Margit Sandemo - Na Ratunek

Здесь есть возможность читать онлайн «Margit Sandemo - Na Ratunek» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Na Ratunek: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Na Ratunek»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Dobre istoty w Królestwie Światła stworzyły eliksir usuwający z ludzkich serc zło i wrogie myśli. By jednak uratować Ziemię, należy opryskać cudownym płynem wszystkich jej mieszkańców. Czasu zostało niewiele, sytuacja na świecie staje się coraz gorsza: pleni się korupcja, rządy przejęła mafia. Na szczęście wciąż jeszcze istnieje miłość…

Na Ratunek — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Na Ratunek», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Jaskari przerwał debatę:

– O tych sprawach porozmawiamy później, kiedy będziemy mieć więcej czasu. Alteo – powiedział, zwracając się do dziewczyny. – Wada twojego serca jest bardzo skomplikowana, a ja nie mam pojęcia, czym cię leczono. Z drugiej strony zapas medykamentów, jaki mam przy sobie, jest ograniczony, jestem w stanie udzielić ci tylko doraźnej pomocy.

– Ale przecież było tak dobrze.

– Owszem, tylko że została mi jeszcze jedna dawka tego lekarstwa. Czy wiesz, jak się nazywało to, co zażywałaś?

– Oj – szepnęła i zaczęła się zastanawiać.

W ciszy, jaka teraz zapadła, rozległ się głos Judy:

– Lemury to są małpy.

Altea spojrzała skrępowana na zebranych.

– Mama nigdy nie panuje nad językiem, mówi, co jej przychodzi do głowy. Zawsze była po prostu piękna i uważała, że to wystarczy. Nie pamiętam, tyle było różnych nazw na pojemnikach z lekarstwami, naprawdę nie pamiętam. Wszystko dawał mi przecież lekarz mieszkający w hacjendzie. Właśnie dostałam od niego świeży zapas.

Jaskari skinął głową.

– Nie mogę wziąć za ciebie odpowiedzialności, nie mając lekarstw. Będziecie obie musiały pójść do szpitala, ale najpierw musimy pojechać do hacjendy.

– Nie! – krzyknęły jednocześnie i Judy, i Altea.

– Muszę porozmawiać z twoim lekarzem. W szpitalu będą pewnie chcieli jak najwięcej informacji. A skoro helikopter opuścił posiadłość, to chyba niebezpieczeństwo minęło?

– Devlin z pewnością wyjechał – powiedziała Judy. – Ale jest wielu innych. A ja teraz już nie wiem, na kim mogłabym polegać – zakończyła zmęczona.

– Musimy wykorzystać szansę, może się uda – postanowił Jaskari. – Tu chodzi przecież o życie Altei. I musimy się spieszyć, trzeba tam dotrzeć, dopóki jeszcze jest ciemno.

Było ich za dużo w gondoli Joriego, więc Zinnabar zabrał do swojej Sassę, co Jori przyjął z wielką ulgą. Teraz będzie mógł siedzieć przy Altei i nie słuchać złośliwych komentarzy Sassy.

Tak się zajmował chorą dziewczyną, że Jaskari musiał bardzo nad sobą panować, żeby się nie roześmiać. Jej matka, Judy Loman, znajdowała się w półśnie. Od czasu do czasu otwierała oczy i skarżyła się, jak bardzo jej źle.

Jaskari zwrócił uwagę na to, że nigdy nie zapytała, jaki naprawdę jest stan córki.

Zamiast tego pojawiały się różne warianty pytań na ten sam temat: „Czy pan myśli, doktorze, że moja skóra jeszcze kiedyś będzie znowu ładna?” albo: „Och, czuję, że powieki mam strasznie ciężkie. Chyba ich nie stracę?”

Mało zabawnie jest odpowiadać na tego rodzaju pytania.

– Spójrz, Sassa, w dole widać hacjendę! – wykrzyknął w pewnym momencie Jori. – Och, nie, przecież Sassy tu nie ma. To z przyzwyczajenia – tłumaczył.

Jaskari zauważył jednak, że chłopak ucichł i popadł w zamyślenie.

– Przez bramę przejeżdżają trzy wielkie ciężarówki pod plandekami – rozległ się w megafonie głos Sassy.

Spojrzeli na dół. Nawet Altea uniosła się i też patrzyła. Światło w bramie padało na przejeżdżające: kolejno samochody.

– Wygląda na to, że są wyładowane po brzegi ludźmi – stwierdził Jori. – Patrzcie, niektórzy wystawiają nogi na zewnątrz.

– Muszą się tam tłoczyć jak śledzie w beczce – dodał Jaskari. – Ewakuacja dokonuje się najwyraźniej w najgłębszej tajemnicy.

– W takim razie nie wystawialiby nóg. Teraz ostrożnie, nie schodź tak nisko, Zinnabar! – krzyknął Jori do drugiej gondoli. – Musimy zaczekać, aż samochody odjadą. Altea, ludzi jest strasznie dużo, czy myślisz, że oni wszyscy mieszkali w posiadłości?

– Na to wygląda? Ale co tam się dzieje?

Zinnabar zameldował:

– Hacjenda wydaje się być opustoszała. My z Sassą schodzimy na dół.

