– Dopóki jeszcze siedzimy przy stole… tak, proszę wszystkich, którzy stoją, żeby znowu usiedli. Jak wiecie, znaleźliśmy się w beznadziejnej sytuacji. To bardzo trudne…
Wyciągnęła ręce.
– Spójrzcie na mnie, drodzy przyjaciele, splećmy ręce w łańcuchu wokół stołu i pomódlmy się! O co, czy do kogo będziecie się modlić, to już wasz prywatny wybór, ale tak czy inaczej potrzebujemy wsparcia siły wyższej.
Zrobili, jak prosiła, choć początkowo z wahaniem. Unni nie powinna siedzieć obok Jordiego, to oczywiste, ale kiedy on wyciągnął rękę do Gudrun, krzyknęła:
– Nie!
Wszyscy spojrzeli na nią pytająco.
– Przepraszam – szepnęła. – Ale mam wrażenie, że Gudrun też wyczuwa chłód Jordiego.
– To prawda – potwierdziła babka Mortena. – Może nie tak intensywnie jak ty, ale rzeczywiście marznę w pobliżu Jordiego.
Skąd o tym wiesz?
– Przypomnij sobie nasze pierwsze spotkanie, Gudrun. Kiedy jechaliśmy do Gramannsgard i ja siedziałam obok Jordiego w samochodzie, to ty wiedziałaś, z czyjego powodu tak okropnie marznę. Musiałaś wyczuwać płynące od niego zimno.
– Masz rację, wyczuwałam.
Morten, jak zwykle, zgłaszał mnóstwo zastrzeżeń.
– Dlaczego akurat ty, babciu, to czujesz? Przecież nie jesteś zakochana w Jordim?
– Oczywiście, że nie – odparła Gudrun. – Ale my z Jordim od samego początku mieliśmy szczególne zrozumienie dla innych, prawda, Jordi?
– Prawda – przytaknął. – Zrozumienie dla bliźnich. Nie potrzebujemy żadnych słów, po prostu więcej czujemy.
– Jakie to piękne – westchnęła Vesla. – Szczerze mnie to wzruszyło.
– I mnie – przytaknęła Unni.
– Ale przecież wszyscy lubimy Jordiego – wtrącił Morten.
– Tak jest – potwierdził Pedro. – Tylko widzisz, w uczuciach jest tak wiele niuansów.
– Mówcie, mówcie dalej, jak bardzo mnie lubicie – śmiał się Jordi.
Bardzo to poprawiło nastrój. Zamienili się miejscami, Jordi otrzymał „neutralnych” sąsiadów, łańcuch został zamknięty.
Unni nie bardzo wiedziała, do kogo ma się modlić. Zwykle zwracała się do bardzo wielu świętych, duchów, aniołów i kogo tam jeszcze na raz. A teraz nawet nie zdążyła się zdecydować, gdy Flavia już uniosła głowę i rozerwała łańcuch.
– To były bardzo uroczyste minuty – westchnęła. – To co, Pedro, możemy spojrzeć na papiery?
Kiedy poszedł je przynieść, Unni i Vesla przekomarzały się na temat, która z nich pierwsza przeczyta grzeszne pamiętniki Estelli.
Unni wygrała argumentem, że zna hiszpański lepiej niż Vesla.
Pedro, który tymczasem wrócił, ostudził ich zapał. Dziennik, czy jak to nazwać, powinien poczekać, najpierw trzeba przejrzeć inne papiery.
– Masz dość sił, by nam towarzyszyć, Jordi?
– Za nic na świecie z tego nie zrezygnuję, ale… czy mógłbym usiąść na kanapie?
Pedro zatroszczył się, by wszyscy mieli wygodne miejsca. Jordi zajął połowę kanapy, nogi oparł na kolanach Gudrun, siedzącej na drugim jej końcu. W pokoju znajdowała się jeszcze jedna kanapa, a właściwie duży narożnik, na którym rozsiedli się Vesla i Antonio, Unni i Morten. Dla Flavii i Pedra były wygodne fotele. Wszystkie te wspaniale meble zostały tutaj przywiezione z małego mieszkanka Vesli. To była jej największa inwestycja, kiedy zamieszkała samodzielnie. No i teraz bardzo się przydały.
– Jest tu kilka spraw, które mnie bardzo zainteresowały – zaczął Pedro, przekładając ostrożnie rozpadające się arkusze i odkładając na bok te, których na razie nie potrzebował. Z listem dona Felipe już skończyliśmy. Z drzewem genealogicznym też. Teraz chciałbym się zapoznać z tak zwaną teorią Santiago i z tym prastarym listem…
Pedro jest dzisiaj jakiś nieswój, zauważyła Unni. Czy to z tego zmartwienia zrobił się taki nerwowy? I to przez cały dzień, nie dopiero teraz, kiedy usłyszeli szokujące nowiny na temat Leona.
