Margit Sandemo - Bezbronni
Здесь есть возможность читать онлайн «Margit Sandemo - Bezbronni» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Bezbronni
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Bezbronni: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Bezbronni»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Bezbronni — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Bezbronni», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Co to za straszne monstra? Groteskowe, pełzające paskudztwa wiły się wokół niego, przybliżały się, prychały i znowu odskakiwały, po chwili gotowe do kolejnego ataku. To chyba nie są dawniejsi czarnoksiężnicy, myślał, te wszystkie nieludzkie paskudztwa, na które trudno patrzeć.
Czy w takim razie to grzesznicy?
Nie, dla Wielkiego Światła nie stanowi różnicy, czy ktoś jest grzesznikiem, czy tak zwanym świętym, ono ostatecznie przyjmuje wszystkich.
Więc może to zabłąkane dusze, które wypadły z cyklu życia i nie odnalazły drogi powrotnej? Co to duchy mówiły na ten temat? Złe siły, które próbują się wedrzeć do ludzkiego świata? By dostać się do cyklu życia i na koniec wejść też do Wielkiego Światła.
Móri nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bliski jest prawdy.
Z przerażeniem przyglądał się temu, co wiło się i czołgało po podłodze. Stwory podchodziły i oddalały się, odpełzały w tył, nie spuszczając przy tym z nie, go wzroku, gotowe, by się rzucić, porwać go i wciągnąć w tłum nie znajdujących spokoju czarnoksiężników.
Ich płonące ślepia pod przypominającymi włosy grzywami śledziły każdy jego ruch, ostre zęby odsłaniały się z warczeniem.
Móri patrzył niemy, bezradny i bezsilny.
Wtedy do gromady okropnych postaci koło niego wdarło się kilku wysokich mężczyzn o surowych twarzach. Móriemu mignęła w ciemnym blasku biskupia mitra, a pod nią straszna, zacięta twarz.
Móri rozpoznawał to oblicze. Widział je kiedyś we wczesnej młodości na Islandii, w kościele w Holar.
Gottskalk Zły.
Czarnoksiężnik najwyższej rangi.
A poza tym członek Zakonu Świętego Słońca. Choć tylko zwyczajny rycerz, nigdy nie został wielkim mistrzem.
I nagle wokół pojawili się inni wielcy mistrzowie. A za ich plecami, w tej poczekalni, czy może należałoby powiedzieć: w pułapce, stało mnóstwo innych ludzi. Kim oni wszyscy byli za życia, Móri nie wiedział i zresztą wcale nie chciał wiedzieć.
Jego interesowali tylko czarnoksiężnicy.
Nagle jeden z nich się odezwał:
– Nie! Tego człowieka trzeba puścić wolno, także ze względu na nas samych. Ja go znam. To Móri, syn Helgi Jonsdottir. I również syn Hraundrangi – Móriego, który uciekł stąd razem z Wielkim.
Z Wielkim? On mówi o Nauczycielu, pomyślał Móri, patrząc na mówiącego.
O mój Boże! Toż to Gissur!
Czarnoksiężnik, który kiedyś, dawno, dawno temu, uratował Gudrun z Bægisa, grzebiąc w ziemi diakona z Myrka. Gissur, który wraz z Mórim i jego matką, Helgą, jechał konno przez Sprengisandur.
Jakże to było dawno! Ach, jak dawno temu!
W gromadzie znajdował się jeszcze jeden znajomy! Sira Eirikur z Vogsos, no tak, stary żartowniś śmiał się teraz wesoło do Móriego. On. też go poznawał.
Dwaj ludzie o ostrych rysach wystąpili z gromady. Jeden starszy i jeden młodszy.
– Ty jesteś naszym krewniakiem, Móri – oznajmił starszy. – Bo my jesteśmy Jonssonowie z Kirkjubol.
Nie zdążył się z nimi przywitać, bo właśnie odezwał się biskup Gottskalk.
– Więc to ty jesteś Móri – rzekł zachrypłym głosem. – Czy ty wiesz, co zrobiłeś? Unicestwiłeś naszych współwięźniów. Starłeś z powierzchni ziemi czarnoksiężników z Tierstein, a także mnicha von Graben. Mag – Loftur zniknął na zawsze, ale to nie było twoje dzieło. Natomiast twój syn… Twój wyjątkowy, niezwykły syn Dolg unicestwił wielu z naszych sprzymierzeńców.
Czy Dolg coś takiego zrobił? myślał Móri wstrząśnięty.
– Jego ekscelencja wielki mistrz Tomas de Torquemada przestał istnieć. Został unicestwiony. Na wieki! To samo odnosi się do czterech innych wielkich mistrzów, a wśród nich znamienitego Guilelmo Złego z Neapolu.
