Margit Sandemo - Bezbronni
Здесь есть возможность читать онлайн «Margit Sandemo - Bezbronni» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Bezbronni
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Bezbronni: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Bezbronni»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Bezbronni — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Bezbronni», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Wszyscy starali się podawać „umarłemu” pomocną dłoń.
– Zdołasz stanąć na nogach? – zapytał Erling.
– Tak. Jestem całkiem wyleczony – odparł stary przyjaciel.
Wizje z krainy cieni zniknęły, ale przedtem jeszcze Móri zdążył usłyszeć słowa Anioła Śmierci jak bardzo, bardzo dalekie echo:
– Wprost trudno w to uwierzyć, Móri! Chylę czoła aż do ziemi, nie przed tobą, lecz przed twoim synem. Opiekuj się nim dobrze, Móri. On nosi w sobie więcej, niż ludzie są w stanie pojąć.
W końcu głos anioła się rozwiał, a wraz z nim ponure wizje. Móri powrócił do żywego świata skąpanego w blasku słońca.
Proboszcz był zdumiony i cokolwiek przestraszony.
– Mój Boże, jakie by to było nieszczęście, gdybyśmy pana pochowali! Ale kto mógł przypuszczać, chcieliśmy tylko pańskiego dobra.
– Ja wiem. Wdzięczny jestem za troskliwość – Móri starał się ukryć, jak bardzo jest wstrząśnięty myślą, że mógłby zostać żywcem pogrzebany. Nogi odmawiały mu posłuszeństwa. Choć określenie „żywcem pogrzebany” nie do końca oddawało stan rzeczy, przekroczył przecież granicę śmierci. Jednak… Jakże pięknie jest znowu żyć!
Nikt nie uważał za dziwne, że nogi się pod nim chwieją i musi się opierać na ramieniu Erlinga.
Zapytał przyjaciela po norwesku:
– Ale ty przecież zostałeś strącony ze skały?
– Uratowano mnie – odparł Erling. – Twoje cudowne duchy natury.
Móri był lekko zdezorientowany. Słyszał to i owo w granicznej strefie, ale może mu się tak tylko zdawało. Miał wrażenie, że to wciąż są koszmarne wizje z tamtego świata, że zaraz się wszystko usunie z jego pamięci. A tego nie chciał, wydawało mu się, że powinien zachować swoje przeżycia.
W końcu przykucnął i przywitał się jak należy z Nerem, który bardzo się już tego domagał, poszczekując z cicha.
– Wierny stary towarzyszu – szepnął. – Jak dobrze znowu cię widzieć, och, żebyś wiedział, jak dobrze!
Bo właściwie to jest tak, że się bardzo często powtarza psu te same słowa, ale nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, co one oznaczają pomyślał i o mało nie został przewrócony na plecy przez nie posiadającego się z radości zwierzaka.
Teraz Móri popatrzył na syna, Dolga. Na syna, którego nigdy do końca ~nie rozumiał, nie dlatego, że nie chciał, ale dlatego, że było w nim coś niepojętego, nieznanego. Dolg stał przed nim niezwykle wzruszony, a jego czarne oczy były czarniejsze niż kiedykolwiek. Ojciec objął go i przytulił, obaj płakali cicho, a w końcu Móri powiedział zdławionym głosem:
– O tak wielu rzeczach musimy porozmawiać, ty i ja, kiedy nie będzie przy nas tylu ludzi. A teraz chciałbym ci tylko podziękować i wyrazić mój największy podziw.
Dolg bez słowa kiwał głową. Nie był w stanie wydusić z siebie głosu.
Tata został uratowany, wydobyty w krainy zimnych cieni i tylko ta jedna sprawa miała znaczenie.
Minęło trochę czasu, zanim mogli opuścić wieś. Tak wielu mieszkańców chciało ich ugościć, wszyscy zapraszali na posiłek i piwo, proponowano im nowy pojazd i wciąż dyskutowano o tym, co się stało, o złych obcych ludziach, którzy uprowadzili Tiril., oraz o cudownym ocaleniu Erlinga tamtego tragicznego dnia. Erling musiał wymyślić jakąś wiarygodną historię o tym, jak spadł na niewielką półkę skalną pod dużym występem i jak, czołgając się, dotarł w bezpieczne miejsce. Fakt, że nie wrócił do wsi ani nie szukał swoich przyjaciół, wyjaśnił tym, że zabłądził w ciemnym lesie i znalazł się po drugiej stronie doliny.
Ludzie patrzyli na niego w zamyśleniu, ale przyjęli opowiadanie do wiadomości.
