Margit Sandemo - Wiosenna Ofiara
Здесь есть возможность читать онлайн «Margit Sandemo - Wiosenna Ofiara» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Wiosenna Ofiara
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Wiosenna Ofiara: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wiosenna Ofiara»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Wiosenna Ofiara — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wiosenna Ofiara», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Snivel przyglądał mu się z uznaniem.
– Hm! Przypadł mi pan do gustu, Mork. Proszę zaczynać od zaraz. I niech pan nauczy trochę bojaźni bożej te ogłupiałe kurze móżdżki, które służą w moim dworze! Straszą jeden drugiego wymysłami o duchach i już sami nie wiedzą, w co wierzyć.
– Tak jest, szefie!
– Ma pan rodzinę?
– Teraz tylko żonę. Dzieci już się wyprowadziły. Moja żona jest taką samą niezłomną chrześcijanką jak ja. Żadni wysłannicy ciemności nie odważą się nas tknąć!
Snivel uznał, że to brzmi dość niezwykle. Jakby zarządca mimo wszystko wierzył w to i owo.
Tego wieczora sędzia bardzo uważał, żeby nie zjeść niczego niestrawnego. Długo siedział w jadalni w towarzystwie nowego zarządcy i swego nowo mianowanego ochmistrza Larsena. Rozmawiali o prowadzeniu dworu. Snivel zawsze uważał, że najlepiej jest zachowywać dystans wobec wszystkich, rządzić surowo, przemawiać ostrym tonem, straszyć i karać. Tak też odnosił się do Morka, ale zdawało się, że nic nie jest w stanie urazić tego spokojnego, zadowolonego z siebie człowieka.
Tylko popatrzcie, jak siedzi, jak się rozparł na krześle, jak peroruje z kciukami zatkniętymi za kamizelkę, jak z pewnością siebie wymachuje palcami wskazującymi w powietrzu. Jak wychwala swoją poprzednią pracę – u pastora, rzecz jasna, a jakże?
Chociaż takiego właśnie człowieka Snivel potrzebował, to patrzył na Morka z coraz mniejszym zadowoleniem. Zwłaszcza gdy tamten opowiadał o „Ręce Pana, która patrzy na swoich”. Jak ręka może patrzeć, Snivel nie wiedział. Zarządca nazywa się Mork. Może i jest jakimś [Mork – w języku norweskim: ciemny (przyp. tłum.)] ciemnym typem? Nie wygląda to za dobrze. No, trudno, jeśli tylko potrafi utrzymać porządek we dworze, to niech sobie będzie.
Jeszcze raz musiał Larsen wprowadzić zataczającego się sędziego po schodach na górę i położyć do łóżka. Koszmary poprzedniej nocy zbladły teraz, stały się niewyraźnym wspomnieniem, Snivel zdmuchnął świecę i miał zamiar spać. Żadnych strachów, jest przecież dorosłym, trzeźwym człowiekiem.
No, powiedzmy, trzeźwym w znaczeniu: rzeczowy, realista. Bo poza tym to szumiało mu w głowie porządnie. Jakie rozkoszne uczucie!
Służba nam się niepokojąco przerzedziła… Trzeba uzupełnić jak najszybciej, gospodarstwo nie może na tym ucierpieć, a już zaczynają być widoczne zaniedbania, w domu także. Gospodarz nie jest obsługiwany tak, jak należy. I trzeba skończyć z tymi przesądami. Czegoś takiego nie można tolerować. Mork zaproponował, żeby proboszcz odprawił mszę tu, we dworze. Żeby wyświęcił pokoje, jeden po drugim.
„Egzorcyzmy? – warknął Snivel z wściekłością. – Wy= pędzanie demonów, zaklinanie złych mocy? To przecież przyznanie się, że jest co wypędzać!”
Dobrze mu powiedziałem, myślał zadowolony z siebie, kiedy już leżał. W głowie kręciło mu się nieustannie.
Ale skarcony Mark natychmiast zaczął zapewniać, że nie, nic takiego, to tylko po to, by uspokoić służbę. Te przesądne kreatury uwierzą, że skoro proboszcz przychodził, to na pewno w domu panuje już spokój i nie może być żadnych strachów.
Snivel uznał to za rozsądne. Ostatecznie uzgodnili, że za kilka dni księdza się sprowadzi.
Sędziemu było wszystko jedno! Naturalnie spotykał się z proboszczem, bo ten zaliczał się przecież do najbardziej szacownych postaci w parafii, ale był potwornie nudny! Świętoszek!
I Mork też jest świętoszkiem. Ledwie powąchał pysznej wódki, a zaraz zaczął gadać, że to napój Szatana i dzieciom Pana nie godzi się tego próbować.
Przeklęty nudziarz! Snivel demonstracyjnie pił dalej.
Był zamroczony. Zaraz zaśnie.
Cisza…
Znowu pojawiła się ta cisza, ta, jakby to powiedzieć, bezdźwięczność! Ciężka, prawie namacalna, a wszędzie tysiące oczu. Dławiący, jak przed burzą, nastrój.
Najstraszniejsza cisza zalegała strych. Nigdy przedtem to miejsce nie było takie martwe jak grób, wrażenie zdawało się jeszcze okropniejsze niż poprzedniej nocy, ale to pewnie tylko wyobraźnia.
