Margit Sandemo - Na Ratunek

Здесь есть возможность читать онлайн «Margit Sandemo - Na Ratunek» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Na Ratunek: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Na Ratunek»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Dobre istoty w Królestwie Światła stworzyły eliksir usuwający z ludzkich serc zło i wrogie myśli. By jednak uratować Ziemię, należy opryskać cudownym płynem wszystkich jej mieszkańców. Czasu zostało niewiele, sytuacja na świecie staje się coraz gorsza: pleni się korupcja, rządy przejęła mafia. Na szczęście wciąż jeszcze istnieje miłość…

Na Ratunek — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Na Ratunek», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Dziękuję – wyszeptała. – Ale…

Zrozumiał, o co jej chodzi.

– O naszym pojeździe porozmawiamy później – uśmiechnął się. – Teraz musimy stąd znikać. Natychmiast! Bo już słychać helikopter. Widać też jego światła!

We wzroku kobiety malowało się przerażenie.

– Szybko! Uciekajmy! Musimy ratować mojego męża. Wszyscy ludzie go zdradzili. A moja córka chciała mi go odebrać, czy możecie to zrozumieć?

10

Helikopter leciał ponad drogą, kierował się w stronę miasta. Loman chciał mieć absolutną pewność, że Altea została pojmana i zgładzona.

W końcu maszyna zawisła w powietrzu ponad sześcioma ludźmi, którzy ścigali dziewczynę. Nie było czasu na lądowanie, należało jak najszybciej stąd odlecieć, więc Jack musiałby zejść po linowej drabince, którą mu spuszczono, a potem wejść z powrotem. Nie bardzo jednak mógłby się wspinać o własnych siłach, był półprzytomny z bólu oraz od środków uśmierzających. Chciał zerwać maskę z twarzy, ale nawet tego nie potrafił sam zrobić.

– Co? Nie złapaliście jej? – ryczał Devlin przez telefon komórkowy. Loman zadrżał. Sam nie mógł się z nikim porozumiewać, kiedy wciągnięto go na pokład helikoptera, leżał i jęczał z bólu. Lekarstwa okazały się niewystarczające, oszołomiły go, ale bólu nie usunęły.

W megafonie rozległ się głos jednego ze ścigających:

– Już ją prawie mieliśmy, Fiorelli i ja. Szczerze powiedziawszy, to widzieliśmy, że ona ma atak serca, może nawet już nie żyje.

– Co to za gadanie? Co się z nią stało? Co to znaczy, że może już nie żyje? Uciekła wam, czy jak?

– Ona została zabrana!

– Zabrana?

– Tak. Przez jeden z tych tajemniczych pojazdów, taki jak te, co to je widziano nad Afryką. Takie coś podobne do łodzi. Zabrali dziewczynę i pojazd wzbił się w powietrze jak kula z taką prędkością, że nasze strzały ich nie dosięgły.

W helikopterze zaległa cisza. Pilot próbował żartować z tego jakiegoś UFO, czy co to było, ale mu przerwano.

– To do czego wyście strzelali? Do księżyca?

– Cholera! – warknął Loman w końcu. Miał wielkie trudności z mówieniem, był szaroblady, zlany potem. – Ross! Zapomnij o wszystkim innym! Zrób co tylko można, żeby znaleźć tę piekielną maszynę! Inaczej mówiąc, znajdź Alteę i ucisz ją na zawsze! Postaraj się, żeby w chwili śmierci było jej gorzej niż w samym piekle, zrozumiałeś? Doktorze, czy ty, do cholery, już niczego nie potrafisz? Nie możesz nic zrobić z tym moim bólem? Przecież ja skonam!

Nie, nie skonasz, pomyślał doktor. Złego diabli nie biorą!

Devlin chwycił karabin maszynowy i długą serią rozstrzelał sześciu stojących na dole ludzi. Żadnych świadków. Po czym helikopter odleciał.

Ross powiedział ostrożnie z bardzo ważną miną:

– Zdaje mi się, że mamy większe zmartwienia niż to, co zrobi Altea, Jack. Dziś wieczorem dzwonili nasi ludzie ze Szwajcarii. Odbywa się tam bardzo ekskluzywne spotkanie, utrzymywane w wielkiej tajemnicy. Ale my, rzecz jasna, mieliśmy aparaturę podsłuchową w porządku…

– Co? Jakie spotkanie? – wykrztusił Loman zdławionym głosem. Próbował ułożyć się wygodniej, ale krzyknął z bólu i długo nie mógł złapać powietrza.

Ross powiedział mu, co słyszał, i zakończył:

– Najwyraźniej szukają ciebie, choć nie znają twojego nazwiska. Mają jednak środki!

– Mnie nie znajdą nigdy – warknął Jack Loman. – Ale dla pewności: Kim są ci czterej?

– Wong z Chin…

– Jezu! Ale wysoko mierzą!

– I Louise Carpentier z Francji.

– Ona też? A cóż jej wysokość tam robi?

– Fourwell Hunter z USA.

– Co? Kto to taki?

– Indianin. Mówią, że bardzo popularny i wpływowy.

Loman prychnął.

– No a czwarty?

– Simon Bogote z Kenii.

– Ten, co dostał pokojową Nagrodę Nobla? No, no, trzeba powiedzieć, nieźle. Ross, zajmiesz się także tym. Wyślij swoich najlepszych ludzi i nie pozwól nikomu z tej czwórki wrócić do domu. Trojgiem tamtych, przybyszów z Marsa, czy kim tam oni są, też się zajmiemy. Nikt nie będzie atakował Jacka Lomana.

