Pajęczyca starała się nadać swojej twarzy sympatyczny wyraz.
– Musisz się czuć okropnie samotny…
– Mam wielu bliskich, wspaniałą rodzinę. Wszyscy oni są też moimi przyjaciółmi.
– Mogłabym się jednak założyć, że ukochanej nie masz?
– Ukochanej? A cóż ja bym z nią robił?
– O, to cudowna sprawa, mieć przyjaciela od serca! Chyba jednak kobiety z tego świata bojo, się ciebie, lękają się rysów twojej twarzy. Ale ja nie jestem tchórzliwa, panie Dolgu. Mogłabym zostać twoją najlepszą przyjaciółką, u której mógłbyś zawsze znaleźć wytchnienie.
Dolg patrzył na nią rozbawiony. Uśmiechał się przyjaźnie, choć jego uśmiech był chyba przesadnie uprzejmy i dlatego bardziej upokarzający, niż Pajęczyca byłaby skłonna tolerować. Nigdy w swoim dość już długim życiu nie została tak obrażona przez mężczyznę!
Wcale też nie poprawił sprawy fakt, że Dolg ponowił prośbę, by wróciła do domu i zapomniała o zakonie rycerskim oraz o szlachetnych kamieniach. Powiedział, że nie życzy jej niczego złego, ale że ma wiele innych spraw, nad którymi musi się zastanowić, będzie więc dla wszystkich najlepiej, jeśli ona usunie mu się z drogi.
Te słowa zirytowały ją ponad wszelką miarę. Zrobiła teraz dokładnie to, czego w żadnym razie nie powinna była robić wobec kogoś takiego jak Dolg, ale nie znała przecież jego siły.
Spontanicznie wyciągnęła ku niemu palec wskazujący i z wściekłością w glosie wypowiedziała zaklęcie:
– W imię mego własnego diabla nakazuję ci, byś natychmiast, w tym momencie, padł przede mną martwy!
Dolg błyskawicznie uniósł dłoń wewnętrzną stroną ku Pajęczycy i tym samym zasłonił się przed zaklęciem. Wiedźma L'Araign6e zatoczyła się do tylu i runęła w swojej pięknej, białej sukni na plecy, wymachując bardzo brzydko nogami i obcierając sobie łokcie. Natychmiast jednak się zerwała, przeklinając po francusku tak okropnie, że Dolg dziękował Bogu, iż w tym języku niewiele rozumie.
Kiedy musiała przerwać dla zaczerpnięcia powietrza, rzeki spokojnie:
– Nie chcę cię zabić, zresztą dopóki nosisz na piersiach znak Słońca, nie mógłbym tego zrobić, ale…
Zamilkł. Jej szczere zdumienie przekonało go, że nie zdawała sobie sprawy z siły talizmanu. Musiała go ukraść jakiemuś zakonnemu bratu i Dolg zastanawiał się, w jaki sposób do tego doszło. Ów brat z pewnością już nie żyje. Dolg przeklinał swoją lekkomyślność. Dlaczego nie wziął pod uwagę możliwości, że ona niewiele wie o zakonie? Zrobił poważny błąd, potwierdzał to teraz jej szeroki uśmiech, wyrażający zadowolenie.
Wyciągnął rękę.
Będzie najlepiej, jeśli mi ten znak oddasz.
– I ty w to wierzysz? – parsknęła ze złością, starając się oczyścić z kurzu suknię. Straciła bezpowrotnie całą elegancję, psychicznie też nie czuła się już tak znakomicie jak zaraz po przyjściu tutaj. Głowa pod peruką pociła się niemiłosiernie, więc Pajęczyca drapała się raz po raz, peruka się przekrzywiła i wyłaziły spod niej czarne włosy. Pajęczyca była czerwona z gorąca i złości, suknię miała przepoconą, całą w plamach, pochlapaną zacinającym na taras deszczem.
Prawdziwe ja Pajęczycy uwidaczniało się coraz wyraźniej. Zmieniła taktykę.
– No dobrze, oddam ci talizman, jeśli w zamian dostanę ten czerwony kamień. Czy to rubin?
– Nie – odparł Dolg wyraźnie poirytowany. miał naprawdę tak dużo innych spraw, a stoi tu i traci czas. – Oddaj mi znak Słońca dobrowolnie, bo w przeciwnym razie unicestwię go, a to nie będzie dla ciebie przyjemne.
Pajęczyca zaczynała sobie uświadamiać, że nigdy nie zwabi tego mężczyzny do swojego łóżka. W takim razie pozostaje jej zdobyć kamień. Kamienie. Bo przecież ten niebieski też istnieje. Musi go mieć któryś z krewnych Dolga. Może więc powinna zostawić tego uparciucha i skoncentrować się na innych, słabszych?
