– Zaraz inaczej – stwierdziła z satysfakcją gospodyni.
W tej chwili się wystraszyłem. Zbyt dobrze znałem dumę Larta i jego pamiętliwość, aby nie obawiać się, że nie wybaczy mi mojej chwilki słabości, gdy tylko spełni się jego życzenie!
Póki co mag zajął znów swoje miejsce za mymi plecami. Jego spokój wydawał mi się złowrogi. Wolałbym już, żeby znowu kolnął mnie boleśnie.
Trzeba było jak najszybciej zrehabilitować się w jego oczach. Następne pięć niemiłych sekund zastanawiałem się, jak to zrobić.
– Księga! – krzyknąłem w końcu, podskakując na siedzeniu. – To jest, chciałem rzec, że byłoby dla mnie wielkim zaszczytem ujrzeć tę słynną księgę, największą ozdobę pani magicznej biblioteki, której sława rozeszła się również daleko…
Kupcowa uśmiechnęła się zagadkowo, pieszcząc kota za uchem.
– Och, wszyscy chcą ją zobaczyć… Wszyscy o niej słyszeli i domagają się jej widoku, lecz nie wszyscy są powołani…
– Kontynuując podróż – wtrąciłem szybko – mógłbym roznosić sławę jej tak daleko, na ile tylko pozwoliłyby koła mej karety.
Gospodyni zmrużyła powieki, mlasnęła językiem, spojrzała na mnie badawczo, potem pociągnęła sznurek dzwonka. Weszła pokojówka.
– Zawołaj Rubiego – rozkazała jej pani.
Po minucie zjawił się szpetny typek w strojnej liberii.
– Wezwij Kuniego – zażądała dama.
Po chwili wszedł siwiuteńki staruszek w czarnym chałacie.
– Przynieś JĄ – poleciła.
Staruszek skłonił się, skrzyżował ręce na piersi i wyszedł chwiejnie. Czekaliśmy z zapartym tchem. Wreszcie Kuni powrócił, niosąc przed sobą z wielką pompą coś wielkiego, owiniętego w czarny aksamit. Położył to na stół, gospodyni zaś odprowadziła starca wzrokiem i rzekła do Larta:
– A ty, kochaneczku, odejdź stąd i stań tam, pod ścianą. Nie masz tu niczego do oglądania…
– Widzi pani – wtrąciłem prędko – uczę go niektórych prostych rzeczy i przydałoby mu się nieco rzucić okiem.
Kupcowa skrzywiła się sceptycznie. Lart zrobił krok do przodu nie spuszczając oka z zawiniątka. Dama ceremonialnie rozwinęła aksamit. Pod jej dłońmi błysnął złoty napis na okładce.
– Niech pan zwróci uwagę – rzekła z dumą – to prawdziwe złoto!
– Mogę się przyjrzeć? – spytałem drżącym głosem.
Księga pachniała pleśnią, niektóre stronice się pozlepiały, inne były zetlałe. Przewracałem karty trzęsącymi się dłońmi, Lart zaś świszczał nad moim uchem:
– Dalej… dalej! Teraz cofnij…
Tekst napisany został niezrozumiałymi dla mnie runami. Tu i ówdzie zdarzały się obrazki, trzeba powiedzieć, że dosyć makabryczne! Precyzyjnie narysowane przekroje jakichś okropnych stworzeń. Jakieś rysunki techniczne, pełne krzyżujących się linii, znowu znaki, symbole, obrazki…
– Dalej – dyszał mi Lart do ucha.
W tej chwili kupcowa pochyliła się i chwyciła księgę, przesuwając ją do siebie.
– Chcę panu zwrócić uwagę, panie Damirze, na jeden bardzo zabawny fragment.
Odepchnęła moje dłonie i pośliniwszy palec, zaczęła przewracać strony z powrotem.
– Tutaj… Proszę zobaczyć!
Wskazana przez nią stronica na szczęście nie zapisana została runami lecz zwyczajnymi, starannie wykaligrafowanymi literami. Wodząc po nich palcem, kupcowa zaczęła sylabizować powoli:
– I wtedy nadejdzie, a wówczas nastaną czasy… Nie można odczytać, jakie… Wejdzie przez wrota otwarte… Nie wiedzieć kto… I Odwiert… Ach, nie, Odźwierny!
Ucieszyła się, odcyfrowawszy trudne słowo.
– I Odźwierny je odemknie… Woda zgęstnieje jak krew… Coś tam spłynie kroplami… Pogasną ognie… Coś tam pęknie w niebiosach. Ona zawładnie Ziemią, a Odźwierny będzie jej sługą i namiestnikiem.