Mała Nellie zakończyła pracę na ten dzień, ucichły nareszcie wszystkie rozkazy i upomnienia, oraz wyzwiska, które spadały na nią niczym grad. Była śmiertelnie zmęczona, bo goniono ją do pracy od rana do wieczora, niemal cała służba spychała na nią najbrudniejsze roboty, których nikt nie chciał się podjąć.

Była właśnie w swoim małym pokoiku i zamierzała iść spać, ale po prostu nie miała siły się rozebrać. Może więc mogłaby położyć się w ubraniu? Bez mycia. Nie, tak nie można. Drzwi nie miały zamka, więc mogłaby wejść podstępna gospodyni lub któraś ze służących, a wtedy stwierdzą, że jest leniwa.

Płacz dławił ją w gardle. Nie trafiła jej się miła służba. Stała się kozłem ofiarnym dla wszystkich, a jak już kogoś spotka taki los, to naprawdę trudno to zmienić. Popełniła dzisiaj mnóstwo głupstw. Najpierw wzięła nie taką jak trzeba szczotkę, a potem myła wodą podłogę, która nie znosi wody. Ale ten przeklęty kot był dosłownie w każdym miejscu, brudził w całym domu.

Powąchała swoje ręce, wprawdzie wyszorowała je starannie po sprzątaniu toalet, ale i tak pachniały nieprzyjemnie. Nikt jej nie powiedział, że powinna używać gumowych rękawic, dopiero wieczorem…

Podskoczyła na łóżku.

Za jej oknem słychać było krzyki i odgłos kroków, kierujących się w stronę tylnego dziedzińca. Nellie wyjrzała ostrożnie. Zawsze stal tam helikopter, ale teraz kręciło się przy nim mnóstwo ludzi. Samego pana Lomana niesiono na noszach. Och, jak on krzyczy, wyje z bólu jak oszalały. Wniesiono go na pokład, inni wsiadali za nim, większość jednak została, zbyt natarczywi byli spychani na ziemię. O Boże, przecież musieli się strasznie potłuc!

Helikopter uniósł się w powietrze. W pokoiku Nellie było ciemno, więc nikt nie mógł jej zobaczyć, mimo to cofnęła się widząc odlatującą maszynę. I…

Och, ratunku!

Oni strzelają! Z helikoptera strzelano do tych, którzy zostali na placu! Oni chyba rozum postradali, przecież ludzie padają martwi!

Serce Nellie biło tak głośno, że słyszała uderzenia. Bo teraz na dworze zrobiło się zupełnie cicho. Czy powinna wyjść i próbować uratować jeszcze któregoś z leżących? Trzeba komuś o tym wszystkim powiedzieć.

Nie, już nie trzeba, nadbiegają ludzie. Histeryczne krzyki, jeden wielki chaos.

Najlepiej czekać w pokoju. Ciężko przełknęła ślinę i starała się uciszyć serce. Kompletnie niezdolna do jakiegokolwiek działania stała i patrzyła, jak trupy są wciągane pod balkony, słyszała podniecone głosy na zewnątrz.

Chcę wracać do domu, myślała, walcząc z płaczem. Chcę do domu, tutaj jest okropnie.

Nie zdejmując ubrania, wślizgnęła się do łóżka i próbowała się zastanawiać, co robić. Ale co ona może, spędziła w tym domu zaledwie trzy dni.

Leżała rozdygotana, tymczasem głosy na dworze cichły, aż w końcu całkiem umilkły. Niejasno przypominała sobie, że jakiś czas temu słyszała jakieś hałasy przy bramie.

Minęło chyba z pół godziny. Zmęczone ciało Nellie domagało się swoich praw. Nie poruszyła się nawet, nie zmieniła pozycji, czuła tylko, że powieki ciężko opadają na oczy…

I nagle zerwała się na posłaniu.

Znowu strzały?

O Boże, jak ci ludzie krzyczą! Poprzednie hałasy to nic w porównaniu z tymi. Nellie podbiegła do okna i wyjrzała na zewnątrz.

Miała wrażenie, że serce przestaje jej bić. Zobaczyła tamtą dziewczynę, którą jeden z łudzi Lomana uszczypnął w pośladek, dziewczyna uciekała z wrzaskiem, nagle kula trafiła ją w ramię, biedaczka przewróciła się na piękną mozaikową posadzkę tylnego dziedzińca. Nellie musiała się przytrzymać okiennej futryny, żeby nie upaść. Na dziedzińcu ukazały się dwie inne dziewczyny, obie zostały zastrzelone. Oniemiała Nellie widziała, jak sama gospodyni, owa władcza hiszpańska dama, z krzykiem unosi ręce w górę i błaga o życie. Kula trafiła ją w pierś, krew chlusnęła na posadzkę.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Na Ratunek»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Na Ratunek» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Margit Sandemo - Gdzie Jest Turbinella?
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Przeklęty Skarb
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Kobieta Na Brzegu
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Cisza Przed Burzą
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Zbłąkane Serca
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Lód I Ogień
Margit Sandemo
libcat.ru: книга без обложки
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Milczące Kolosy
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Skarga Wiatru
Margit Sandemo
Отзывы о книге «Na Ratunek»

Обсуждение, отзывы о книге «Na Ratunek» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x