Jego szczupła, szlachetna twarz była ściągnięta i skoncentrowana, bardzo rzadko spoglądał na otaczające go osoby. Jakby miał jakiś dylemat lub na przykład dręczył go konflikt sumienia, Unni nie potrafiłaby tego określić.
Pedro mocno ściągnął brwi.
– Dziwne – rzekł. – Niech no jeszcze raz spojrzę… Tu mamy drzewo genealogiczne, tu jakieś mało interesujące papiery. List dona Felipe… – Przejrzał wszystko jeszcze raz, zajrzał do skrzynki. – Tu też nie ma! Ani teorii Santiago, ani tego starego listu!
– Co u licha? Wszyscy byli głęboko poruszeni.
– Jak się to mogło stać? – zawołała Flavia przerażona. – Czy może ktoś z was to wziął?
Wszyscy stanowczo zaprzeczali.
– Nikt niczego nie pożyczył? – spytał Pedro jeszcze raz bardzo stanowczo. Teraz wyraźnie było widać, że to człowiek władczy, nawykły do zarządzania. Z pewnością często się zdarza, że ludzie przed nim drżą.
Na chwilę zaległa kompletna cisza, potem Unni powiedziała niepewnie:
– Ja sobie niczego nie pożyczyłam. Ale wtedy, w Saragossie, pamiętacie, kiedy Pedro wziął Jordiego do siebie, żeby przy nim czuwać, Elio i ja weszliśmy jeszcze do pokoju Jordiego. I ja spytałam Elia, czy myśli, że mogłabym przejrzeć papiery, które leżały na stole.
On się wahał, w końcu jednak przystał na to pod warunkiem, że będę bardzo ostrożna. Naprawdę bardzo się starałam. Starego listu w ogóle nie dotykałam, natomiast siedziałam dość długo i przepisałam kawałek „teorii Santiago”. Tego w ogóle były dwie strony, a ja przepisałam jakieś dwie trzecie pierwszej. Przerwałam, bo to było dla mnie za trudne. Ale zapewniam, że odłożyłam papiery na miejsce, bardzo ostrożnie i starannie, schowałam je do skrzyni, a drzwi pokoju zamknęłam na klucz. Mogę złożyć przysięgę.
Pedro miał ponurą minę. Unni została uratowana przez Flavię.
– Tak było, ja je przecież widziałam. W gospodzie w Niemczech, wtedy jeszcze znajdowały się na miejscu.
Jordi również przytakiwał. Pedro przyjął wyjaśnienia.
– Musiały zginąć później. Ale kiedy? Zastanawiali się. Cała czwórka, która podróżowała samochodem: Pedro, Flavia, Unni i Jordi, myślała z takim natężeniem, że mało brakowało, a słychać by było trzask. Kiedy, kiedy, na Boga, zostawili skrzynkę bez opieki? A poza tym zawsze zamykali samochód.
– Jest jeden wątpliwy moment – stwierdziła Flavia. – Przedwczoraj wieczorem, już tutaj. Zapomnieliście przecież skrzynkę w samochodzie.
– Masz rację, zapomnieliśmy – przyznał Pedro. – I samochód nie był zamknięty.
– Ale nikt nie mógłby znaleźć skrzynki w tajnym schowku za bagażnikiem – protestowała Unni.
Odpowiedziała jej Flavia:
– Kiedy zamierzałam przedwczoraj wieczorem wyjechać, skrzynka była nie w tajnym schowku, ale w bagażniku, stała sobie w kącie.
– Ja też to pamiętam – potwierdził Antonio, który przynosił skrzynkę do domu. – A ty, Flavio, jej nie przestawiałaś?
– Nie, no coś ty? Ja jej dotknęłam tylko raz, w Niemczech. Nie zdołałabym jej podnieść, bo jest ciężka jak ołów.
– Ona jest z ołowiu – wtrącił Pedro. – Czy któreś z was wyjmowało ją ze schowka za bagażnikiem?
Antonio głośno myślał:
– Wyjmowaliśmy z tego schowka różne rzeczy. To przecież możliwe, że przestawiliśmy skrzynkę, wcale się nad tym nie zastanawiając.
Roztrząsali sprawę na wszystkie strony, zawsze tak jest, kiedy coś zginie, i wszyscy czuli się kiepsko. Lęk przed podejrzeniem, spekulacje, kto z pozostałych mógł być winien, żal za utraconym…
Antonio zatelefonował do więzienia, w którym siedział Kenny i reszta norweskich współpracowników Leona. Ale cała grupa nadal pozostawała za kratkami, bo wszyscy mieli jakieś dawne sprawki na sumieniu.
Читать дальше