Margit Sandemo - Głód

Здесь есть возможность читать онлайн «Margit Sandemo - Głód» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Głód: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Głód»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Marit z Głodziska przez całe życie żyła samotnie. Kiedy leżała na łożu śmierci, Christoffer Volden, pragnąc ofiarować jej odrobinę szczęścia w ostatniej godzinie, wyznał jej miłość i obiecał małżeństwo. Gdy Marit, wbrew wszelkim oczekiwaniom, poczuła się lepiej, Christoffer wystraszył się nie na żarty. Honor Ludzi Lodu zabraniał mu cofnąć raz dane słowo, ale był już przecież zaręczony z Lise-Merete Gustavsen…

Głód — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Głód», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Sander po oczach Benedikte poznał, że czeka na jego ocenę, lecz widział także, że się jej nie obawia.

– Benedikte – powiedział, wkładając w to słowo całe ciepło, i wyciągnął do niej ręce. – To fantastyczny chłopiec. I mój syn!

Rozpromieniła się z radości.

– Ale nie powinnaś była… – Znów musiał otrzeć oczy i zacząć od początku. – Tak, przyznaję, że uroniłem kilka łez. To takie gorzkie! Wszystkie te zmarnowane lata, które mogłem spędzić razem z moim synem!

– Wiem o tym – odparła spokojnie. – To była także moja największa troska, kiedy Andre dorastał. Nie mogłam dzielić z tobą wszystkich chwil radości, dumy z niego. Cóż jednak miałam robić? Było już za późno, odwróciłam się od ciebie, poślubiłeś inną. Zapomnijmy o przeszłości, myślmy raczej o tym, co nas czeka.

– Dobrze. Gdzie on teraz jest?

– U pielęgniarek.

– Chciałbym go znów zobaczyć. Szybko, jak najprędzej. Jak sądzisz, czy długo jeszcze będę musiał tu leżeć?

– Nie potrafię ci na to odpowiedzieć – roześmiała się. – Ale wyraźnie wracasz do zdrowia. Jak tam rana na ręce?

– Nie wiem, ale już tak mocno w niej nie pulsuje.

Benedikte rozpoczęła zabieg, a Sander w tym czasie nie przestawał z zapałem mówić o tej szczęśliwej chwili w przyszłości, kiedy wreszcie będzie mógł porozmawiać z synem, powiedzieć mu, kim jest, i, jak to ujął: prawdziwie zająć się rodziną.

Wymienili spojrzenia. Oboje wiedzieli, że przed nimi jeszcze długa droga. Rozwód Sandera. Dopasowanie się do siebie. Być może wcale się to nie powiedzie, runą zamki budowane na piasku. Żadne jednak tak naprawdę w to nie wierzyło. Znów odczuwali bliskość, poczucie więzi, tak jak w Fergeoset. Połączyła ich nadzieja na wspólną przyszłość, no i mieli przecież Andre, to najważniejsze.

Benedikte zakończywszy zabieg u Sandera – trwał on zdecydowanie dłużej niż u wszystkich innych pacjentów razem wziętych – postanowiła zająć się odnalezieniem źródeł infekcji.

Było to trochę jak poszukiwanie igły w stogu siana, a Benedikte nie miała wcale pewności, czy jej niezwykłe umiejętności pozwolą jej wytropić coś tak małego jak zarazek, nawet jeśli byłoby ich parę milionów.

Najpierw musiała porozmawiać z tymi, którzy do tej pory zajmowali się wykrywaniem przyczyny choroby, jak na razie bez powodzenia. Jak się okazało, był to pracownik laboratorium i jego asystentka, pielęgniarka. Przysiedli razem na krawędzi stołu w skromnym pomieszczeniu. Benedikte niełatwo przyszło wyjaśnienie, kim jest i czego od nich oczekuje, ale powołała się na Christoffera Voldena i wtedy przynajmniej jej wysłuchali.

Byli jednak nastawieni bardzo sceptycznie, nie chcieli mieć do czynienia z żadnymi szarlatańskimi sztuczkami. Benedikte postanowiła więc przekonać ich, demonstrując swoje umiejętności. Poprosiła laboranta o ołówek, który wystawał mu z kieszonki na piersi.

