcia Marca. Czyżby nikt nie zdążył ci o tym opowiedzieć?
– Nie.
– Czy wyznajesz jakąś konkretną religię?
Lilja wahała się przez chwilę:
– Moja rodzina wywodzi się z kręgów protestanckich, lecz muszę przyznać, że mnie osobiście najbardziej pociąga Święte Słońce.
Strażnik z uznaniem pokiwał głową.
– A więc tak, wobec tego mogę ci opowiedzieć o Wielkiej Światłości.
Lilja usiadła wygodniej. Wciąż panowała owa niezwykła nocna cisza, choć przecież miała już towarzystwo. On jak gdyby samą swoją obecnością wyczarowywał niesamowity nastrój. Była to niezwykła chwila dla Lilji, wyczuwała u tego człowieka zrozumienie i łączącą ich więź, która była niczym balsam na jej okaleczoną duszę. Ostatnim dniom towarzyszyło zbyt wiele emocji, jeszcze przed chwilą wydawało jej się, że chyba więcej nie wytrzyma. Na szczęście przyszedł on. I bez względu na to, co mógł jej powiedzieć o Goramie, wiedziała, że i tak jego słowa przyniosą jej ulgę w bólu.
– Bardzo chętnie usłyszę coś o Wielkiej Światłości – szepnęła.
– A więc słuchaj. Wiele ludów na Ziemi czciło i w dalszym ciągu czci Słońce jako swe bóstwo, nic nie wiedząc o Światłości. Niby coś wiedzą, lecz nie do końca. Słońce, które widzą, jest gwiazdą na sklepieniu niebieskim, natomiast Wielka Światłość to coś o wiele, wiele więcej. Ona istnieje wszędzie, choć nieczęsto zdarza się nam ją widzieć. Gdy umieramy, wchodzimy w nią, istnieje więc świat późniejszy, świat po drugiej stronie. Światłość istnieje w przyrodzie, wokół nas i w naszym wnętrzu, żyjemy w niej, nie wiedząc o tym wcale, w niczym nam też to nie przeszkadza. Światłość ta składa się wyłącznie z miłości. Z ciepła, troski i spokoju, lecz przede wszystkim z wszechogarniającej uniwersalnej miłości.
To, co mówił, brzmiało bardzo pięknie. Lilji od razu zrobiło się cieplej na sercu.
– Ale Światłości nie można zobaczyć?
– Owszem, niekiedy się to zdarza. Podczas przeżyć w stanie śmierci klinicznej ludzie widzą owo silne, lecz zarazem łagodne bursztynowe światło, które pojawia się po przejściu przez ciemny tunel. Ujrzało je wiele osób, które poddały się terapii regresji, powrotu do poprzednich wcieleń. Zdarza się wówczas, że natrafiają na moment między chwilą śmierci a początkiem nowego życia. Ludzie odczuwają wówczas cudowne, pełne rozluźnienie, unoszą się czy też pływają w tym świetle, które otacza ich bezgraniczną miłością. A ci, którzy potrafią oczyścić domy z upiorów, mówiąc do takiej zabłąkanej duszy, zawsze kończą zaklęcia słowami: „Teraz będziesz już wolna i powędrujesz dalej ku światłu”.
Lilja zorientowała się, że ze zdumienia otworzyła szeroko usta, teraz czym prędzej je zamknęła.
Przywódca Elity Strażników podjął:
– Tu, w Królestwie Światła, mamy możliwość oglądać płomyk Światłości na co dzień, jest nim Święte Słońce. Obcy dostali płomień od Wielkiej Światłości kiedyś dawno temu przed tysiącami lat, podzielili ów płomień na wiele mniejszych i większych Słońc i większość z nich przywieźli ze sobą na Ziemię, a później tutaj w jej głąb. Tu bowiem panowały kompletne ciemności. Główny płomień, największe Słońce, jakie mamy, to, które oświetli całe wnętrze Ziemi, nie zostało jeszcze ustawione, lecz nastąpi to już wkrótce po tym, jak Ciemność zostanie oczyszczona ze zła.
Читать дальше