Marina Diaczenko - Odźwierny

Здесь есть возможность читать онлайн «Marina Diaczenko - Odźwierny» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Odźwierny: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Odźwierny»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Pierwsza część cyklu fantasy Tułacze (Skitalcy). Odźwierny jest debiutem powieściowym Mariny i Sergieja Diaczenków i zarazem pierwszym tomem cyklu Tułacze, opowiadającego o ludziach błąkających się na pograniczu dwóch światów, realnego i nadprzyrodzonego. Wielki czarnoksiężnik traci wszystko: magiczną moc i miłość swego życia. Wystawiony zostaje na pokusy złowrogiej, diabolicznej potęgi, która pragnie przedostać się do ludzkiego świata. Za cenę odzyskania czarodziejskich zdolności miałby się stać tytułowym Odźwiernym, który otworzy wrota wymiarów i sprowadzi na świat niewyobrażalne zło. Czy wybierze drogę zemsty na tych, którzy go odrzucili i potępili? A może znajdzie w sobie dość sił, by oprzeć się demonicznej pokusie?…
Powieść została szybko zauważona i wyróżniona nagrodą Euroconu dla najlepszych europejskich fantastów roku

Odźwierny — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Odźwierny», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Czarniawa wyszła spod wozu, klnąc pod nosem. Raul skłonił się piegowatej i także wyszedł. Warujący za kołem pies poderwał się i zamerdał ogonem.

– Ale się przyczepiłeś – rzekł do niego Marran.

Bazar żył dalej swoim hałaśliwym, barwnym życiem. W zagrodach głośno beczały owce, chłopskie konie zanurzały pyski w workach z obrokiem, ryby błyskały śliskimi łuskami. Raul rozglądał się za kolejną pracą. Pies nie odstępował go ani na krok, dopóki tłum nie zaniósł ich w stronę kramów rzeźnickich.

Wtedy zdarzyło się coś niezbyt miłego. Spomiędzy straganów wypadła sfora wielkich, dobrze wykarmionych psów. Towarzysz Raula szczeknął jękliwie i przysiadł z wrażenia na ogonie, jakby ktoś podciął mu łapy. Sfora zaniosła się na to wściekłym, ogłuszającym ujadaniem i rzuciła się do ataku na obcego. Zaczęła się dzika pogoń.

Raul stał jak wryty, bezradnie spoglądając na to wszystko. Ujadanie prędko się oddaliło, potem znowu z lekka się przybliżyło, wreszcie utonęło w bazarowym rozgwarze.

Marran poczuł się okropnie samotny. Słuchał głuchych uderzeń rzeźnickich toporów.

– Nie stój w przejściu, gapo!

Ktoś go odepchnął na bok. Uderzył o czyjeś plecy, starając się utrzymać na nogach. Tamten potknął się, ale nie przewrócił. Raul uchwycił się żerdzi najbliższego straganu.

– Przepraszam – mruknął.

Człowiek, którego potrącił, był wychudły, a z odzieży bardziej przypominał mieszczanina niż wieśniaka. Twarz, skryta częściowo w cieniu straganiarskiego daszka, była pociągła i śniada. Błyszczały w niej ironicznie wąskie, zielonkawe oczy.

– Nic nie szkodzi – odparł cicho nieznajomy – każdemu się zdarza.

Zmieszany Marran spuścił oczy.

W tej chwili pojawił się sprzedawca, wołając:

– Hej, nie zasłaniajcie towaru!

Nieznajomy uśmiechnął się wyrozumiale i odszedł na bok. Raul poszedł za nim, sam nie wiedząc czemu.

– Nietutejszy? – zapytał tamten.

– Właściwie… cudzoziemiec – oświadczył Marran.

Nieznajomy pokiwał głową.

– Pan także nie jest stąd – zauważył Raul po chwili milczenia.

– Jestem kupcem – ochoczo oznajmił rozmówca – podróżuję, pytam o ceny…

Spacerowali wolnym krokiem między kramami. Słońce stało w zenicie, a handlujących na bazarze ogarniała gorączka.

– Przesyt – stwierdził kupiec. – Brakuje jednak prawdziwej egzotyki, miłej sercu każdego arystokraty. Jak pan sądzi?

Raul wzruszył ramionami.

– Swen – przedstawił się handlowiec i podał rozmówcy wąską dłoń.

Marran uścisnął ją machinalnie i dopiero po chwili uświadomił sobie, że także wypadałoby się przedstawić.

– Raul.

– Jestem człowiekiem Północy, Raulu – cedził powoli Swen. – Ten step jest bogaty, lecz monotonny Nie ma pan ochoty przysiąść?

Przysiedli na jakichś workach w cieniu niewielkiej szopy, służącej za składzik. Wcześniej skryły się w tym samym cieniu dwie młodziutkie dziewuszki z kobiałkami, w kolorowych chustkach na głowach.

– Coś mi się zdaje, że pan także jest z Północy – zasugerował tamten, z ulgą wyciągając zmęczone nogi. – Dlatego się rozumiemy. Tęsknię do gęstych lasów, sękatych korzeni, zarośniętych wąwozów, leszczynowych zagajników, jezior wśród drzew… Tutaj jest sucho i pusto. Step ciągnie się równo jak po stole, wiatry wieją ze wszystkich stron…

– I nie ma się gdzie ukryć – zauważył Raul.