O, nie! Nigdy w życiu nie doznała jeszcze takiej porażki i teraz też na to nie pozwoli. Co on sobie wyobraża?
– Wiesz przecież, że mam dość siły, by cię unicestwić – zaczęła.
– Naprawdę?
– Tak. A dopóki mam ten talizman, nie można mi zrobić nic złego. Zapamiętaj sobie, nigdy nie będziesz mógł się czuć bezpiecznie! Mogę cię otruć w przyszłości, której nie będziesz w stanie przewidzieć, mogę sprowadzić na ciebie przekleństwo, kiedy będziesz spal, mogę to uczynić nawet z bardzo daleka, tak że nie będziesz wiedział, jak się bronić, mogę…
– Zapominasz o jednym – przerwał jej. – Zapominasz, że moja ochrona jest silniejsza od twojej.
– A to jakim sposobem? – wybuchnęła, nie panując nad sobą.
– Ech, nie ma o czym mówić. Oddaj mi talizman, to pozwolę ci odejść i zachować wszystkie twoje niebezpieczne umiejętności.
– Więc przyznajesz, że jestem niebezpieczna? – zapytała zadowolona.
– Tak. Dlatego, że jesteś taka głupia.
– Co?!
– Oddaj mi znak. Dobrowolnie. Nie mam ochoty robić ci krzywdy.
– Co ty sobie właściwie wyobrażasz? – rzuciła z taką wściekłością, że słowa aż zaświszczały w powietrzu. W tej samej chwili rozległ się hałas. To prefekt prowadził do wyjścia związaną Wirginię, a wielu nie rozumiejących sytuacji domowników podążało za nimi, krzycząc jedno przez drugie.
Dolg nie miał czasu do stracenia.
– No to ratuj się teraz sama!
Uniósł w górę czerwony farangil. Pajęczyca nie zdążyła nic powiedzieć, wciągając powietrze wydała z siebie przeciągły jęk, po czym promienie niesamowitego światła trafiły w jej pierś, wypaliły dziurę w sukni i poczęły stapiać złoty talizman Słońca.
Pajęczyca krzyczała przeraźliwie. To cud, że nie straciła przytomności z bólu, miała jednak tyle rozumu, że zdarła z szyi znak i rzuciła go na kamienną posadzkę. Potem z dzikim wrzaskiem wybiegła na deszcz, przyciskając ręce do zranionej piersi, i po chwili zniknęła na ulicy.
Dolg dokończył dzieła zniszczenia, kierując wiązkę promieni na talizman, i trzymał kamień dopóty, dopóki ze znaku Słońca nie została dymiąca kupka pyłu. Szepcząc ciche podziękowanie schował na powrót kamień do woreczka. W tej samej chwili drzwi domu się otworzyły i stanął w nich orszak z prefektem na czele.
– O, tutaj pan jest! – ucieszył się prefekt. – Proszę mi pomóc przemówić tej rozhisteryzowanej gromadzie do rozsądku!
Dolg miał ochotę również ku nim skierować pulsujący farangil, zwłaszcza przeciwko tym dwóm podnieconym siostrom, nieustannie coś wykrzykującym strażniczkom, niczego nie rozumiejącym pokojówkom, a przede wszystkim przeciwko pochlipującej dziecinnie Wirginii, ale się opanował. Służący Symeon starał się bez powodzenia uspokoić cale towarzystwo, w głębi hallu mignęła sylwetka pułkownikowej z kieliszkiem w ręce. Tylko kapitan wciąż siedział na swoim miejscu w kącie.
Dolg był śmiertelnie zmęczony.
Pomógł na ile mógł prefektowi, po czym zatrzasnął drzwi za wszystkimi rozkrzyczanymi kobietami.
– Dziękuję panu – powiedział prefekt. – A gdzie to się podział nasz gość?
– Musiała już iść – mruknął Dolg z nadzieją, że prefekt nie zauważy kupki wciąż dymiącego pyłu. Nad podłogą unosiła się i już tylko delikatna, ledwo widoczna spirala dymu, która wkrótce całkiem się rozwiała. – Ja sam też będę się już musiał żegnać. Rodzina na mnie czeka. Dziękuję panu za wsparcie!
Rozstali się. Dolg poszedł w swoją stronę, nie zważając na ulewny deszcz. Nie wiedział wprawdzie, gdzie mieszka Bonifacjusz Kemp, nie wątpił jednak, że któreś z jego przyjaciół czeka, by pokazać mu drogę.
Читать дальше