To musi chodzić o mamę. Biedaczka, co jej się stało?
Właśnie się odezwała, mówiła coś, jak to ona, rozpieszczona dama z towarzystwa, oczywiście, to mama. Ale co z jej głosem? Mówi jak zachrypnięta wrona.
– Dziękuję, żadne ciekawskie panienki nie będą mnie dotykać. Tylko doktor, jeśli mogę prosić!
Altea jęknęła, zawstydzona zachowaniem matki. Nigdy nawet na jotę nie zrezygnuje z tej swojej głupiej wyniosłości.
Sympatyczny doktor powiedział:
– Akurat teraz nie mam czasu, jeszcze nie udzieliłem pomocy twojej córce.
– Ale ja żądam…
– Dasz sobie tymczasem radę. Masz skórę stwardniałą od zbyt długiego opalania się, co teraz wyszło ci na dobre, bo wyjątkowo zniosła ten przymusowy pobyt w słońcu.
– Stwardniałą? – pisnęła urażona.
Młody chłopiec, Jori, natychmiast podbiegł do Judy z wodą i starał się ją napoić, ale ona nawet mu nie podziękowała.
– Musimy natychmiast polecieć do hacjendy – rozkazała. – Mój mąż znalazł się w rękach ludzi pozbawionych sumienia.
– Mamo, przestań! – jęknęła Altea.
– A ty milcz! Za moimi plecami próbowałaś uwieść mi męża, twojego ojczyma! Doktorze, ja i mój mąż zapłacimy sowicie, jeśli pan zrobi tak, jak mówię.
– Mamo! – wrzasnęła Altea. – Jack to potwór, tylko ty jedna nie chcesz tego widzieć! To on mnie atakował, nie odwrotnie.
– Kłamiesz! Jack by nigdy…
– Czy urywałabym mu członka, gdybym chciała się z nim kochać?
Matka milczała przez chwilę. Inni również. Musieli się otrząsnąć z szoku.
– Co ty mówisz? – wykrztusiła w końcu Judy.
– Z hacjendy wystartował helikopter mniej więcej w tym samym czasie, kiedy my opuszczaliśmy okolicę – wtrącił Jori. – Podsłuchaliśmy rozmowę przez radio.
– Zrobiliśmy coś więcej – dodała dziewczyna, nazywana Sassą. – Nagraliśmy tę rozmowę. Jak widzę, mamy tu do czynienia z rozbieżnością zdań między matką i córką. Myślę, że ta rozmowa rozwieje wątpliwości.
– Jezu! – rzekł Jori z podziwem. – Wyrażasz się strasznie dorośle, Sassa! No, ale posłuchajmy, bardzo proszę!
W aparacie odezwał się męski głos.
– To jest Devlin – wyjaśniła pospiesznie Judy Loman. – To diabeł. Prawdziwy diabeł, diabeł!
Jori wyłączył aparat.
– Czy to on przywiązał cię do tych drzwi na pustyni?
– Tak, a teraz zniknął i zostawił Jacka na pastwę losu!
Altea odniosła wrażenie, że matka nie chce mówić o tym, co się stało na pustyni. Było jednak wyraźne, że nienawidzi Devlina.
Przedtem odnosiła się do niego inaczej.
Jori ponownie włączył radio i usłyszeli głos Devlina. Rozmawiał z kimś nieznajomym, żadne imię ani razu nie padło, a Judy tego drugiego głosu nie rozpoznała. Devlin wyjaśniał, że Jack Loman jest w drodze i że powinni przygotować salę operacyjną, bo został poważnie ranny.
– O, Jack – jęknęła Judy. – Ranny?
Nieznajomy pytał o charakter rany.
– Chodzi o genitalia! – warknął Devlin ordynarnie.
Odezwał się jeszcze jeden głos.
– O, to Jack! – zawołała Judy przejęta.
Ale natychmiast cały zachwyt w niej zgasł. Loman wydał ochrypłym głosem rozkaz zamordowania swojej pasierbicy Altei, niezależnie od tego, gdzie ta diablica się znajduje. Mężczyzna po drugiej stronie zapytał, czy Lomanowi towarzyszy żona.
– Co? – wrzasnął Loman. – Ta stara, wysuszona harpia? Devlin się nią zajął. Tak, dostał ode mnie pozwolenie, żeby się zabawić z tą zarozumiałą damulką i zrobił to. Powiedział, że nie była to wielka przyjemność. A potem oddał ją sępom. Jeśli ją zechcą, bo to sama skóra i kości.