Snivel leżał nieruchomo i nasłuchiwał. Na Boga, coś przecież powinno być słychać!
Ale nie, nawet najlżejszego szelestu. Snivel mógł być równie dobrze głuchy jak pień.
Wyobrażał sobie jednak, że nawet głusi muszą coś słyszeć. Jakiś szum czy coś takiego. On nie słyszał nic. Miał takie wrażenie, jakby ktoś okrył ciężką kołdrą cały dom, ba, całą ziemię, i zdławił wszelkie dźwięki.
Pokój wolniuteńko wirował. Chyba jednak sędzia i tym razem wypił za dużo. Łóżko drgnęło i zaczęło się kołysać. Rozkosznie, cudownie! Wszystko kręci się, wiruje.
Pojawił się jakiś szum w uszach. Tak bywa, kiedy człowiek zapuści sobie zbyt dużo lekarstwa albo kiedy jakiś dźwięk człowieka prześladuje. Ale tutaj nie słychać przecież żadnych dźwięków.
Kręci mu się w głowie, jakby miał zemdleć. Nie, to już nie jest przyjemne, wszystko wiruje za szybko! Stać, stać!
I wtedy zrozumiał, co się dzieje: Łóżko wiruje naprawdę, cały pokój kręci się jak oszalały, a on musi trzymać się mocno, żeby nie spaść.
Pijackie halucynacje, nic innego. Trzeba zachować rozsądek i nie mieszać faktów z halucynacjami!
Następnie pojawiły się wibracje. Łóżko zaczęło się trząść, a dławiącą ciszę zakłócił nareszcie dźwięk. Najpierw słaby, lekkie dudnienie, które wciąż narastało, ton, od którego mogły popękać wszystkie szklane przedmioty w domu, ton nasilał się i nasilał, aż stał się trudny do zniesienia, ale sędzia nie mógł opuścić łóżka, które dygotało nieprzerwanie. Ton… Czy to ma go rozerwać na strzępy? Czy ten ton tkwi w jego wnętrzu?
Snivel wbił wytrzeszczone oczy w sufit, próbował krzyczeć, ale gardło miał zaciśnięte, a łóżko krążyło i krążyło, a może to pokój, nie był w stanie się rozeznać. Ton wydobywał się z jego własnego wnętrza, z zewnątrz pochodziło potworne ciśnienie.
Larsen, on musi to słyszeć, z pewnością zaraz przybiegnie.
Ale Larsen spał i nic do niego nie docierało.
Płuca Snivela zaczynały odmawiać posłuszeństwa. Ciśnienie powietrza było tak silne, że twarz mu się spłaszczyła, łóżko trzęsło się wciąż, jakby się go chciało pozbyć, musiał trzymać się kurczowo.
Nareszcie po jakimś czasie, którego trwania nie umiałby określić, niesamowity ton zaczął tracić na sile, tempo wibracji słabło. Pokój przestał wirować, wszystko powolutku opadało do normalnego poziomu.
Snivel ciężko dyszał. Długo nie mógł odzyskać spokoju. Serce i płuca pracowały z trudem, ręce drżały, zdrętwiałe od wysiłku.
Co to się właściwie stało?
Przecież był ostrożny, jeśli chodzi o jedzenie.
Ale z piciem nie! Najpierw porządny kieliszek przed obiadem, chociaż i przedtem, w ciągu dnia, wypił sporo. A potem wino, poncz, wódka…
To prawda, ale przecież nie wypił więcej niż taki mężczyzna jak on może.
Chyba jednak pofolgował sobie ponad miarę…
Albo może…? Oczywiście, że tak.
Podejrzenie wykiełkowało w duszy Snivela i rozrastało się błyskawicznie. Albo może ktoś dosypuje mu trucizny do jedzenia?
To oczywiste, że tak jest! Któryś diabelski pomiot z jego służby ma powiązania z Elistrand i próbuje go otruć!
Ale nie na próżno Snivel jest prawnikiem. Bardzo szybko znajdzie przestępcę. To będzie prosta sprawa.
A księdza mogą za kilka dni sprowadzić. To nigdy nie zaszkodzi.
ROZDZIAŁ XI
W Elistrand nastała pora kocenia się owiec. Vinga i Heike ostatnie doby spędzali niemal bez chwili przerwy w oborach. Owce bowiem były teraz głównym inwentarzem we dworze, właśnie od hodowli owiec zaczynała Vinga gospodarowanie, kiedy zaczęła odbudowywać Elistrand po dość ekstrawaganckich posunięciach Sorensena. On kładł nacisk przede wszystkim na własną wygodę i życie w zbytku, starał się wyciągnąć z gospodarstwa jak najwięcej i jak najszybciej. Nieodpowiedzialnie wycinał wielkie połacie lasu, wyprzedawał zwierzęta zarodowe, by mieć natychmiastowe zyski. To się teraz mściło na Vindze, na szczęście ona miała dobrych doradców, Heikego i służbę. Nawet się nie domyślała, jak bardzo Heike jej pomógł, także finansowo. Teraz Heike miał powody do zmartwienia, pieniądze się kończyły, bał się, że nie będzie miał środków na zagospodarowanie Grastensholm, kiedy je odzyska.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Wiosenna Ofiara»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wiosenna Ofiara» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Wiosenna Ofiara» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.