Lart słuchał pilnie, pochylony do przodu. Oblizałem spierzchnięte wargi. Kupcowa upajała się czytaniem.
– Mieszkańcy… Podróżny wędruje zieloną równią… Nie…równiną! Lecz magowie… do licha, znowu zamazane… chyba zakrzykną jednym głosem. Ich los będzie straszniejszy niż… nie da się odczytać. Zakipi nad głowami… znowu nie można odczytać. I powstanie z czeluści…
– Ogniu, oświeć me oczy – powiedziałem nieoczekiwanie dla siebie.
Oboje spojrzeli na mnie.
– Coś takiego – powiedziała po chwili kupcowa. – Coś podobnego… Zabawne, prawda?
W tym momencie Lart wyrwał jej księgę gwałtownie i wpił się w nią oczyma. Sprzyjało mu zaskoczenie gospodyni, która chwilowo straciła orientację, co się dzieje. Legiar czytał chciwie, podczas gdy tamta milczkiem usiłowała wyrwać mu swój skarb. Koszmar zeskoczył na podłogę. Lart był od niej silniejszy. W tym pojedynku moc była po jego stronie.
Kupcowa przeobraziła się podczas owej szarpaniny: zamiast dumnej czarodziejki pojawiła się rozwrzeszczana przekupka.
– Oddawaj, łajdaku! – wrzasnęła, odzyskując zdolność mówienia. – Ty chamska, lokajska mordo! Hej!
Sięgnęła po sznur dzwonka, lecz tymczasem Lart odłożył księgę i jak gdyby nigdy nic stanął za mymi plecami.
Kupcowa nadęła się niczym chmura gradowa i wycedziła tonem nie wróżącym niczego dobrego:
– Albo zaraz wychłoszcze pan tego nędznika, albo…
Syczała przy tym jak rozpalony, grożący wybuchem kocioł.
– Wychłoszcze! – zapewniłem zdławionym głosem. – Przysięgam, wychłoszcze! Jak tylko wrócimy do mej rodowej siedziby…
Dama nadal nie mogła się uspokoić. Wtedy przyszła mi do głowy zbawienna myśl.
– A może go wręcz powieszę? – zapytałem ochoczo.
Zapewne Lart odpowiednio zareagował na ową wspaniałą propozycję, gdyż kupcowa bystro nań popatrzyła i zaraz się udobruchała.
– No nie – powiedziała pojednawczo – wystarczy porządna chłosta.
Oczywiście Lart odetchnął z ulgą.
Kupcowa nareszcie odzyskała duchową równowagę i ponownie sięgnęła po księgę.
– Proszę zwrócić uwagę, jakie piękne litery… i dobry atrament!
Zaczęła, jak dobra uczennica, składać litery w trudno zrozumiałe słowa.
Lart znowu dźgnął mnie boleśnie w ramię, odsunął na bok i położył dłoń na karcie. Kupcowa wytrzeszczyła oczy.
– Tego nie wolno czytać na głos – oznajmił spokojnie. – W ogóle nie wolno tego czytać!
– Wychłoszcze! – ryknąłem, uprzedzając reakcję gospodyni. – Zachłoszczę!
– To bardzo niebezpieczne – podjął Lart, podnosząc głos. – Wyrzeknij się księgi, jeśli ci życie miłe!
Zatrzasnął wolumin i ruszył ku drzwiom, trzymając dzieło pod pachą. Powtarzał przy tym monotonnie:
– Wyrzeknij się… Wyrzeknij…
– Zachłoszczę na śmierć! – wrzeszczałem dalej.
Tym razem kupcowa wpadła w rodzaj transu, jak zaczarowana. Oczy jej się zamgliły i zmętniały.
– Wyrzeknij… – powtarzał ciągle Lart. Potem zwrócił się ku mnie i syknął przez zęby: – Zamknij się wreszcie! – I zaczął znowu: – Wyrzeknij się…
– Wyrzekam – szepnęła nieprzytomnie kupcowa.
Nagle stało się coś niezrozumiałego. Lart krzyknął z bólu i rzucił księgę. Żmije w klatkach głośno zasyczały, żabie truchło zakołysało się pod sufitem. Kupcowa zamrugała półprzytomnie powiekami. Mój pan przyskoczył do mnie i chwyciwszy mnie mocno za łokieć, zawołał:
– Uciekajmy stąd! Szybko!
Księga zadymiła!
Spod pożółkłych stronic wyskakiwały języki płomieni. Kartki zaczęły zwijać się w poczerniałe trąbki, a ku sufitowi zaczął unosić się cuchnący, żółty dym. Koszmar uciekł, miaucząc przeraźliwie. Kupcowa wrzasnęła.
Читать дальше