– My również.

„My z Sassą”, pomyślał Jori ze złością. Co za poufałość! Dziewczyny z ich grupy mają skłonność do Strażników. Czyli do Lemuryjczyków.

Dawniej uważał, że to wspaniałe, teraz nie mógł ich zrozumieć.

I jak to ten Strażnik wygląda? Nie mógł sobie przypomnieć. Ech, oni wszyscy są tacy sami!

Nie, to, oczywiście, nieprawda. Ale wszyscy są strasznie przystojni.

Jori miał wrażenie, że jego sto sześćdziesiąt centymetrów skurczyło się do sześćdziesięciu.

Wylądowali w bazie helikopterów. Wszędzie panowała absolutna cisza. Nigdzie żywej duszy.

– Hej, Jori! – zawołała Sassa wesoło.

– Hej! – burknął ponuro.

Judy nie była w stanie iść na swoich poparzonych stopach. Musiała zostać w gondoli, zamknąć ją od środka i siedzieć przy drzwiach. I wpuszczać do środka tylko ich, nikogo innego.

Trzeba ją było posadzić na poduszce. Deska, na której leżała na pustyni, pokaleczyła ją.

Altea prowadziła, pokazywała drogę do swojego pokoju.

W pewnej chwili powiedziała zdumiona, że tylko ludzie opuścili posiadłość, poza tym wszystko zostało.

– To oznacza, że pewnie wrócą po resztę. Powinniśmy się spieszyć.

Dotarli na miejsce.

– Żeby tylko nikt nie zabrał moich lekarstw, bo co byśmy zrobili? – martwiła się Altea.

W sypialni stanęła jak wryta.

Szafa na ubrania była pusta. Nie została ani jedna rzecz, nawet wieszaki zniknęły. Lekarstwa znajdowały się w szafce w ścianie, nie mogli jej wynieść, ale wszystko rozbili. Nie zostawili nic.

– Och, nie – jęczała Altea. – Zamierzali widocznie zatrzeć wszelkie ślady mojej obecności.

Nagle Sassa odezwała się inteligentnie:

– Czy tam za drzwiami nie leży jakiś czarny worek?

– Tak! – wrzasnął Jori. – Śmieci!

W pośpiechu rozerwali czarny plastik na kawałki, szukali wszyscy. Ale w worku były same ubrania, żadnych lekarstw.

Przez chwilę stali całkiem bezradni. W posiadłości panowała głucha cisza. Wciąż dopisywało im szczęście, ale na jak długo?

– Czy te rzeczy należą do ciebie?

– Nie, to nie moje. Rozumiem, że zabrali wszystko, co miało jakąś wartość, ale były jeszcze pamiątki, moje lalki i… dla nich to po prostu śmieci, a i tak nie zostawili.

– A co wy robicie ze śmieciami? Palicie, czy coś w tym rodzaju?

– W piwnicy jest chyba piec do spalania odpadków, jeśli dobrze pamiętam. Tak, i ukryte pomieszczenie na śmieci.

– No to pozostaje mieć nadzieję, że różne rzeczy zostały tam wyniesione – powiedział Strażnik. – Możesz wskazać nam drogę, Altea?

To niezwykłe uczucie słyszeć własne imię w ustach istoty pochodzącej sprzed wielu tysięcy lat. Sprawiło jej to jednak dziwną przyjemność. Czuła się bezpieczniejsza niż przy kimś, kto przybył z Kosmosu. Dzięki temu pozostawała na Ziemi, mimo wszystko.

Od czasu do czasu przychodziło jej na myśl, że może już umarła, bo przecież od chwili spotkania tych istot wszystko układało się tak dobrze. Może to są anioły, ów Lemuryjczyk i ów niezwykły lekarz. No ale dwoje pozostałych? Czy to też anioły? Chłopak imieniem Jori przypomina raczej małego, niesfornego diabełka, a Sassa… ech, też mało podobna do anioła.

Są jednak bardzo sympatyczni.

Matka niczego nie rozumie. Nawet nie próbuje zrozumieć.

A może jest po prostu taka oszołomiona środkami przeciwbólowymi, że mało co do niej dociera?

Altea prowadziła całą grupę w stronę zejścia do piwnicy.

Atak serca porządnie ją wystraszył. Dopiero teraz naprawdę zrozumiała, jak ważne są dla niej lekarstwa. Gdyby te dziwne istoty jej nie odnalazły, musiałaby przebyć całą długą drogę do miasta, poszukać tam lekarza, który dałby jej nowe lekarstwo. Dotychczas zawsze sprowadzał je lekarz Jacka Lomana. Ona nie miała pojęcia o niczym, nie widziała w jakiej aptece ich szukać, nic.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Na Ratunek»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Na Ratunek» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Margit Sandemo - Gdzie Jest Turbinella?
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Przeklęty Skarb
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Kobieta Na Brzegu
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Cisza Przed Burzą
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Zbłąkane Serca
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Lód I Ogień
Margit Sandemo
libcat.ru: книга без обложки
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Milczące Kolosy
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Skarga Wiatru
Margit Sandemo
Отзывы о книге «Na Ratunek»

Обсуждение, отзывы о книге «Na Ratunek» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x