– Otóż to! – gorliwie przytaknął rozmówca. – Dokładnie tak!

Siedzące w pobliżu dziewczęta rozmawiały z ożywieniem. Do uszu Raula dotarło słowo „odmieniec”. Zaczął się przysłuchiwać.

– Dziesięciu ludzi już zagryzł.

– Nie wyjdę sama na pole, choćby mnie psami szczuli!

– Ja tak samo…

Swen zauważył, że Raul podsłuchuje rozmowę dziewczynek i uśmiechnął się.

– O czym one mówią?

– O odmieńcu – wyjaśnił Marran. – Zdaje się, że wszyscy się go tutaj boją.

Tamten wzruszył ramionami, wyrażając dezaprobatę i lekceważenie dla sprawy.

– Też mają się czego bać… Prażą się w bezlitosnym słońcu, wdychają kurz, mają jedno drzewko i jedną studnię na całą wioskę, często wyschniętą… A im w głowie odmieniec!

Wydobył zza pazuchy manierkę. Raul instynktownie przełknął ślinę.

– Napij się – zaproponował życzliwie.

Marran chciał odmówić przez grzeczność, lecz Swen wcisnął manierkę do uniesionej w przeczącym geście dłoni. Raul prędko przywarł ustami do otworu szyjki. Rozkoszny smak świeżej, zimnej wody na pewien czas osłabił jego wolę i zamącił w głowie. Szczęśliwy, że może ugasić pragnienie, wypił niemal wszystko do dna.

– Do licha – mruknął, oddając manierkę – chyba niewiele w niej zostało.

Swen nie okazał złości ani rozczarowania.

– Nie szkodzi… Dla mnie wystarczy.

Także przyłożył do ust manierkę.

Przeraźliwy kobiecy krzyk, dobiegający z drugiej strony szopy, sprawił, że się niemal zakrztusił. Dziewczynki podskoczyły, jak oparzone. Na chwilę przycichł hałas bazaru, aby po chwili wybuchnąć trwogą i niedowierzaniem.

– Tfu, do czorta! – powiedział ktoś zza pobliskiego wozu. – Kto tam tak wrzeszczy?

Pisk zamienił się w pełne lęku pokrzykiwania:

– W szopie, w szopie! Chciał na mnie się rzucić!

Ludzie wyciągali szyje, żeby coś zobaczyć, niektórzy porzucali towar i zaintrygowani biegli na miejsce zdarzenia, mamrocząc po drodze:

– Tam do licha! Co za zaraza!

Swen wreszcie się wykaszlał.

– Pewnie ktoś jej ukradł sakiewkę – mruknął z niechęcią.

Z drugiej strony słychać było pytania tłumu.

– Co takiego? Kto?!

– Odmieniec!!! – zawyła kobieta, odzyskując siły.

Swen podskoczył, wydając nieartykułowany, zdławiony dźwięk. Dłoń, ściskająca manierkę, zadrżała. Raulowi przemknęło przez głowę, że kupiec jest tchórzliwy.

Siedzące obok dziewczynki zniknęły jak kamfora. Spod stojącego w pobliżu wozu wyskoczył rozczochrany chłopak, wpadając na cisnących się ciekawskich. Wokół szopy rozpętał się chaos, jedni się pchali jak najbliżej, inni uciekali. Raul i jego towarzysz znaleźli się niespodziewanie w oku cyklonu.

– Powariowali – stwierdził Swen z przekonaniem. – Pójdziemy zobaczyć, Raulu?

Owa propozycja nie świadczyła jednak o tchórzliwości. Poprzez krzyki niewiasty przebijały się teraz inne głosy.

– Kto go widział?

– W szopie…

– Nareszcie wpadł!

– Odejdźcie! Odsuńcie się wszyscy!

Potem ludzki gwar zagłuszyło ujadanie licznych psów, zapewne tych samych, które Marran spotkał przy kramach rzeźników.

– Chodź, Raulu! – Swen zdawał się przejęty i rozbawiony zarazem. – Chodźmy zobaczyć, jak tubylcy postępują z odmieńcami!

Marran nie odpowiedział, tylko przywarł do ściany szopy, zaglądając w dość sporą dziurę po sęku.

Kiedy jego oczy przyzwyczaiły się do panującego w środku półmroku, dostrzegł w kącie za stosem beczek i drewnianych skrzynek jakiś potężny, szarawy kształt. W wąskiej strudze światła zobaczył dokładnie tylko przednią łapę i naderwane ucho.

– Boże… – jęknął, odskakując od ściany. – To mój pies!

Tłum wokół szopy gęstniał. Ktoś po drugiej stronie głośno doradzał:

– Podpalić i spokój…

– Głupi! Chcesz to spalić?! Mam tam pełno towaru!

– Zapomnisz o towarze, kiedy ten potwór skoczy ci do gardła!

– Znieście tu słomę, ludzie!

– Przydałby się osinowy kołek…

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Odźwierny»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Odźwierny» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Marina Diaczenko - Zoo
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Tron
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Rytuał
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Ostatni Don Kichot
Marina Diaczenko
Marina Dyachenko - The Scar
Marina Dyachenko
Marina Diaczenko - Miedziany Król
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Następca
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Awanturnik
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Szrama
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Dzika energia
Marina Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
Отзывы о книге «Odźwierny»

Обсуждение, отзывы о книге «Odźwierny» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x