Usiadł na stole, trącając świecznik chudym zadkiem. Wciągałem buty, spozierając na niego spode łba.
– Księgę! – powtórzył pożądliwie. – Można sądzić po pewnych oznakach, wyobraź sobie, że to jeden z wczesnych odpisów Testamentu Pierwszego Wieszczbiarza!
Wielkie nieba, znowu!
– Mówił pan, że chyba w ogóle go nie było – przypomniałem.
Poderwał się gwałtownie.
– Należy to wyjaśnić… Po pierwsze, autentyczność dzieła – wyliczał, zaginając kolejno, długie palce – po drugie odczytać fragment o pojawieniu się Trzeciej Siły, a to jest najważniejsze… Twoim zadaniem jest oczarować staruszkę swymi magicznymi zdolnościami i wyłudzić od niej księgę chociaż na pół godziny. Bardzo jej strzeże i nie sprzeda za żadne pieniądze. Pokaże ci ją jednak, jako koledze magowi. Będę udawał kogoś w rodzaju twojego ucznia, dopuszczonego do najważniejszych tajemnic. Czy to jasne?
Śmiał się, zacierając dłonie, ja zaś wieszałem szpadę u paska, krzywiąc się, kiedy nie patrzył.
Kupcowa okazała się wcale nie taka stara. Wydawała się także całkiem niegłupia. Na jej wypielęgnowanej, białej twarzy malowało się pragnienie nieograniczonej władzy Sala, w której dostąpiliśmy zaszczytu audiencji, ustrojona była w stylu czarnoksięskiej pracowni: na ścianach wisiały pęki suszonych ziół, spod sufitu zwieszało się truchło ogromnej żaby, w ptasich klatkach syczały żmije, a kłęby dymu buchające z komina świadczyły, że były tam sporządzane jakieś wywary.
Pani domu zasiadała w rzeźbionym krześle z wysokim oparciem, odziana w coś na kształt jedwabnej opończy. Pochyliłem się nad jej mocną, wyperfumowaną dłonią, otrzymując w zamian życzliwe skinienie okrytej kapturem głowy. Wskazała mi kryty aksamitem taboret i rozpoczęła się grzeczna konwersacja.
Musiałem wysłuchać długiego wykładu o właściwościach eteru, metamorfozach ziół, tworzeniu czegoś z niczego, proroczych snach, znaczeniu liczby piętnaście i pół oraz o technologii wypychania jeży. Co pewien czas pytała mnie o zdanie na dany temat. Wówczas stojący za mną Lart trącał mnie w plecy, ja zaś podskakiwałem na taborecie i wypowiadałem wyuczoną kwestię.
– Pani wiedza, milady, godna jest najwyższego uznania dla swojej głębi i szerokich horyzontów, trudno osiągalnych nawet dla najwybitniejszych mistrzów sztuki magicznej.
Kupcowa uśmiechała się z zadowoleniem i kontynuowała swój wykład z jeszcze większym zapałem.
Niespodziewanie ktoś zastukał do drzwi i pojawił się w nich szczupły, podstarzały osobnik. Domyśliłem się, że był do tego uprawniony, gdyż pochylił się i zaszeptał do ucha gospodyni, sprawiając, że zbladła ze złości.
– Bałwan! – wrzasnęła jak przekupka. – Tak trudno pojąć, że po pięćdziesiąt?! A jeśli te osły chcą zniżki, niech idą do diabła!
Rządca dalej coś szeptał, na co magiczka nadęła się jak ropucha i podsunęła mu pod nos piąstkę zwiniętą w figę.
– Tyle im damy!
Tamten oddalił się w ukłonach, a kupcowa czarodziejka uśmiechnęła się do mnie przepraszająco i rzekła:
– Ach, mój panie, interesy, wciąż interesy…
I dalej ciągnęła sztywną konwersację, jakby się nic nie stało.
Lart zaczął objawiać zniecierpliwienie. Kłuł mnie w plecy kościstym palcem i szeptał prawie niedosłyszalnie:
– Księga… Księga!
Wyczekałem na moment, kiedy gospodyni nabrała powietrza w płuca, aby wygłosić kolejną tyradę i szybko wtrąciłem:
– Ach, milady, nie tylko pani ogromna wiedza, ale także niektóre cenne rzeczy, jakie pani posiada, są szeroko znane za granicą…
Znowu się uśmiechnęła z najwyższą satysfakcją.
– Naturalnie, najwyższy czas pokazać panu to i owo…
Wyciągając szyję, zakrzyknęła po trzykroć melodyjnie:
– Koszmar! Koszmar! Koszmar!