Teraz mieszają mu się czarnoksiężnicy z wielkimi mistrzami Zakonu Świętego Słońca, pomyślał Móri, który nadał zastanawiał się nad tym, co też mógł zrobić Dolg, żeby zlikwidować aż tylu wielkich mistrzów, a innych trzymać od siebie na odległość.
– Fe, a cóż to znowu? – prychnął Móri, odrzucając od siebie jakieś diabelstwo, które wbiło mu zęby w ramię.
– To są niskie energie – wyjaśnił Gissur. – Złe moce z innego wymiaru, które przedostały się do naszego dzięki nierozsądnym igraszkom młodych ze spirytyzmem. Takie niskie energie tylko czekają na to, by przedostać się do wymiaru ludzkiego. Te potworki zostały posadzone na czatach w krainie zimnych cieni i tu czekają, by wkręcić się do cyklu wędrówek dusz.
– Więc chcą dotrzeć do Światła?
– Wszyscy tego chcą.
– Biedactwa – szepnął Móri ze współczuciem.
– Uważaj! – zaczęli krzyczeć czarnoksiężnicy. – Wystrzegaj się współczucia! Niektórzy z nich bardzo chętnie zamieniliby się z tobą miejscami! Nie dopuść do powstania najmniejszej luki w kręgu życia!
A więc współczucie jest słabością? Móri powiedziałby raczej, że odwrotnie.
Z grupy wystąpił jakiś wysoki rangą czarnoksiężnik o indiańskich rysach.
– Móri z Islandii. Wiele przemawia za tym, byśmy puścili cię wolno.
– On jest niebezpieczny! – warknął Gottskalk. – Dajcie go bestiom!
– Móri może być nam pomocny – odparł Indianin. – Pamiętajcie, że on ma Wielkiego po swojej stronie. Idą za nim inne wielkie moce. Duchy natury i istoty symboliczne. Ale najważniejsze, że on jest ojcem Nowego.
– Jego syn, Dolg, unicestwił wielu dobrych mistrzów magu. – upierał się biskup Gottskalk.
– Wielu złych – poprawił Indianin. – Ale Dolg posiada moc, która pozwoli mu dotrzeć do celu.
Dolg, Dolg, mój ukochany, nieszczęśliwie urodzony synu, o czym oni mówią? Jaka moc? Do jakiego celu wasz dotrzeć? Czym ty się zajmowałeś, kiedy ja trwałem w krainie zimnych cieni?
Wszystko w tej grocie zdawało się nierzeczywiste i takie też w istocie było. To jakiś koszmarny sen o śmierci, w którym wiatr grzmi jak potężne organy, z westchnieniami i skargami pośród zimnych skał, a wszędzie w ciemnościach przed Mórim stoją potężne postaci dawno umarłych mężów, których nie potrafi do końca przeniknąć jego wzrok. I hordy złośliwych istot pełzających u jego stóp, plujących, prychających z niecierpliwością, gotowych w każdej chwili się na niego rzucić. Móri myślał o Aniele Śmierci, który może lada moment wrócić, by go zabrać do cudownego Wielkiego Światła, i nienawidził sam siebie tak bardzo, że mógłby zacząć płakać.
Jak on się stąd wydostanie?
– No to wypuśćcie Móriego – zwrócili się Jonssonowie do pozostałych. – Pozwólcie mu iść do Wielkiego Światła!
– Ale ja nie chcę do światła! – zaprotestował Móri, choć jego serce tam właśnie się wyrywało. – Ja muszę wracać do ziemskiego życia! Tyle mam jeszcze do zrobienia…
Czarnoksiężnicy uśmiechali się łagodnie.
– Wrócić do ziemskiego życia? Jakim sposobem chciałbyś tego dokonać?
– Jeśli uda mi się wytrwać w przedsionku śmierci, dopóki do mojego pozbawionego duszy ciała nie nadejdzie pomoc, to wszystko będzie dobrze. Towarzyszące mi duchy prosiły, bym tu czekał, bo gdzie indziej nie mogłyby mnie odnaleźć.
Umarli czarnoksiężnicy przyglądali mu się badawczo i wymieniali między sobą pełne zdumienia uwagi. Móri widział wśród nich wielu Afrykanów, prawdopodobnie czarowników – uzdrowicieli, a także dostojnych ludzi Wschodu, tybetańskich mnichów, derwiszów, szamanów… i magików o europejskich rysach. Nieco za nimi tłoczyła się cała reszta, ci, którzy nie przynależeli do klanu czarnoksiężników. Stanowili oni zdecydowanie najliczniejszą grupę.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Bezbronni»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Bezbronni» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Bezbronni» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.