– Margo! Czy ty mnie słuchasz?! Margo, co ci jest?! Margo!!!
– docierał do mnie gdzieś z oddali pełen paniki głos, przerywając moje rozmyślania.
Tylko nie mogłam skojarzyć, skąd ja znam ten głos. W ogóle myślenie przychodziło mi jakoś tak z trudem. Poczułam się strasznie senna.
Ponieważ obrazy, które widziałam były coraz mniej wyraźne, zamknęłam oczy. W następnej chwili usłyszałam dziwny szum i poczułam, jak gdzieś spadam, i opadłam powoli na poduszkę.
Straciłam przytomność…
Jak się później dowiedziałam, śmiertelnie przestraszyłam Maksa i Akiego. Max chyba nawet wpadł w histerię, z mojego powodu! Wyraźnie coś dla niego znaczę. Fajnie!
Po paru minutach od momentu jak straciłam świadomość, do pokoju znowu weszli obaj mężczyźni w kitlach i zaczęli mnie badać.
– Jezu, czy ona… – wyszeptał Max, patrząc na moje bezwładne ciało. – Bo jeśli tak, to was pozabijam!!! – To zdanie wywrzeszczał na całe gardło.
– Spokojnie, chłopcze – mruknął ten gruby. – Żyje. No proszę, a miesięczne dzieciaki padały jak muchy od razu po wstrzyknięciu.
– Tak, wygląda na to, że przeżyje. Mamy teraz żywy dowód – dodał podnieconym głosem drugi.
– Dobrze, ale nie wiadomo, czy nie wystąpią jakieś skutki uboczne – powiedział znowu gruby. – Musimy ją obserwować przez kilka następnych lat. Poza tym nie mamy pewności, czy materiał genetyczny się przyjął.
– Co teraz zrobicie? – spytał kpiąco Aki. – Chcecie nas tu więzić przez kolejnych siedemnaście lat? Nie sądzicie, że nasi rodzice mogą się zorientować, że nie wracamy po szkole do domu?
– Przecież zamierzamy was wypuścić – powiedział gruby, pocierając dłonią zraniony policzek. Miał naprawdę duży opatrunek.
– Że co? Chcecie nas wypuścić?! A nie sądzicie, że jak tylko stąd wyjdę, to pójdę na policję, wezwę tu FBI, CIA i nawet samego prezydenta? – warknął Aki, zbity z tropu tą wiadomością.
Jakbym nie była nieprzytomna, tobym mu chyba tak przywaliła, że już by się nie podniósł. To oni chcą nas wypuścić, a on ich ostrzega, że zamierzamy ich wydać. Możecie mi wyjaśnić, gdzie on ma głowę? Bo mnie się wydaje, ze zostawił ją w domu.
– Nikogo nie zawiadomisz – powiedział, uśmiechając się obleśnie łysy. – Bo jeśli to zrobicie, to waszym rodzinom może się przydarzyć coś smutnego. Jakiś wypadek, na dodatek bardzo, bardzo nieszczęśliwy i podejrzewam, że śmiertelny. Więc radzę nie mówić o tym nikomu, ani waszym rodzicom, ani władzom.
No tak. Teraz mają pewność, że nie piśniemy nawet słówka. Wiemy już, do czego są zdolni, więc na pewno nie cofną się przed niczym.
– Prosimy też uprzejmie, żebyście raczej nie wyjeżdżali z miasta, bo i tak was znajdziemy i może się to z kolei bardzo źle skończyć dla was samych – dodał drugi. – Za chwilę wszczepimy wam mikronadajniki, a nasz satelita namierzy was wszędzie, nawet na Alasce.
O choroba, więc zwiać też się nie da…
Potem gruby zawołał coś do strażnika, a ten zaraz przyszedł, ciągnąc za sobą wózek, na którym leżały trzy strzykawki.
– Wszczepimy je wam głęboko pod skórę. Radzę nie próbować ich potem usunąć, bo my możemy usunąć was – dodał gruby.
Gdyby coś takiego zostało powiedziane w filmie, to ten film na pewno nie dostałby Oskara. Ci ludzie nie mają nawet wyobraźni…
– Lepiej też nie ruszajcie się podczas tego zabiegu – powiedział drugi. – Umieścimy wam te chipy tuż pod linią włosów na karku, przy samym kręgosłupie, więc jak się przypadkiem poruszycie, to możemy wam coś uszkodzić i zostaniecie kalekami do końca życia. A kalekie wilki nie są nam potrzebne.
Ma facet dar przekonywania. Nawet gdybym nie była nieprzytomna, też bym się w ogóle nie poruszyła. Podejrzewam, że na wszelki wypadek nawet bym nie oddychała…
Potem wyszli, wynosząc cały swój sprzęt. Po chwili wrócili.
