Zaprotestowała.
– Nie, nie! To Urraca jest potężna. Ja potrafię tylko… Pozostałe konie tłoczyły się wokół niej.
– Don Garcia pyta, czy z nim mogłabyś zrobić to samo. To pytanie sama też usłyszała.
– Konie najpierw! Rycerze sposępnieli. Jordi zbladł.
– Don Federico pyta, czy wyżej stawiasz konie niż rycerzy?
Unni wyprostowała się i spojrzała don Federicowi prosto w oczy.
– Konie was dźwigają. Są dwa razy bardziej zmęczone niż wy. Przerwano mi, wasza wysokość. I teraz nie wiem, czy będę jeszcze w stanie zrobić cokolwiek.
Rycerze zaczęli się między sobą naradzać. Potem zwrócili się do Jordiego.
– Proszą cię, byś kontynuowała – przetłumaczył Jordi ich myśli.
– Nie mogą się z tym zwrócić bezpośrednio do mnie?
– Unni! – upomniał ją Jordi.
– O kay, o kay! Next horse, please!
– Unni, staraj się nie żartować! Naprawdę balansujesz teraz na ostrzu noża.
Nie powiedziała głośno tego, co myślała, że mianowicie to ona ma przewagę. Rycerze pragną większej siły i to ona może im ją dać.
Przypuszczalnie.
Nagle poczuła się bardzo mała.
A co by było, gdyby nie miała już swojej mocy? Jak stanie wobec jednego silnego konia i czterech słaniających się na nogach, a na dodatek wobec pięciu wyczerpanych rycerzy?
Z pewnością nie przysporzy jej to sympatii.
Don Federico wyprowadził swojego konia naprzód. Widocznie i to powinno się dokonać według rangi.
Podczas gdy don Garcia podziwiał i głaskał swojego starego wierzchowca, który wyglądał teraz tak pięknie, Unni próbowała ponownie zebrać energię w rękach. W jej głowie dojrzewała uporczywa myśl, a prawdę mówiąc, bardzo śmiała idea.
Dłonie wciąż pulsowały jej tak, że powinny być płomiennie czerwone. Czerwone co prawda nie były, ale nowa energia pojawiła się w nich bez wątpienia.
Jordi i Juana wstrzymywali oddech.
– Wasza wysokość – zwróciła się Unni do don Federica de Galicia. – Gdyby wasza wysokość zechciał dosiąść konia, to spróbowałabym uzdrowić was obu za jednym razem. Oszczędziłabym w ten sposób siły i czas.
O Boże czy podołam takiemu zadaniu? Musiałam chyba zwariować!
Jordi miał minę, jakby myślał dokładnie to samo.
Posunięty w latach rycerz siedział już w siodle. Unni przełknęła ślinę i zamknęła oczy. Teraz albo nigdy!
Minuty mijały. Dłonie Unni płonęły. Raz po raz musiała spoglądać na rumaka i jeźdźca, obchodzić ich w koło, wysyłać strumienie siły z różnych stron, podnosić ręce do don Federica…
Nagle usłyszała szum od strony Jordiego i Juany, dotarły do niej myśli rycerzy i opuściła ręce.
Więcej nie jestem w stanie zrobić dla waszej wysokości – zwróciła się do don Federica.
Pierwszy raz stary, zgorzkniały rycerz posłał jej ciepły uśmiech. Znowu znajdował się w dobrej formie (to znaczy w stosunkowo dobrej, na ile upiór może być w dobrej formie) a jego koń odzyskał połysk.
Jordi pomógł Unni oczyścić ręce i ramiona po wielkim wysiłku. Musiała też chwilę odpocząć.
Potem podjęła seans z drugim rycerzem, tym razem był to don Sebastian, który już zawczasu dosiadł swojej żałosnej chabety.
Don Garcia wyglądał na zmartwionego.
– Proszę się nie niepokoić – zapewniła go Unni trochę teraz pewniejsza siebie. – Ja o waszej wysokości nie zapomnę.
Zajęła się nim na samym końcu, dość niespokojna, był bowiem najbardziej drażliwym z rycerzy, ona zaś naprawdę zmęczona i przestraszona, czy sobie poradzi. Oddała już chyba wszystko tamtym. Don Galindo i don Ramiro oraz ich konie otrzymali jej pełne zaangażowanie, i udało się.
Serce biło jej mocno, kolana się pod nią uginały. Sama by potrzebowała pomocy jakiegoś uzdrowiciela. A może poprosić o przerwę do następnego dnia?
