– Co tak stoisz jak słup soli? Co się stało?
Wahał się chwilę z odpowiedzią. Trzymał ją za ramię, jakby chciał przed czymś przestrzec.
– Coś tu jest – szepnął po chwili. – Wyczuwam jakieś… wibracje.
– Coś wrogiego?
– Nie, nic takiego. Vingo, coś tu jest na tym strychu, coś mającego związek z Ludźmi Lodu.
– Jak myślisz, co by to mogło być?
– Pojęcia nie mam.
Jej następne pytanie brzmiało bardzo logicznie:
– A gdzie się to znajduje?
Heike stał bez ruchu. Vinga jednak wyczuwała dokładnie, jak zwracał się w stronę, skąd dochodziły wibracje, choć po prostu tylko stał, otwarty na ich oddziaływanie.
Wiele z tego nie rozumiała. Przypomniała sobie jednak jego opowieść o tym, jak na jakiejś bocznej drodze w Skanii wyczuł wibracje, pochodzące od kogoś zmarłego, i odnalazł grób osoby należącej do rodziny.
Teraz jej wargi ułożyły się przy jego uchu w bezgłośne pytanie:
– Zmarły?
– Nie, to nie ma nic wspólnego z ludzkim życiem. To są jakieś przenikliwe, jakby dźwięczące wibracje, i z pewnością jest to bardzo ważne. Tu… Tam dalej, teraz docierają do mnie wyraźnie…
Ruszył w kierunku przeciwległego narożnika strychu.
Nagle przystanął.
– Ingrid – wymamrotał.
– Co znowu? Co chcesz przez to powiedzieć?
– Nie widzisz Ingrid? Nie, oczywiście, że nie widzisz. Ona stoi tu przed nami i zagradza nam drogę.
Vinga uznała, że to wszystko jest niesłychanie podniecające. Ukłoniła się głęboko.
– Dzień dobry, ciociu Ingrid! Czy patrzę teraz prosto na ciocię?
Wtedy usłyszała daleki, stłumiony śmiech.
– Jej głos brzmi bardzo młodo! – szepnęła zdumiona do Heikego i odszukała jego dłoń. Wszystko to było jednak trochę straszne!
Heike uścisnął uspokajająco jej rękę.
– Ingrid jest bardzo młoda i bardzo piękna.
Znowu kokieteryjny śmiech.
– Ależ ciocia Ingrid była okropnie stara!
– Teraz już nie jest. Człowiek przechodzi przecież wszystkie stadia życia. Dlaczego Ingrid miałaby się tam odrodzić w ostatnim stadium? W wieku upadku?
– Oczywiście, masz rację. To by było niesprawiedliwe. I wcale nie takie zabawne. Ja też chciałabym być młoda, kiedy się tam znajdę.
Heike nie mógł sobie pozwolić na przypomnienie jej, że ona nie należy do dotkniętych ani wybranych. Nie chciał myśleć o śmierci teraz, kiedy ma dwadzieścia lat.
– Czego chce ciocia Ingrid?
– Żebyśmy sobie stąd poszli. Mówi, że nic tu po nas.
– Uff, to brzmi, jakby chodziło o jakieś zwłoki czy coś takiego.
– Nie, nie, to coś zupełnie innego. Ingrid powiada, że mamy do wykonania bardzo ważne zadanie i na nim powinniśmy się skupić.
– Żeby odebrać dwory? Czy tylko chodzi jej o skarb?
– O jedno i o drugie. Postaraj się milczeć choć przez chwilę, kiedy dorośli rozmawiają!
Powiedział to jednak z błyskiem w oczach, który złagodził szorstkie słowa.
Na strychu było ciemno. Ale gdyby stał przed nimi człowiek, Vinga widziałaby jego sylwetkę. A nie widziała nic.
Słyszała, jak Heike mamrocze pytania i komuś odpowiada, ale zbyt cicho, aby mogła rozróżnić słowa.
Często się uśmiechał, poznawała to po głosie, czasami nawet dość głośno się śmiał.
Vinga zaczynała się niecierpliwić. Czuła się niepotrzebna. To nie należało do przyjemności.
Ale się nie bała. I to ona, która tak naprawdę zawsze śmiertelnie bała się duchów!
Tyle tylko że pewnie swoich przodków z Ludzi Lodu nie uważała za duchy. Zwłaszcza po tym, co jej Heike o nich opowiedział. Duchy opiekuńcze, można by rzec. A opiekuńcze duchy są przecież dobrymi istotami.
Nareszcie rozmowa dobiegła końca. Heike wziął ją za rękę i pociągnął za sobą.