– To jak, wypuszczamy ich? – Grubas spojrzał na towarzysza.
– Tak, nie są już nam potrzebni, a dziewczyna przeżyje. Jest tylko nieprzytomna – a widząc pełne nienawiści spojrzenie Maksa, dodał szybko: – Ocknie się za parę godzin.
– Zanim nas puścicie, chcę wiedzieć jeszcze jedno! – zawołał Aki.
No nie! Ktoś powinien mu coś zrobić!!! Wielka szkoda, że w tym kraju za zabójstwo w afekcie idzie się do więzienia…
– Dlaczego zabiliście Jaguara i potrąciliście Ivette? – spytał.
– Jaguar zaczął nam przeszkadzać, po tym jak do was strzelał. Nie mogliśmy pozwolić na to, by coś zagroziło naszemu projektowi – odpowiedział łysy.
– A Ivette Reno usiłowaliśmy zlikwidować, ponieważ dowiedziała się czegoś, czego nie powinna się dowiedzieć – dodał gruby.
– Ale jej nie zabiliście – powiedział Aki.
– Przypadkiem nam się nie udało, ale wierz mi, próbowaliśmy – odparł złowieszczo.
– Nic jej nie zrobicie! – warknął Aki.
– Już jej zrobiliśmy, a poza tym ty nie masz na to wpływu – skwitował gruby i zawołał strażników.
Dwóch z nich celowało do chłopców, a trzeci przerzucił sobie mnie przez ramię i wyniósł.
Wyprowadzili nas tym samym korytarzem, którym przyszliśmy. Następnie wjechaliśmy windą na górę i ruszyliśmy w stronę holu. Tu, nadal trzymając chłopców na muszce, niosący mnie strażnik podał mnie Maksowi, a następnie wypuścili nas na zewnątrz.
– Nikomu nie wolno wam mówić o tym, co się tu działo – przypomniał gruby, pocierając zranioną twarz. – Pamiętajcie.
Następnie zamknęli za sobą drzwi na klucz i odeszli w głąb budynku. Max niósł mnie na rękach aż do motoru. A ja to przespałam! Niech to licho!!!
Mark i Adrienne strasznie zdziwili się na nasz widok. Poza tym byli przerażeni, że tak długo nie wracaliśmy, bo nie było nas parę godzin. Ale w końcu i tak nie mogli nam pomóc, wszystko działo się w środku, a oni przecież byli na zewnątrz.
Podobno usiłowali mnie obudzić, ale im się to nie udało, więc Max posadził mnie na siodełku przed sobą i w żółwim tempie powlekliśmy się z powrotem do domów. Nie wiedzieli tylko, co mieli ze mną zrobić, jeślibym się nie obudziła. Przecież nie zostawiliby mnie w ogrodzie.
Ale na szczęście ocknęłam się, gdy byliśmy właśnie za moim domem.
– Gdzie ja jestem? – spytałam, rozglądając się nieprzytomnie. Cały czas zwisałam bezwładnie z motoru, oparta o kolana Maksa.
Szybko się podniosłam, ale tak mi się zakręciło w głowie, że z powrotem opadłam na niego, łapiąc się rękoma za głowę.
– O matko! – mruknęłam.
– Co ci jest? – spytał z troską Max i objął mnie ramieniem. Widać nie przeszkadzało mu to, że opieram się na nim całym ciężarem. W końcu prawie pięćdziesiąt kilo to nie byle co.
– Świat tańczy mi przed oczyma – mruknęłam, patrząc pomiędzy palcami, jak wszystko powoli wraca do normy.
– Chyba musisz jakoś wejść na górę – stwierdził.
Spojrzałam na pergolę. Wejść? Wejść na to?! W życiu! A w każdym razie nie w momencie, kiedy drzewa wciąż skaczą mi przed oczyma.
– Wiesz, chyba nie dam rady.
– Na pewno ci się uda – zachęcał mnie.
Powoli rozejrzałam się dookoła i stwierdziłam, że jesteśmy sami.
– Gdzie reszta? – spytałam zaniepokojona. Czyżby coś się stało?
– Pojechali już do domów. Dość długo byłaś nieprzytomna – wyjaśnił, patrząc na mnie tymi swoimi niesamowitymi, zielonymi oczami. Mówiłam już, że są wspaniałe? Człowiek aż ma ochotę po prostu siedzieć i wpatrywać się w nie. Nie wiem, czy to moje lekkie otępienie spowodował tamten wirus, czy może dopiero teraz zauważyłam, jak bardzo jego oczy są piękne. Ta zieleń jest po prostu urzekająca, a te błyski, gdy jest wesoły albo zły… Poza tym… Margo, słuchasz mnie?
Читать дальше