Rozumiała jednak sytuację don Garcii. Teraz różnica między jego stanem, a wyglądem pozostałych rzucała się w oczy, i Unni byłaby bez serca, gdyby mu zaraz nie pomogła.
Poza tym to niebezpieczne, za nic nie chciała się narażać na jego gniew.
– Czy mogłabym dostać coś do picia? poprosiła Jordiego, a on przyniósł jej z samochodu sok i kilka sucharków. Kawałek czekolady od Juany dokonał cudu.
Don Garcia czekał zniecierpliwiony.
„Uzdrowieni” już rycerze podjęli przerwaną „rozmowę” z Juaną, a Jordi, jak zwykle tłumaczył.
Unni i don Garcia zostali sami.
Unni głęboko wciągnęła powietrze i odmówiła krótką modlitwę pod nieznanym, raczej dość pospolitym adresem, z nadzieją, że jakaś wyższa siła zechce jej wysłuchać, po czym zabrała się do pracy.
Nogi odmawiały jej posłuszeństwa, musiała się oprzeć o drzewo.
Tym razem potrzebowała sporo czasu, w końcu jednak don Garcia był znowu w znakomitej formie. W dalszym ciągu umarły, tak jak pozostali, ale już nie taki strasznie wycieńczony i odpychający jak przedtem.
Rycerze kończyli spotkanie z głęboką rewerencją dla Unni prezentującej wielki siniec pod okiem. Biedaczka, dopiero teraz pomyślała, że kamuflujący środek musiał się zmazać dawno temu. Była taka wzruszona ich pozdrowieniami i słowami podzięki, że prawie nie widziała, jak znikają.
Wtedy całkiem opadła z sił i oparła się o Jordiego.
– Jestem potwornie zmęczona, wszelka energia mnie opuściła.
– I dziwisz się temu? Pracowałaś przecież ponad cztery godziny. Wykonałaś ogromną robotę. Teraz pójdziemy coś zjeść.
– Wspaniale! – zawołała Juana. – To była ogromna robota dla nas wszystkich, zresztą dla rycerzy pewnie też.
– I wszyscy są zadowoleni – roześmiał się Jordi. – Tylko że rycerze nie dostaną jedzenia.
– Jak ja miałabym być niezadowolona? – wołała Juana. – Powiem wam więcej, kiedy rozmawialiśmy i magnetofon nagrywał opowieść rycerzy, przypomniałam sobie, gdzie to widziałam słowa AMOR ILIMITADO SOLAMENTE. Myślę, że tam możemy znaleźć coś dla was! Bo powiem wam, że zapomnieliśmy o czymś ważnym.
Chcieli się natychmiast dowiedzieć, o czym zapomnieli, juana jednak była małomówna.
– Jestem kompletnie wykończona, zresztą wy pewnie też, a już zwłaszcza Unni. Najpierw więc coś zjedzmy, a potem zabierzemy się za kolejne sprawy.
Uznali, że brzmi to rozsądnie.
Kiedy jednak zaspokoili pierwszy głód w malej gospodzie, gdzie głosy odbijały się od betonowych ścian, ale jedzenie było przednie, Juana zaczęła:
– My przez cały czas szukaliśmy rodu don Galinda, prawda?
Tak, w tym właśnie celu przyjechali do Hiszpanii.
– Zapomnieliśmy jednak, że z Asturii pochodził nie tylko on!
Teraz już Juana zaliczała się do nich, mówiła „my”. Z wielkim zapałem uczestniczyła w detektywistycznych dociekaniach.
Unni i Jordi zastanawiali się. Nagle Jordi zawołał:
– Dona Elvira! Ta młodziutka ścięta księżniczka.
– Tak jest, oczywiście – potwierdziła Unni z dziwnym blaskiem w twarzy.
– Nie tylko ona – podpowiadała Juana. – Młody Rodriguez, za którego miała wyjść, nazywany był księciem z Kantabrii. To się jednak nie zgadza z rzeczywistością, bo w Kantabrii nigdy nie było domu królewskiego. Niewątpliwie jednak Rodriguez był księciem. Mógł był przybyć z Nawarry, ale to daleko stąd. Ja myślę, że również on pochodził ze starego, bardzo rozgałęzionego królewskiego rodu z Asturii. Bo powinniście wiedzieć, że to właśnie w związku z nim przeczytałam słowa AMOR ILIMITADO SOLAMENTE.
– Co ty mówisz? – zawołał Jordi przejęty. – Gdzie można przeczytać o tej królewskiej linii?
Читать дальше