Jordiego już nie było.
– On o tym wie – spokojnie wyjaśniła Unni. – Właśnie stamtąd wracamy.
– Widzieliście?
– Tak, tak. – Unni była teraz dumna, że potrafi z takim spokojem opowiadać o rzeczach bardzo przecież niezwykłych. – Jordi chce się zająć oczyszczeniem tego pokoju później, ale nie wiem, co miał na myśli, mówiąc, że go teraz przygotuje.
Na schodach pojawił się Antonio, konieczne były kolejne wyjaśnienia.
Zaraz potem Emma weszła do środka.
Na ich pierwsze pytanie odpowiedziała wesołym ćwierkałem:
– Stacja benzynowa w Nordfjordeid, pytaliście tam, jak daleko do Widmowego Dworu. Znalazłam więc taksówkę, która mnie tu przyprowadziła. Zwyczajnie i po prostu.
Rzeczywiście, zwyczajnie i po prostu. Żadnych nadprzyrodzonych zjaw, mnichów, żadnego podsłuchiwania rozmaitych telefonów.
Niemądrze postąpili! To bezmyślność z ich strony pytać obcych o drogę! Ale kto mógł przypuszczać, że takie będą skutki?
– To znaczy, że jedziesz teraz z Ålesund?
– Przecież już mówiłam! Nie cieszycie się, że was znalazłam Nareszcie możemy być razem, Antonio! Ach, jakiż to czarujący dom!
Gudrun dała Emmie to, co zostało z kolacji, a potem oznajmiła, że pokój numer siedemnaście czeka już na nią gotowy.
Emma co prawda nie miała ochoty wcale się kłaść, ponieważ jednak Antonio nie reagował na jej niczym nie osłonięte zaproszenia, a w końcu sam poszedł się położyć, nie udzieliwszy jej odpowiedzi na pytanie, w którym pokoju nocuje, Emma zrezygnowała. Przynajmniej na razie.
O Jordim nie wspominał nikt.
Jordi czuł się niepewnie. Wprawdzie z wielkim spokojem rozmawiał z Unni o oczyszczaniu pokoju z upiorów, lecz jeszcze nigdy czymś podobnym się nie zajmował. Nigdy też nie prosił tak niezwykłej istoty o przysługę.
Bezwzględnie jednak należało to zrobić. Wiedział też, że to możliwe, choć nie był przekonany, że właśnie jemu się uda.
Włączywszy ogrzewanie w pokoju numer siedemnaście i sprawdziwszy, czy łóżko jest przygotowane, z wahaniem odwrócił się do stojącego przy oknie mężczyzny.
Wiedział jednak, że nie wolno mu się wahać. Zaczerpnął głęboko powietrza i głosem pewnym na tyle, na ile było go stać, oznajmił:
– Możesz na mnie patrzeć. Byłem w twoim świecie i wiem, że twoi bliscy czekają tam na ciebie. Nie pozwól im czekać dłużej, pozwól, że cię uwolnię, tak byś mógł powędrować dalej ku światłu, do nich!
Jordi nie wiedział, czy nieszczęsna zjawa ma gdzieś jakichś bliskich, ale nie było to przecież wcale niemożliwe.
Nie podobała mu się lekka wilgoć panująca w tym pomieszczeniu. Zbytnio przypominała mu o wędrówce, jaką musiał kiedyś odbyć, by dana mu była szansa przeżycia – w owym niezwykłym świecie cieni, w którym znajdował się teraz i w którym musiał pozostawać do czasu, aż uda mu się rozwiązać zagadkę rycerzy lub naprawdę umrzeć, co mogło nastąpić za rok.
Tak, nazywał to prawdziwą śmiercią, jego obecne bowiem „życie” było zadziwiającym stadium pośrednim.
Szara postać powoli się obróciła.
Jordi wcale się nie przestraszył, chociaż białe oczy i twarz w stanie rozpadu z pewnością mogły wzbudzić przerażenie.
– Ja nie mam żadnych bliskich – oświadczyło szare widmo strasznym, suchym i głuchym głosem.
Kiedy tak stali zwróceni do siebie twarzami, Jordi poczuł, jak napływa do niego wiedza. Miał możność zajrzenia w smutne życie tego drugiego w czasach, gdy chodził on jeszcze po ziemi.
– Owszem, masz – zapewnił Jordi spokojnie. – I dobrze o tym wiesz. Twoja matka gorzko za tobą płakała, chociaż nie była w stanie się tobą zająć. A kobieta, którą pokochałeś… Ona cię wcale nie oszukała, po prostu nie miała wyboru. Czeka teraz na ciebie.