Loman przez cały czas mówił z wielkim wysiłkiem, najwyraźniej bardzo cierpiał, ale też myśl o zemście na swojej żonie i pasierbicy musiała mu sprawiać przyjemność. W głębi rozległ się ordynarny, szyderczy śmiech.
Lekarz imieniem Jaskari poklepał Alteę po policzku, a następnie poszedł do jej matki. Po drodze zwrócił uwagę Joriemu:
– Chyba trochę przesadziłeś, opowiadając im o tym wszystkim właśnie teraz, kiedy obie one w dosłownym i przenośnym sensie leżą.
– Chyba tak – przyznał Jori. – Ale byłem wściekły na koszmarną, zadufaną w sobie i taką niewdzięczną matkę. Przykro mi.
– Trochę za późno – bąknął Jaskari, ale w jego głosie nie było gniewu. – No i jak się pani czuje, pani Loman? Może obejrzymy teraz poparzenia?
Najwyraźniej uważała go za autorytet w tym gronie, bo poskarżyła się zachrypniętym głosem:
– Myślałam, że sięgnęłam już dna tam na tej pustyni. Ale i później niczego mi nie oszczędzono.
– Tylko nie próbuj płakać – poprosił Jaskari pospiesznie. – Skóra na twarzy tego nie lubi. Dostaniesz coś na sen, to ustąpią wszelkie cierpienia, i fizyczne, i duchowe.
– Kim wy jesteście? – zapytała Altea. – I skąd pochodzicie?
– Słyszeliście opowieści o skrapianiu ziemi życiodajnym deszczem?
– Tak. Czy to wy robicie?
– My stanowimy tylko niewielką grupę, część liczne – go zespołu, jest nas co najmniej czterokrotnie więcej…
Jaskari wezwał Strażnika. Ów wysoki Lemuryjczyk uśmiechnął się przyjaźnie do pań, ale Judy krzyknęła przerażona, a Altea wstrzymała oddech. Wszystko wokół niej zawirowało, po czym pogrążyła się w ciemnościach.
Jaskari ostrożnie smarował okaleczone ciało Judy. Przestała nareszcie odgrywać rozkapryszoną damę i rozszlochała się żałośnie. Bardzo to martwiło Jaskariego, ale nie był w stanie powstrzymać jej płaczu, który pochodził pewnie z głębi jej skołatanego serca.
– Czy nie powinniśmy dać jej do wypicia trochę eliksiru? – zapytał Jori cicho.
– Jeszcze nie teraz. Najpierw musi sobie jakoś poradzić z żalem i słusznym gniewem. I z rozczarowaniem, które musi być straszne. Chyba rzeczywiście kochała tego człowieka. Tego drania, należałoby raczej powiedzieć.
– Na to wygląda.
– Później napiją się eliksiru, i ona, i jej córka. Jori spojrzał na Alteę.
– Nie wydaje mi się, że akurat ona będzie potrzebować wiele kropel – powiedział z czułym uśmiechem. – O, znowu się budzi.
Nadal znajdowali się na przełęczy, trudno było lecieć z dwiema tak ciężko chorymi osobami na pokładzie.
Jaskari skończył opatrywać Judy i podał jej silny środek przeciwbólowy. Jej rozdzierający płacz nieco przycichł, więc mógł znowu skoncentrować uwagę na sercu Altei.
Usiadł przy niej. Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, ona zapytała pospiesznie:
– Co teraz będzie… Dokąd nas wieziecie?
Jaskari uśmiechnął się i przywołał do siebie Strażnika.
– Nasz przyjaciel Zinnabar należy do innej rasy niż my. Ale jest samą dobrocią.
Przerwał mu ostry głos Judy:
– Jak widzę, różni go od nas nie tylko rasa.
– To nie ma znaczenia – wtrąciła pospiesznie Sassa. – Kilka naszych najlepszych przyjaciółek wyszło za mąż za Lemuryjczyków i wszystko układa im się znakomicie.
Naprawdę? zastanowiła się w duchu. Jeszcze żadna z nich nie urodziła dziecka, więc…
– Lemuryjczycy? – zapytała Altea z zainteresowaniem. – Czy to nie był taki legendarny lud, który żył na Ziemi przed tysiącami lat?
– Tak, to prawda – odparł Zinnabar i od tego zaczęła się wielka dyskusja na temat języka. Matka i córka były początkowo zbyt wstrząśnięte, by zauważyć, że ich gospodarze rozmawiają w kilku nieznanych językach, ale nie mają żadnych problemów z wzajemnym porozumieniem.
Читать дальше