– Miejcie się na baczności! – ostrzegł Dolg swoich przyjaciół. – Ta kobieta to nie amatorka jak Wirginia, ona jest o wiele groźniejsza.
– Skąd wiesz? – zapytała Taran.
– Ta kobieta ma na sobie znak rycerskiego zakonu, znak Słońca.
Czy on naprawdę widzi mnie na wylot? pomyślała Pajęczyca.
Dolg oczywiście nie miał takiej zdolności, jednak ostrzeżony przez czerwony kamień doszedł do właściwego wniosku.
Na moment w hallu zaległa kompletna cisza.
– Bardzo bym teraz chciał mieć mój ognisty miecz – mruknął Uriel do ucha Taran, ale oboje stali bez ruchu.
– Tak – odparła równie cicho. – Naprawdę szkoda, że zostałeś pozbawiony anielskości. Można tak powiedzieć? Pozbawiony anielskości?
– Raczej pozbawiony świętości – zachichotał.
– Nigdy chyba nie byłeś świętym – szepnęła i uszczypnęła go w udo. Taran nie potrafiła zachować powagi nawet w najbardziej dramatycznych sytuacjach. I teraz tez przecież naprawdę nie było się z czego śmiać.
Dziewczyna na schodach znowu zaczęła krzyczeć. Pajęczyca uciszyła ją jednym gestem ręki tak, że Wirginia zleciała po stopniach, pociągając za sobą trzymających ją mężczyzn. W ostatniej sekundzie Villemann zdołał się złapać poręczy, ale hałas i tak zrobił się nieznośny.
Dolg zrozumiał, że francuska wiedźma dysponuje wielką siłą. Szepnął po norwesku do Uriela i Taran:
– Zabierzcie ze sobą pozostałą trójkę i wymknijcie się po kryjomu do kuchni, a ja tymczasem skupię jej uwagę na sobie.
– Czy nic ci nie grozi?
– Dam sobie radę – powiedział, dotykając wymownym gestem biodra, na którym nosił pulsujący teraz mocno czerwony kamień – farangil.
– Oczywiście – skinął głową Uriel.
– Prefekt zajmie się rodziną, ja będę miał i tak dość kłopotu z tą kobietą.
Rozumieli to bardzo dobrze.
Skończyli rozmowę. Dolg podszedł do Villemanna i prefekta, którzy właśnie zeszli na dół. Wyjaśnił im krótko, co powinni robić.
Prefekt w lot pojął sytuację.
– Panna Taran mogłaby zaprowadzić swoich kuzynów do domu Bonifacjusza Kempa – szepnął.
– Znakomicie! Villemann, zabierz ze sobą książkę! I Nera, tutaj mogłoby mu się coś stać.
Za plecami całej rodziny i obu strażniczek pułkownikowej pięciorgu młodym udało się wymknąć do kuchni. Wychodzili po kolei, by się to za bardzo nie rzucało w oczy.
Dolg i prefekt zostali sami z całym ambarasem.
Podczas gdy prefekt starał się związać Wirginię, w czym, w imię źle pojętej lojalności wobec panienki, bardzo mu przeszkadzały obie strażniczki, Dolg zwrócił się do Pajęczycy. Hałas panujący w hallu ranił mu uszy.
Nawałnica, która się właśnie rozpętała na dworze, sprawiła, że w hallu było jeszcze ciemniej niż zwykle. Moi przyjaciele przemokną do suchej nitki, pomyślał. Ale jakoś to muszą znieść. Istnieją większe nieszczęścia niż ulewny deszcz.
Napotkał wzrok obcej kobiety w tym samym momencie, gdy prefekt mówił do prawdziwej gospodyni tego domu:
– Nie martwi się pani o swego męża, pani von Blancke? Ten strzał…
Bełkotliwy glos pułkownikowej świadczyło tym, że dama znowu jest pijana. Ludzie nadużywający alkoholu nie potrzebują wiele, by pojawiły się symptomy upojenia.
– Nic podobnego – odparła obojętnie. – Za chwilę mój szanowny małżonek pojawi się na schodach i zacznie wykrzykiwać: „Czy w tym domu nikt się nikim nie przejmuje? Nie słyszeliście huku? Ja się zastrzeliłem!”
Wybuchnęła histerycznym śmiechem, który po chwili przeszedł w szloch.
Dolg podszedł do obcej, która w dalszym ciągu pilnowała wejściowych drzwi.
– Nie wiem, kim pani jest ani skąd pani przychodzi. Proszę jednak, dla jej własnego dobra, by pani zaniechała służby dla rycerzy Słońca. Jeśli nie, sprowadzi pani na siebie jedynie zło.
W jej oczach zabłysło okrucieństwo.
