Zapatrzył się.
– Jezu Chryste! – szepnął. – Coś ty zrobiła, dziewczyno?
Nareszcie i ona zobaczyła, co namalowała, zobaczyła to jego oczami.
Diabeł stał za kobietą, tak jak to naszkicował Benedykt. Silje posunęła się jednak dalej, umieściła pazurzaste łapy diabła na piersiach niewiasty, ona zaś zdawała się opierać głowę na jego ramieniu. Długim jęzorem diabeł lizał jej szyję, a jego twarz…
– Och! – wykrzyknęła Silje, zakrywając dłonią usta. – Nie zauważyłam tego!
Nikt, kto choć raz widział mężczyznę w płaszczu z wilczej skóry, nie mógł nie odgadnąć, kogo Silje wzięła sobie za modela.
– Musimy to zamalować – powiedział Benedykt przerażony.
Zrobiła ruch ręką, chcąc zacząć od razu, gdy nagle położył dłoń na jej ramieniu.
– Zresztą nie, nie rób tego! Scena jest zbyt dobra, by ją zniszczyć. Oczywiście nie jesteś biegłym mistrzem, ale całość ma swój wyraz. Miejmy nadzieję. że żołnierze królewscy tutaj nie wejdą. Moja mała – powiedział zaszokowany – naprawdę nie spodziewałem się, że ty, taka cnotliwa, możesz stworzyć coś takiego. Popatrz na pełne pożądania ręce diabła. Popatrz na jego pozycję. Tak jakbyś potrafiła wyobrazić sobie, co naprawdę rozgrywa się za plecami kobiety.
Również Silje była zaskoczona.
– Nie rozumiem, nie wiedziałam nawet, że namalowałam to w ten sposób. To musiało przyjść samo z siebie.
– Albo rzucono na ciebie czary, albo masz po prostu duszę artysty. Musiałaś pracować w transie. Tak, myślę, że tak właśnie było. Artysta często nie wie, co robi, gdy porwie go natchnienie. Sądziłem jednak, że to młodemu Hemingowi oddałaś serce.
A więc odkrył to.
– Ależ tak! – odparła wzburzona i zrozpaczona. – Ależ tak! Nie rozumiem, jak ta twarz znalazła się na ścianie!
Wtedy Benedykt zaczął się śmiać, najpierw cicho, potem coraz głośniej i głośniej.
– Lepszego modela nie mogłabyś jednak znaleźć. Boże, co za scena! Co za scena! Ale niech nikt się o tym nie dowie! Dobrze, że w tym miejscu jest dość ciemno.
Wracali do domu. Powietrze było teraz cieplejsze i ta odrobina śniegu, który spadł wcześniej, stopniała. Wiedzieli jednak, że ciepło jest zdradliwe. Zima przypominała o sobie coraz częściej, coraz głębiej wbijała swe lodowate pazury, a słońce z każdym dniem później pojawiało się na niebie.
Jesień tego roku nie była przyjazna.
Już od dziesięciu dni Silje przebywała na dworze Benedykta, kiedy nagle zachorowała Sol. Rozpalona i zapłakana leżała na łożu w sypialni. Silje siedziała przy niej cały dzień, przebierała i starała się utrzymać ją w cieple. Balwierz, jeden z kompanów Benedykta od kielicha, przybył i wydał wyrok.
– Nie ma wątpliwości, niestety. Trzymajcie niemowlę z dala od niej! My przeżyjemy, do tej pory jakoś to się nam udawało. Czy dziewczynka jest ochrzczona? Może lepiej byłoby wezwać księdza?
– Ksiądz nie żyje – wtrąciła jedna z kobiet. – Nie mamy jeszcze nowego. Ach, mieliśmy dobrego księdza. Odwiedzał wszystkich chorych, aż sam się zaraził. Ale dziewczynka jest duża, musi być ochrzczona.
Usiłowała stłumić płacz. Wszyscy bardzo polubili małą Sol.
Balwierz odjechał, a Silje znów usiadła przy chorej. Czuła, jak ogarnia ją rozpacz. Zdążyła się już bardzo przywiązać do tej małej istoty, jakby to była jej własna córka.
– Dopomóż nam – szeptała. – Dopomóż nam, dopomóż, nie pozwól jej umrzeć. Jest taka pełna życia. Na miłość boską, nie zabieraj jej ode mnie, pozwól jej żyć!
Gorączka jednak nie chciała spadać, wprost przeciwnie. Silje czekała teraz na następny przerażający znak.
Sol spoglądała na nią błyszczącymi oczyma.
– Proszę, wyzdrowiej – błagała Silje. – Nie mam siły patrzeć, jak cierpisz. Potrzebuję cię, zrozum!