Zanim zdążyłem się zorientować, co ją tak przeraziło, drzwi się znowu rozwarły, chociaż w pierwszej chwili miałem wrażenie, że pozostały puste. Tylko chwilę, gdyż zjawił się w nich czarny kocur niesamowitej wielkości, ze złotym łańcuszkiem na szyi.
– Koszmarze, mój przyjacielu, podejdź tutaj i poznaj naszego gościa, maga Damira! – powiedziała słodko do zwierzęcia.
Kot spojrzał na mnie krągłymi, złotymi oczami. Lart znowu dźgnął mnie w plecy, aż podskoczyłem.
– E… Bardzo mi miło, właśnie miałem zamiar…
– Koszmar zna największe tajemnice bytu – podjęła kupcowa, nie zwracając uwagi na moje jąkania – i posiada dar odgadywania przyszłości…
Kocur otarł się o moje łydki, potem o nogi Larta. Słysząc, jak mag zgrzyta zębami, przerwałem jej pospiesznie:
– Jednakże, milady, chociaż sława pani kota rozeszła się daleko…
Lart jęknął głucho. Obejrzałem się lękliwie i zobaczyłem, że Koszmar wskoczył mu na ramię, wczepiając się w nie wszystkimi pazurkami. Legiar potrząsnął ręką. Zwierzak zeskoczył na podłogę, spoglądając na człowieka z pogardą.
Oblicze kupcowej zastygło.
– Pański służący jest niedostatecznie wyszkolony – oznajmiła lodowato. – Ma szczęście, że Koszmar jest mądry i łagodny…
Potwierdzając swą mądrość i łagodność, kocur zadarł tylną łapę i zaczął się wylizywać pod ogonem.
– Ten lokaj służy u mnie od niedawna – powiedziałem, pragnąc załagodzić niezręczną sytuację.
Kupcowa kiwnęła na niego palcem.
– Chodź no tutaj, spryciarzu…
Legiarowi nie pozostawało nic innego, jak tylko zbliżyć się do niej. Długo mu się przyglądała, potem zapytała mnie z wyrzutem:
– Nie mógł pan znaleźć lepszego lokaja? Ma paskudną gębę i na pewno podkrada drobniaki.
Lart stał do mnie plecami, toteż nie mogłem, niestety, zobaczyć wyrazu jego twarzy.
W końcu dama zakończyła oględziny mego sługi i machnęła ręką, wskazując w głąb pokoju.
– Czego stoisz jak słup, przynieś pled. Tam leży, na fotelu…
Legiar zerknął na mnie z ukosa i poszedł po pled. Nigdy nie widziałem go w roli służącego i widok ten sprawił mi nieoczekiwaną przyjemność.
– Bezczynność rozleniwia służących – oświadczyła stanowczo kupcowa.
Koszmar wskoczył jej na kolana i głośno zamruczał. Lart wyciągnął rękę z pledem w stronę gospodyni, ona jednak zmarszczyła brwi i nie odebrała go.
– Jak podajesz, bałwanie? Co tak łazisz, jak na spacerze? Odnieś z powrotem i podaj jak należy!
Nastąpiła chwila milczenia. Zamarłem, oczekując na reakcję Legiara. Tamten sekundę stał nieruchomo, potem zawrócił i odszedł na poprzednie miejsce.
W tym momencie odczułem korzystną stronę zajmowanej pozycji. Przypomniałem sobie wszystkie spotykające mnie wcześniej niemiłe zdarzenia, raut na ratuszu, małą Mirenę i pasjans rozsypany po podłodze. Miałem nieodparte pragnienie być chociaż na krótki czas panem Larta. Chociaż na sekundę!
Legiar zatoczył tym razem wielki krąg i ze złością podsunął pled pod sam nos kupcowej. Tamta ponownie zmarszczyła brwi z jeszcze większym niezadowoleniem.
– Kto cię uczył, niedołęgo? Podsuwasz mi go, zamiast podać z ukłonem?! Jeszcze raz!
Lart spojrzał na mnie. Unikałem jego wzroku, jakby wszystko to mnie nie dotyczyło. Mag znowu zawrócił, mnie natomiast podkusił jakiś chochlik, żeby powiedzieć niedbale:
– Wielkie dzięki, milady, że pomagasz mi wytresować mego sługę.
Lart wydał dziwny, skrzypiący dźwięk, chyba zgrzytnął zębami. Kupcowa skinęła mi łaskawie, natomiast Legiar podał jej wreszcie przeklęty pled z odpowiednio głębokim ukłonem.
Читать дальше