– Ja się bardzo dobrze czuję w służbie zła. Nigdy jeszcze nie miałam okazji służyć mu tak dobrze jak teraz.
– Czego pani szuka? – zapytał Dolg, choć rozumiał, o co jej chodzi.
– Szukam wiele, moje małe złotko! O wiele więcej niż mógłbyś przypuszczać!
– Ja natomiast wiem, czego szuka zakon Słońca – oznajmił chłodno. – Zakon chce zdobyć szlachetne kamienie, pragnie również życia mego ojca i mojego. Czy to by wystarczyło?
Na twarzy obcej kobiety pojawił się wyraz przebiegłości.
– Ja pragnę więcej. Ale odejdźmy od tych awanturników, tutaj nie można spokojnie porozmawiać, człowiek nie słyszy własnego głosu.
Co prawda, to prawda. Obie siostry wykrzykiwały coś histerycznie, kapitan głośno płakał, Wirginia miotała przekleństwa, które bardziej by pasowały jakiemuś żołdakowi w koszarach niż panience z dobrego domu. Nietrudno się domyślić, kto ją tego nauczył. Strażniczki starały się zagłuszyć wszystko swoimi dudniącymi glosami.
Biedny prefekt, pomyślał Dolg.
Skinieniem głowy przyjął propozycję obcej pani i wyszli oboje na wspaniały taras o łukowatych sklepieniach, otwarty w stronę ogrodu. Nie należało mieszać postronnych osób w sprawy zakonu, z tym Dolg musiał uporać się sam.
Na dworze deszcz lał strumieniami, żłobiąc głębokie kanały w ziemi, woda rozpryskiwała się na wszystkie strony. I wtedy od strony ogrodu przybiegł Symeon, służący do wszystkiego, przemoczony, z ubraniem przyklejonym do ciała.
– Co się tutaj dzieje? – zapytał. – Słyszałem strzały.
– Proszę iść i pomóc prefektowi – rzekł Dolg. – To najlepsze, co możesz zrobić dla wszystkich i dla siebie również. Nie przeszkadzaj mu jak te szalone strażniczki i kilka pokojówek. To źle pojęta lojalność.
Chłopak zniknął za drzwiami.
Tymczasem Pajęczyca gorączkowo się zastanawiała, co robić dalej. Bardzo chciała się kochać z tym Dolgiem. Dlatego, że był niezwykle pociągający i taki tajemniczy, niemal mistyczny, a także dlatego, że po wszystkim pragnęła zdobyć jego organy. Z pewnością byłyby niebywale przydatne dla jej czarodziejskich wywarów.
W końcu postanowiła zaatakować, ale uciekła się do podstępu. Przez dłuższą chwilę stała jakby pogrążona w myślach, a wreszcie rzekła stanowczo:
– No cóż. Zdaje mi się, że postawiłam na niewłaściwego konia. Teraz myślę… ze bardziej by mi się opłacało, gdybym się przyłączyła do ciebie.
Dolg spojrzał na nią w zadumie. Farangil ostrzegał intensywnie. Co ona knuje?
– Tylko że ja źle się czuję w służbie zła – rzekł spokojnie.
– Ja też – uśmiechnęła się bezradnie. – Tak tylko plotłam przed chwilą, ale to nieprawda. Prawdą jest natomiast, że posiadam czarodziejskie zdolności…
– Zauważyłem.
– I bardzo bym chciała zobaczyć te szlachetne kamienie, o których tyle gadają rycerze zakonni.
– Straciłaś już okazję obejrzenia szafiru – rzekł Dolg cierpko. Nie miał do niej ani odrobiny zaufania. – Klejnot jest w drodze, został stąd wyniesiony.
Na moment zacisnęła wargi, ale zaraz powiedziała bardzo łagodnie:
– Ale czerwony masz ty?
– Czerwony byłby odpowiedni dla ciebie, jesteś bowiem przesycona złem.
Aha, więc on jednak ma ten kamień, pomyślała Marie-Christine Galet, uśmiechając się ukradkiem. Już ja go teraz wyciągnę. Taki bajeczny mężczyzna, jeśli tylko człowiek zdoła się przyzwyczaić do jego niezwykłych oczu. Chcę, ponad wszystko chcę mieć go w łóżku!
– Skąd ty wziąłeś te swoje oczy? – zapytała kokieteryjnie. – Jesteś trollem czy strzygą?
– Ja wiem, skąd pochodzą moje oczy – powiedział, uśmiechając się tajemniczo. – Ale to moja prywatna sprawa. Nie jestem ani trollem, ani strzygą, jestem dzieckiem moich rodziców, nic więcej. Mam tylko w sobie odrobinę obcej krwi.
Читать дальше