Vinga się odwróciła.
– Wszystkiego dobrego, ciociu Ingrid!
Jeszcze raz usłyszała ten cichy, wesoły śmiech.
– Ona bardzo cię kochała, kiedy byłaś dzieckiem, wiesz – powiedział Heike. – Byłaś rozpieszczonym i upartym dzieckiem, ale…
– Wcale nie byłam rozpieszczona!
– Nie, ale zachowywałaś się tak, jak byś była.
– Możliwe. Kiedy się nad tym zastanowić…
– W dalszym ciągu czasami się tak zachowujesz. Ale to nic nie szkodzi. Czasami może to być oznaką silnej woli. Trudności w podporządkowaniu się.
– O, tak – westchnęła.
Potem zmieniła temat.
– Dlaczego ja nie mogłam zobaczyć cioci Ingrid? – marudziła, kiedy skradali się przez strych.
– Ponieważ ty należysz do zwyczajnych ludzi.
Wcale nie jestem zwyczajna, chciała powiedzieć, ale roztropnie przemilczała to.
– Więc oni zwyczajnym nie mogą się ukazywać?
– Oczywiście, że mogą. Przecież Peter widział ich w Stregesti, ponieważ to było konieczne. Ale nie czynią tego zbyt chętnie. Trzeba wiele, żeby do tego doszło.
– Rozmawialiście tak długo. Co ciocia Ingrid mówiła?
Heike roześmiał się, przystanął na moment i oświadczył:
– Powiedziała mi, że będę miał z tobą kłopoty.
– Nnie – skrzywiła się Vinga rozczarowana.
– Ale Ingrid była bardzo rozbawiona, kiedy to mówiła, więc nie wiem, co miała na myśli. Powiedziała też, że powinienem bardzo o ciebie dbać.
– No, to ładnie z jej strony.
– Czujesz się urażona? Nie masz najmniejszego powodu. Poza tym rozmawialiśmy przeważnie o skarbie i o Grastensholm.
– A o Elistrand nie?
– Niezbyt dużo tym razem. Ale chodź już, idziemy!
– Jeszcze moment. Dlaczego nie wolno nam pójść do tego narożnika i zobaczyć, co tam jest?
– Nie posiadam na to dostatecznej siły, moje zdolności są zbyt małe.
– Tego nie rozumiem.
– Czy nie pamiętasz, na kogo Ludzie Lodu czekają? Nie słyszałaś o tym, który będzie miał większą ponadnaturalną siłę niż ktokolwiek przedtem?
– Oczywiście, że pamiętam. Ale czy to nie jesteś ty?
– Nie! Co też ci przychodzi do głowy! Ja jestem po prostu Heike! Nie, tylko ten człowiek będzie w stanie poradzić sobie z tamtymi sprawami, wiesz…
– Dlaczego? Czy to takie niebezpieczne?
– Sama w sobie sprawa bardzo niebezpieczna nie jest, ale prowadzi ona do Tengela Złego.
– Oj!
– Tak, tak właśnie jest. Teraz się o tym dowiedziałem. Wiesz, początkowo Ludzie Lodu nie pojmowali, jakie to, co znajduje się na tym strychu, jest groźne, nie przejmowali się niczym, dopóki dwaj z naszych przodków nie znaleźli tego i nie wykorzystali. Kosztowało to ich obu życie.
– Kto to był?
– Kolgrim i Tarjei.
– Ach, tak! Oni rzeczywiście znaleźli coś na strychu, można o tym przeczytać w książkach Mikaela.
– O, tak! W tych książkach. Ale to też jest tragedia. Te książki zaginęły.
– Zaginęły? Coś ty! Przecież są u mnie!
Heike patrzył na nią oniemiały.
Wyjaśniła mu zatem:
– Rozumiesz chyba, że nie mogłam ich zostawić w Elistrand. Zabrałam je więc ze sobą.
– Do chaty komornika? A teraz do domu Simena? Ale jakim sposobem? Muszą być przecież okropnie ciężkie.
– Sam je niosłeś. W pojemnikach do sera.
Heike wciąż jej się przyglądał, a po chwili zaczął się śmiać.
– Myślałem sobie wtedy, że to bardzo wielkie i ciężkie sery jak na mleko od jednej kozy.
Pochylił się ku niej, ujął jej ręce w swoje i z podziwem pocałował ją w czoło.
Vinga roześmiała się wzruszona.
– Mama mnie tam nie całowała – szepnęła.
– Ale ja całuję – uciął Heike zdecydowanie.
– Heike, co to takiego, to ukryte w kącie strychu?
Читать дальше