W końcu jednak mała gromadka zebrała się, mając teraz dodatkowe trzy konie, i opuściła wieś w nadziei, że oglądają te miejsca po raz ostatni. Wypoczęte konie bardzo im się przydały, bo jeden ze służących miał poważne problemy z własnym wierzchowcem. Koń nie mógł ani chwili ustać spokojnie, rżał głośno i odskakiwał wystraszony, kiedy służący chciał go dosiąść.
Nikt jednak dotychczas nie zauważył nietoperza ukrytego pod siodłem.
Za dnia był to mały, niegroźny nietoperz… którego kardynał von Graben za pomocą sztuki magicznej wyposażył w duszę umarłego przestępcy tak, by nocą mógł się przemienić w złą ludzką postać.
W wampira.
CZĘŚĆ DRUGA. SZARY PTAK KRZYCZY O BRZASKU
Rozdział 8
Dziewczynka była bardzo mała, bardzo drobna i przestraszona.
I bardzo, bardzo samotna.
Niby księżniczka siedziała na obitym złotą skórą krześle w swojej sypialni. „Tylko żadnych plam na pięknym obiciu mebli, Danielle!” „Nie kop nóg krzesła, Danielle!” „Siedź prosto, Danielle!”
Danielle czekała na polecenie, co robić. Nie miała odwagi się poruszyć, żeby nie uczynić czegoś, czego nie powinna. Siedziała na samym brzeżku krzesła, nienaturalnie wyprostowana. Mimo to jej stopy, obute w zapinane na guziczki buciki, dyndały w powietrzu, bo taka była mała mimo swoich ośmiu lat.
Brązowe włosy zostały zaplecione tak ciasno, że bolała ją głowa, ale do tego już się przyzwyczaiła. Myślała, że tak powinno być. Nosiła na głowie biały kapelusz z szerokim rondem i wstążkami spływającymi na plecy. Przestraszona sprawdzała co chwila, czy wstążki układają się równo. Ubrana była w sukienkę batystową w drobne kwiatki, bardzo piękną. Troszkę za długą, tak że niekiedy wlokła się za nią po ziemi. Wtedy Danielle musiała słuchać ostrych wymówek.
Za oknem był wczesny, nieco mglisty, ale bardzo ciepły ranek. Gdzieś daleko wołała kukułka.
Kukułka. Szary ptak, który krzyczał żałośnie, bardzo samotny… i który budził w niej takie strasznie smutne wspomnienia.
Danielle czuła, że łzy dławią ją w gardle, i pośpiesznie zaczęła myśleć o czym innym. Płacz zawsze najbardziej denerwował dorosłych. I za to zawsze najbardziej krzyczeli.
Gdzieś w pobliżu znowu trzasnęły drzwi i Danielle zamarła. Bała się tak bardzo, że musiała z całych sił zaciskać nogi, żeby nie zrobić siusiu w majtki.
Drzwi do sypialni otwarły się z trzaskiem i w drzwiach stanęła mademoiselle.
– Siedzisz tu jak skamieniała i nic nie robisz? Dlaczego nie zeszłaś na śniadanie? Powóz już zajechał, a ty sobie siedzisz!
Głos był skrzekliwy i gniewny. Danielle wstała i ruszyła ku wyjściu. Nie odważyła się biec, bo za to mogła otrzymać policzek. Przeszła obok mademoiselle, nie patrząc na nią, sztywna ze strachu.
Kiedy ostatnim razem wyjeżdżała z domu, zbyt wcześnie zeszła do jadalni, wtedy mademoiselle uderzyła ją za to, że zrobiła to bez pozwolenia.
Tak trudno było się zorientować, czego dorośli od niej oczekują.
Claude, służący, przyjął ją z lodowato zimną miną. Prawie nigdy się do Danielle nie odzywał, ale jego oczy i cała twarz wyrażała pełną rezygnacji niechęć. Claude wziął kiedyś miedzianą rurkę i wymierzył jej pięć ciosów tylko dlatego, że mówiła o kimś, kogo w tym domu nie wolno było wspominać.
Danielle nie odważyła się zapytać, czy mama pojedzie dzisiaj z nimi. Czy raczej „maman”, jak kazano jej nazywać matkę. Po francusku, bo tak było z jakiegoś powodu ładniej niż po niemiecku.
Ale mama z pewnością nie pojedzie. Mama znowu ma dzisiaj migrenę. Zawsze miała migrenę, kiedy działo się coś smutnego.
Biedna mama!
Danielle z trudem przełykała owsiankę. Nienawidziła tej obrzydliwej zimnej brei, ale przecież nie mogła tego powiedzieć. Bała się, że kolejnej łyżki nie przełknie, że zwymiotuje.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Bezbronni»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Bezbronni» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Bezbronni» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.