W końcu Irovar westchnął głęboko.
– Tak, ja wiem więcej – powiedział. – Jestem jedynym człowiekiem, który wie więcej, choć i tak nie wszystko!
Nie nadeszła jeszcze chwila, bym ci powiedział, co wiem Shiro. Ale przyjdź do mnie, kiedy uznasz, że czas się dopełnił.
Dziewczyna patrzyła na niego pytająco.
– Uważam, że się to nie zdarzy, dopóki będziesz się trzymać z daleka od Taran-gai – dodał Irovar. – Ale kiedyś musisz tam pójść, tak zostało powiedziane, i czuję, że ta chwila się zbliża. Myślę, że przybycie Daniela ma z tym coś wspólnego, choć nie wiem dokładnie co. W każdym razie zdaje mi się, że potrafię przekazać to, co wiem. A tymczasem mam dla ciebie dwie rady: Zostaniesz wprowadzona na ścieżkę, którą powinnaś podążać. Nie walcz z tym, Shiro! I druga rada: Nie wchodź więcej w drogę Shamie! On zrobi wszystko, by cię dostać. Uniknęłaś spotkania z nim już dwa razy. Może nie dać ci już więcej szansy.
Shira zagryzała wargi i w skupieniu coś rozważała.
– A zatem moja droga życia jest wytyczona?
– Tylko do pewnego punktu. Potem wszystko zależeć będzie od ciebie, od twojej odwagi, twojej mądrości i czujności. A także od tego, jak cię wychowałem, od tego, czy twoje myśli są tak czyste i dobre, jak pragnąłem. Jeżeli mi się to nie udało, to nie będzie ratunku ani dla ciebie, ani dla ludzi, z którymi jesteś połączona więzami krwi.
Shira westchnęła.
– Chciałabym, żebyś mi teraz powiedział, jaka jest moja przyszłość. Wciąż błądzę po omacku w ciemnościach.
Irovar odparł jednak, że powinni poczekać, dopóki się nie upewni, że czas nadszedł. Nie chciał przyspieszać wydarzeń, żeby nie popełnić nieodwracalnego błędu.
– Wybaczcie, że się wtrącam – rzekł Daniel nieśmiało. – Ale Vendel także wspominał o Shamie. Czy moglibyście powiedzieć mi o nim coś więcej?
– Owszem, to mogę zrobić – zgodził się Irovar i usiadł przed jurtą, żeby oczyścić ryby. Oboje młodzi pomagali mu w pracy.
– Po pierwsze, musisz pamiętać, że wszystko to odnosi się tylko do wierzeń Taran-gaiczyków. Z naszą wiarą nie ma to nic wspólnego, zatem ja mogę ci tylko powtórzyć to, co opowiadała moja małżonka Tun-sij. Jak wiesz, Taran-gaiczycy przybyli tu z daleka, ze wschodu, i właściwie są pochodzenia mongolskiego. Dawno temu w orientalnych religiach uznawano istnienie pięciu żywiołów, a nie jak u nas czterech. Na początku było tak, że Taran-gaiczycy mieli bardzo niejasne wyobrażenie swoich bogów, a z czasem w ogóle o nich zapomnieli. Miejsce bogów zajęły inne siły i to do nich przede wszystkim Taran-gaiczycy się modlą. Są to właśnie żywioły, pięć, jak powiedziałem. Cztery zwyczajne: Ziemia, Powietrze, Ogień i Woda, oraz dodatkowy, piąty: Kamień albo Shama. Shama stoi jakby na zewnątrz, poza gronem bóstw, nie jest to dokładnie śmierć, ale raczej uosobienie gasnącej nadziei, jest niechcianym bóstwem śmierci.
To by się zgadzało z wierzeniami o Tengelu Złym, że on nie zawarł paktu z diabłem, lecz z Shamą. Po to, by potomkowie Tengela zdobywali dla Shamy piękne, młode kwiaty do jego ogrodu. Czarne kwiaty – dusze młodych ludzi, których źli potomkowie Tengela mordowali. A w zamian za to Tengel Zły miał otrzymać życie wieczne.
Daniel powiedział teraz o tym Ivarowi.
Tamten skinął głową.
– Tak i ja myślę. I Tun-sij też tak myślała. Los Ludzi Lodu jest nierozerwalnie związany z losem Taran-gaiczyków.
Daniel wyprostował się.
– Wspomniałem, że mam tu do wypełnienia dwa zadania. Jedno to było odnalezienie dziecka Vendela i wygląda na to, że mi się udało. To zadanie została wykonane. Drugie zaś jest trudniejsze. Mam, jeśli to możliwe, odnaleźć to, co Tun-sij nazywała źródłami życia.
