– Za dużo chodziłaś – stwierdził. Poczuła dziwne, wibrujące ciepło, rozchodzące się od palców w górę. Po chwili miała wrażenie, że jej noga płonie.
– Czy tak też czyniliście z Sol, panie? – zapytała, spoglądając na małą, która smacznie zasnęła.
Nie odpowiedział, tylko wyjął zza koszuli małe drewniane pudełeczko.
– Nasmaruj tym nogę dziś wieczorem – poradził. – To oczyści ranę z ropy.
Podniósł się, a izba nagle stała się za mała i za gorąca.
Silje podziękowała mu.
– Czy to Benedykt was sprowadził? – zapytała.
– Nie – odparł. – To nie Benedykt. To ja odwiedziłem go w kościele.
W kościele? O Boże, nie!
– Tak, widziałem – odpowiedział, czytając w jej myślach.
Żadnych komentarzy, tylko stwierdzenie. Silje cieszyła się, że akurat była zajęta naciąganiem pończoch; inaczej nie wiedziałaby, gdzie podziać wzrok i co zrobić z rękami. W tej chwili najchętniej zapadłaby się pod ziemię. Ale kiedy zrobił gest jakby chciał już odejść, opanowała się.
– A niemowlę? Chłopiec? Czy on się zarazi?
Zawahał się.
– Pokaż mi go!
Gdy przechodził obok niej w drzwiach, znowu poczuła tę tajemniczą ociężałość w ciele, taką jak w tamtym śnie. Światło wieczornego słońca na moment padło na jego twarz, którą do tej pory widziała zawsze w półcieniu. Ze zdziwieniem spostrzegła, że się myliła. To tylko złe oświetlenie sprawiało, że jego twarz wydawała się nieprzyjemna, stara i zniszczona. Naprawdę był stosunkowo młodym mężczyzną – nie młodzieniaszkiem, lecz mężczyzną w kwiecie wieku. Był dużo młodszy, niż to sobie wyobrażała.
Dzikość nadal jednak kryła się w jego oczach, wokół ust i w kocich ruchach.
Szła za nim przez dziedziniec, wpatrując się w jego wysoką, prostą sylwetkę, w nienaturalnie szerokie ramiona. Patrzyła, jak kroczy przed nią równo i pewnie. Zatrzymał się na schodach i poczekał, aż ona otworzy drzwi.
Kiedy weszli do kuchni, obie kobiety natychmiast wstały i zniknęły w sąsiedniej izbie. Parobek usunął się w kąt; tylko Benedykt pozostał na miejscu. On też jednak był jakiś nieswój. Silje wyczuła ostrożną rezerwę w jego postawie.
– I cóż? – zapytał.
– Dziewczynka wydobrzeje! – Twarz Silje rozjaśniła się. – Ale on chciałby jeszcze zobaczyć Daga.
Benedykt zawołał Gretę i kazał przynieść chłopca.
Z bocznej izby dobiegły ich płaczliwe protesty.
– Przecież on nie jest jeszcze ochrzczony!
Mężczyzna odparł:
– Silje ochrzciła go z wody, gdy go znalazła. To musi na razie wystarczyć.
– Do licha – rzekł Benedykt. – Greto, przypomnij mi, byśmy jak najprędzej znaleźli księdza do dzieci. Już zbyt długo zaniedbujemy ich dusze.
Powiedział to dziwnie wysokim głosem, jakiego Silje nigdy dotąd u niego nie słyszała.
Greta pojawiła się w drzwiach.
– Tak, panie Benedykcie – odpowiedziała oskarżycielskim tonem. – Pomyślcie, że gdyby on teraz umarł, jego duszyczka poszłaby wprost do…
Zamilkła i przerażona spojrzała ukradkiem na gościa. Wyszła jednak szybko i zaraz wróciła z dzieckiem. Ale nie chciała już wejść do środka, więc Silje podeszła do niej, wzięła dziecko i podała obcemu.
Posłał jej zagadkowe, pełne smutku spojrzenie.
– Ufasz mi, dlatego zrobię, co tylko mogę. Chciałbym jednak pozostać sam.
Opuścili kuchnię. Wychodząc Silje obejrzała się. Widok był niesamowity – ogromna, zwalista postać, trzymająca w ramionach maleńkie dziecko. Chłopiec prawie zniknął w tych objęciach. Spojrzał na nieznajomego mężczyznę szeroko otwartymi oczyma i rozpłakał się.
Silje zaczęła się zastanawiać, czy nie zrobiła czegoś bardzo niewłaściwego.
Dziecko jednak wkrótce ucichło. Silje, Benedykt i parobek czekali bez słowa w przedsionku, nie patrząc na siebie.