Sol otworzyła szeroko oczy.
– Pociebujeś Siol?
– Tak, potrzebuję Sol. Wiesz, ty i ja należymy do siebie. I musimy zająć się braciszkiem. Nic nie cieszy, kiedy leżysz chora. Tak bardzo cię kocham, Sol.
Delikatny uśmiech pojawił się na usteczkach małej. Wsunęła swą rozpaloną rączkę w dłoń Silje, a ona dopiero w tej chwili poczuła, że i mała naprawdę przywiązała się do niej, wie, że ją polubiła. Do tej pory odnosiła wrażenie, że dziecko szukało u niej wyłącznie bezpieczeństwa.
Braciszek, tak nazwała Daga. Może to było trochę ryzykowne, jeśli znów mieli się rozdzielić. Powiedziała to jednak całkiem odruchowo, uważała za najwłaściwsze. Nie chciała utracić dzieci. Nie chciała, by tę piękną dziewczynkę włożono do zimnej trumny!
Zbliżał się wieczór, gdy usłyszała, że ktoś przyjechał z wizytą. To Benedykt, wracając do domu z kościoła, przywiódł ze sobą jeźdźca.
Silje słyszała odgłosy rozmowy. Nagle gość stanął w drzwiach domku, w którym mieszkała wraz z dziećmi.
– Wyjdź, Silje – powiedział niskim, zachrypniętym głosem.
W izbie było ciemno, a on nie miał na sobie wilczej skóry. Na koszulę założył ciemnobrązowy płaszcz, lecz i tak go poznała. Dłonie jej drżały, kiedy podnosiła się z brzegu łoża.
Sol zaczęła płakać i wyciągnęła do niej rączki.
– Może powinnam zostać? – spytała Silje nieśmiało i zmusiła się, by spojrzeć mu w oczy. Była pewna, że przejrzał ją na wylot.
Spoglądał na nią swymi władczymi oczyma, które wśród czarnych jak węgiel rzęs miały kolor jasnego bursztynu.
– Kochasz dziecko, prawda?
– Tak, bardzo. Bardzo.
– A więc wyjdź. Zaczekaj w kuchni z kobietami.
Silje podporządkowała się z wahaniem, usiłując nie słyszeć płaczu małej.
W kuchni panowało głębokie milczenie. Nastrój był dziwny, powietrze jakby naładowane. Czym? Lękiem? Przerażeniem? Nie cieszono się chyba zbytnio z wizyty wodza buntowników. To było niebezpieczne, śmiertelnie niebezpieczne!
Benedykt stał przy oknie sztywny i niespokojny, parobek nerwowo obracał w rękach czapkę, kobiety siedziały nieruchomo. Silje usiadła i położyła ręce na kolanach.
Jedna z kobiet zaczęła cichym głosem odmawiać modlitwę.
– Zaprzestań tego! – wybuchnął niespodziewanie Benedykt.
– Oczywiście. Wybaczcie! – powiedziała kobieta o imieniu Maria. To ona właśnie najwięcej czasu spędzała z Sol.
Nagle Silje podniosła się.
– On jest tam już tak długo. Zajrzę na chwilę.
O dziwo, nikt nie próbował jej powstrzymać.
Niepewnie otworzyła drzwi do małego budynku.
Mężczyzna stał pochylony nad posłaniem. Wyprostował się i odwrócił w jej stronę. Nie wyglądał ani na rozzłoszczonego, ani na zdziwionego jej wejściem.
– Dziecko jest silne – powiedział swoim dziwnym, twardym głosem. – Przeżyje. Ale… – urwał.
– Doprawdy? – zapytała Silje sceptycznie. Nie miała odwagi uwierzyć w jego słowa. – Skąd to wiecie, panie?
Uśmiechnął się lekko.
– Sama przecież wiesz, że wiele ludzi zapadających na zarazę wychodzi z tego. Bądź tylko przy niej, by nie czuła się samotna.
– Będę.
Sol była teraz spokojniejsza, posłała im nawet wymęczony, rozpalony gorączką uśmiech.
Gość popatrzył na Silje badawczo.
– Kulejesz?
– To nic, to tylko moja odmrożona noga nie chce się zagoić.
– Czy mogę ją obejrzeć?
– Nie!
Zmieszała się, zawstydzona nagle swą gwałtowną reakcją.
Mężczyzna czekał z uśmiechem na ustach. Najwyraźniej go rozbawiła.
Zrezygnowana przycupnęła na łóżku. Bez słowa przysiadł na brzegu i zdjął z niej pończochy. Gdy dotknął jej skóry, drgnęła, nie mogąc się opanować. Spojrzał na nią, lecz jego wzrok był obojętny. Położył obie dłonie na jej stopie.
Читать дальше