Zapach bijący od upiora był w najwyższym stopniu nieprzyjemny, Jordi jednak postanowił, że wszystko wytrzyma.
Zjawa odęła wargi, odsłaniając kości szczęki.
– Skoro wiesz aż tyle, to wiesz również, że ją zabiłem. I to tu, w tym pokoju, własnymi przeklętymi rękami. Nie mogę odzyskać wolności.
Ach, ty uparciuchu, pomyślał Jordi, lecz na głos nie mógł tego powiedzieć.
– Ależ tak, ponieważ ona ci wybaczyła. Ja zaś mogę cię wyrwać z tego gorzkiego stanu, w zamian jednak proszę, byś przedtem coś dla mnie zrobił.
Na dość długą chwilę zapadła cisza.
– Mów, czego żądasz!
Jordi spokojnie wyjaśnił.
Lekko zirytowana faktem, że Antonio wszystko pojmuje z takim trudem, Emma poszła do przydzielonego jej pokoju. Odprowadzająca ją Gudrun nerwowo rozglądała się wokoło, niczego alarmującego jednak nie zauważyła. Emma odprawiła ją kilkoma słowami wypowiedzianymi wyniosłym tonem.
Piękna wnuczka Emilii odziedziczyła po babce nie tylko jej urodę, lecz również zimny, wyrachowany umysł. Lubiła manipulować ludźmi, kierować ich tam, gdzie chciała, i zwykle też jej się to udawało. Ale że Antonio okaże się taki oporny…!
No, i tak dobrze, że zdołała ich odnaleźć. Leon byłby z niej dumny. Kiedy dojdzie już do siebie po tym fatalnym wypadku, zapewne podejmie pościg.
Jak zimno w tym pokoju, chociaż z grzejnika wydobywają się trzaski. No cóż, musi jeszcze tylko zadzwonić do Leona i będzie się mogła położyć.
Antonio jest po prostu ostrożny w obecności innych, pomyślała zadowolona z siebie. I tak przyjdzie w nocy, w dodatku przyczołga się na kolanach. Gotowa jestem przysiąc, że tak zrobi. Na pewno już do tego dojrzał. Jedno bowiem jest pewne: ani trochę mu w głowie Un – ni, to zero. A ja przecież pracuję nad nim już od dłuższego czasu. Z całą pewnością odpowiednio skruszał.
Ale kto im pomaga? To wielka zagadka dla nas wszystkich. Kto ich ratuje z wszelkich opresji? Z kolejnych pułapek? Niepojęte, żeby nikt z nas nie wiedział, kto to może być!
Cóż, tej osoby i tak tu nie ma, prawdopodobnie jest gdzieś daleko. Nasi przeciwnicy są teraz bezbronni, odsłonięci. Teraz uderzymy.
Usiadła na brzegu łóżka i wyjęła telefon komórkowy.
Ale nie zdążyła jeszcze wybrać numeru do końca i już upuściła aparat na łóżko. Jak zaklęta wpatrywała się w drzwi, w których właśnie pojawiła się jakaś istota. Po prostu przeniknęła przez drewno!
Emma nigdy nie widziała ani mnichów, ani rycerzy. Ani też Jordiego, jeśli chodzi o ścisłość. Kontakt z mnichami utrzymywał Leon.
Szara zjawa uczyniła to, czego pragnął Jordi. Ukazała się w najgorszej ze swoich możliwych postaci. Upiór płynnym krokiem sunął ku Emmie, patrząc na nią swymi zaszłymi bielmem śmierci oczyma, z ustami otwartymi na podobieństwo paszczy. Buchał od niego zapach zgniłej ziemi z grobu, a z gardła wydobywało się agonalne charczenie.
Emma wydała z siebie jękliwy krzyk i cofnęła się w kąt, chcąc uciec.
Tam jednak uderzył ją zapierający dech w piersiach chłód, gorszy od tego, który panuje w chłodni. Stawy jej zesztywniały, ledwie była w stanie się ruszyć, lecz ostatnim wysiłkiem woli zdołała chwycić torbę i bliska utraty przytomności popełzła w stronę drzwi.
Właśnie o to chyba też chodziło.
Chłód przesuwał się tuż za nią, a ręce potwora wyciągały się do jej pleców na podobieństwo szarobiałych szponów. Emma wytoczyła się na korytarz, z trudem wstała i, potykając się, skierowała na schody. Podwójna groza wciąż deptała jej po piętach. Przerażoną ścigały ciężkie, głuche kroki, od których dom trząsł się w posadach, i straszliwy chłód. W głowie Emmie huczało, ogarnięta szaleńczym strachem ledwie była w stanie oddychać.
Читать дальше