Wreszcie obcy mężczyzna wyszedł i podał dziecko Benedyktowi.
– Noworodki mają własną odporność – powiedział. – Zaraza z trudem się ich czepia.
Silje wyszła za nim na dziedziniec. Sądziła, że może sobie tego życzył, skoro nie jej oddał dziecko.
– Wiem, kim jesteście, panie – rzekła szybko.
– Wiesz? – zapytał z powątpiewaniem.
– Tak, i nie zdradzę was, panie. Możecie mi zaufać, jestem waszym przyjacielem. Gdybyście kiedykolwiek potrzebowali mojej pomocy, panie… choć oczywiście nie potrzebujecie.
Spoważniał.
– Ależ, tak, Silje, być może kiedyś będę jej potrzebować. Chyba wyczułaś, że jestem bardzo samotnym człowiekiem. Niewielu jest ludzi, którym mogę ufać.
Skłoniła się głęboko, pełna powagi i zrozumienia.
Kiedy się uśmiechnął, na jego twarzy pojawiły się głębokie bruzdy.
– Dobrze ci w tym domu?
– O tak! Nie mogłoby być lepiej. Dzięki za to, że przysłaliście mnie tutaj panie! I dzięki za… wszystko!
Machnął ręką i ten gest zastąpił odpowiedź. Wyglądało, jakby uśmiechnął się do siebie.
– Silje, Silje – powiedział powoli. – Jakie z ciebie jeszcze dziecko! Ale przybyło ci ciała, nie jesteś już taka wychudzona. Teraz bardziej przypominasz rozkwitający pąk. I nie wahaj się posłać po mnie znów, gdybyś mnie potrzebowała.
Wsiadł na konia i po chwili już go nie było. Silje stała ze zmarszczonymi brwiami. Znów? Co miał na myśli?
Poszła do Sol. Ku swemu zdumieniu zastała tam Marię. Przypomniało jej się, że widziała jakiś cień, przemykający przez dziedziniec, ale była zbyt zajęta obcym, by o tym myśleć. Kobieta z miną winowajcy podniosła się z podłogi przy łożu Sol. Wymamrotała jakieś usprawiedliwienie i zniknęła w drzwiach.
Sol spała spokojnie, choć na buzi nadal miała wypieki. Były jednak pewne oznaki świadczące, że gorączka zaczyna nieco spadać.
Silje była ciekawa, co Maria robiła w izbie. Pochyliła się nad małą i gdy oparła się o łoże, poczuła, że się lekko zachwiała. Pod jedną z nóg… leżała moneta. Srebrny pieniążek z rysunkiem krzyża. Wiedziała, co to oznacza. Miało ochronić przed diabelską mocą.
Po chwili zastanowienia pozostawiła monetę tam, gdzie ją znalazła.
Choć wcale tego nie pragnęła, powróciła myślami do snu, który miała ostatnio. Wyobraźnia zaczęła pracować… Gdyby się wtedy nie obudziła, co stałoby się dalej? Dlaczego nie przyśnił się jej wtedy Heming? Dlaczego właśnie zwierzoczłek, a nie on, rozpalił drzemiącą w niej kobiecość? Chciała, by zrobił to młody, pociągający Heming. Chciała tego! Gdyby tylko mogła śnić to jeszcze raz – z kim innym, tym właściwym… Nie odważyła się wymówić tego słowa nawet w myślach. Z innym… kochankiem?
W chwili gdy to pomyślała, przez jej ciało przebiegł gorący dreszcz. Obraz Heminga przyblakł. To nie jego widziała.
Przycisnęła twarz do poduszki i jęknęła zrezygnowana i zrozpaczona.
Rano, gdy tylko się obudziła, poczuła, że pulsowanie w stopie ustało i że nie jest już ona taka gorąca. Obok niej leżała rozbudzona Sol i pytała, czy może wstać.
– O nie, kochanie – powiedziała Silje. – Dzisiaj jeszcze musisz zostać w łóżku. Nie możesz wstać tak szybko. Ale ja będę przy tobie cały dzień.
Zauważyła, że stopniowo zmienia się jej stosunek do gór. Kilkakrotnie przyłapała się na tym, że spogląda w ich stronę niemal wyczekująco – jak gdyby miała nadzieję, że dziwne postacie pojawią się znów nad postrzępionymi wierzchołkami, prowadzone przez swego władcę. Zawstydziła się, że jest taka dziecinna.
Po kilku dniach było już całkiem pewne, że Sol wyzdrowiała, i Silje mogła powrócić do pracy w kościele.
Читать дальше