Słyszał, że Irovar oddycha ciężko, ale mimo to mówił dalej:
– Bardzo cierpimy z powodu przekleństwa, jakie Tengel Zły na nas sprowadził. Przybyłem tutaj, by spróbować złamać przekleństwo. Ludzie Lodu uważają, że rozwiązanie tej zagadki znajduje się w Taran-gai.
– Wejdźmy do środka – powiedział Irovar krótko.
Opłukali ręce, a Shira wyjęła miseczki z jedzeniem dla wszystkich trojga.
– Gdzie się podziewa twój syn Ngut? – zapytał Daniel.
– Ożenił się z kobietą z innego plemienia – odparł Irovar. – Już tutaj nie mieszka. Został wielkim myśliwym. Jest szamanem, bogatym człowiekiem.
Nic dziwnego, że Daniel przyjął te wyjaśnienia z ulgą. Opis Vendela nie zachęcał do bliższej znajomości z Ngutem.
Po śniadaniu Irovar westchnął głęboko i rzekł:
– Moi kochani, przełomowa chwila nadejdzie szybciej, niż się spodziewamy. Na to właśnie czekaliśmy! Posłannictwo, do którego zastała wyznaczona Shira, i twoje zadanie łączą się, mój drogi Danielu.
– A więc teraz będziemy mogli wyruszyć do Taran-gai? – zapytał Daniel podniecony.
Irovar znowu westchnął.
– Taran-gai to już nie jest to, co było. Los obszedł się surowo z tamtejszym ludem ostatniego roku. Niewielu ich już zostało w górach.
– Tak?
– Z Workuty przyszedł uzbrojony oddział, by unieszkodliwić to górskie plemię, które zamykało drogę pomiędzy wschodem i zachodem. Teraz resztki Taran-gaiczyków schroniły się wysoko w górach, wśród skał, a bronią ich Strażnicy Gór.
– Co to za jedni?
– Sam niewiele wiem, słyszałem tylko pogłoski, bo nie chodzi się już teraz chętnie w góry Taran-gai. Jeszcze mniej chętnie niż dawniej. W każdym razie według tego, co się opowiada, ma to być pięciu strasznych ludzi pod wodzą mężczyzny o imieniu Sarmik. Nikt z własnej woli nie wchodzi w drogę Strażnikom Gór. Oni są… żądni krwi!
– Sarmik, Wilk? To ten, o którym opowiadał Vendel?
– Ten sam – potwierdził Irovar.
– Ale Vendel mówił o nim z sympatią.
– Wtedy Sarmik był sympatycznym młodzieńcem, to prawda. Ale minęło wiele lat od czasu, kiedy Vendel był u nas, a nędza czyni człowieka twardym. Kim są pozostali, nie wiem, ale jeden to na pewno ten dotknięty chłopiec, o którym wspominałeś wczoraj. Ten, o którym i Vendel słyszał.
– Teraz to już raczej nie chłopiec.
– Oczywiście, dorosły mężczyzna! Mówią, że to najbardziej ponura istota, jaką ziemia nosiła. Nazywają go wasalem Shamy, ma przezwisko Oblicze Śmierci lub po prostu Śmierć.
– O, to mnie specjalnie nie przeraża. W domu, w Norwegii, mamy kuzyna imieniem Ulvhedin, także obciążonego dziedzictwem. Wygląda dokładnie tak, jakby właśnie wyszedł z piekieł, ale to mój najlepszy przyjaciel. Moja matka także jest dotknięta, ale jest piękna jak długi dzień.
Irovar uśmiechnął się trochę smutno, widząc, jak młody człowiek stara się wyjaśnić, co myśli, w języku, którym posługuje się zaskakująco dobrze, ale przecież nie potrafi oddać finezyjnych określeń i musi stosować dość dziwaczne omówienia i porównania.
– Tak, ale tych pięciu utrudnia życie wszystkim intruzom jak może. Problem polega tylko na tym, jak długo zdołają się utrzymać. I jak długo to potrwa, zanim Rosjanie dowiedzą się o Taran-gai i przyślą posiłki.
– Ja myślałem, że Rosjanie już przyszli.
– To byli zbiegli więźniowie z Workuty. Przestępcy, którzy dowiedzieli się o Taran-gai, o plemieniu czarowników i wiedźm, i którzy uznali to miejsce za znakomity cel do zademonstrowania swego okrucieństwa i żądzy przygód.
– Dużo ich jest?
– Kiedy przyszli, musiało ich być około pięćdziesięciu. Ale teraz Strażnicy Gór znacznie ich przetrzebili.
– A zatem wyprawa do Taran-gai jest podwójnie niebezpieczna? Trzeba się wystrzegać spotkania i z rosyjskimi intruzami, i ze Strażnikami Gór?
Читать дальше