Podał go jej, a ona zważyła go w dłoni.

– Jesteś człowiekiem o trudnym charakterze – powiedziała, uważnie patrząc na niego. – Długo potrafisz nosić w sobie urazę. Jesteś bardzo utalentowany, choć nie udało ci się zrealizować marzeń, a mianowicie zostać chirurgiem. Jesteś żonaty, ale nie bardzo szczęśliwy w małżeństwie. To twoja wina, bo upokorzenia, jak je nazywasz, przenosisz do domu i wylewasz złość przy obiedzie. Do twoich zalet zaliczyć trzeba miłość i troskę o… dwoje… nie, troje dzieci.

Gdy Benedikte posunęła się tak daleko, laborant wyrwał jej ołówek z ręki. Jego oblicze przypominało gradową chmurę.

– Dziękuję, to wystarczy! Co chcesz wiedzieć? Sprawiasz wrażenie, że i tak wiesz już wszystko.

– Chciałabym, abyście mi powiedzieli, jak daleko zaszliście w badaniach. Co mogę wykluczyć, by nie marnować czasu?

– Starannie przebadaliśmy kuchnię i tu nie ma na co narzekać. Wszystko przygotowywane jest czysto i porządnie, jedzenie jest zwyczajnym marnym jedzeniem szpitalnym, z ilością bakterii w normie.

– Co dalej?

– Oczywiście zbadaliśmy personel, sprawdzając, czy ktoś nie przenosi choroby. Wszyscy jednak dokładnie przestrzegają zasad higieny, nikt nie przechodzi z jednego pawilonu do drugiego, uprzednio starannie się nie oczyściwszy.

Pielęgniarka wtrąciła nieśmiało:

– Dotarły do nas wieści o tym, co zdziałałaś tu w szpitalu. Podobno rezultaty są zaskakujące. Wszyscy zarażeni wracają do zdrowia.

– To może być również kwestią czasu – surowo orzekł laborant. – Prawdopodobnie i tak by wyzdrowieli.

– Oczywiście – odparła Benedikte łagodnym tonem, który można by określić jako jej znak szczególny. Ci, którzy sami są silni, mogą pozwolić sobie na okazanie pokory.

– Ale na pewno nie ta pacjentka z zapaleniem wyrostka – upierała się pielęgniarka. – Ona by sobie nie poradziła, jedną nogą była już na tamtym świecie. Jak ona się nazywa?

– Marit z Grodziska – podpowiedziała Benedikte.

– Tak, o nią właśnie mi chodzi. Słyszałam, jak ordynator mówił, że to niepojęte.

Laborant miał bardzo kwaśną minę, Benedikte pospiesznie więc zapytała:

– Gdzie wybuchła infekcja?

– Pokażę ci – odpowiedziała jej pielęgniarka i razem opuściły laboratorium.

Po kolei wskazywała, jak rozchodziła się choroba, gdzie wystąpił pierwszy przypadek zachorowania, a gdzie następne, aż do chwili gdy nie dało się już prześledzić jej drogi. Benedikte podziękowała za pomoc i samodzielnie zabrała się za rozwiązywanie zagadki.

Najdłużej przebywała u pacjenta, od którego zaczęła się epidemia. Poprosiła o pożyczenie jakiejś części garderoby, należącej do niego, i przez długą chwilę siedziała nieruchomo trzymając ją w dłoni; siła Benedikte tkwiła bowiem w umiejętności odczytywania informacji z przedmiotów. Później obeszła inne pawilony i po trzech godzinach od chwili opuszczenia laboratorium znów tam powróciła. Uznała, że laborant i jego asystentka mają prawo dowiedzieć się o wszystkim jako pierwsi.

– Nie ma już źródła infekcji – oświadczyła. – Stafilokoki przywleczone zostały do szpitala przez jedną z odwiedzających pierwszego chorego. Prawdopodobnie umiejscowione były w gardle i poprzez kaszel lub brudne ręce przeniosły się na chorego, osłabionego i bardziej podatnego na zakażenie. Następnie zaraza bardzo szybko rozniosła się przez personel, zanim zorientowano się, że to epidemia. Później zachowywano nienaganną czystość, ale wtedy było już za późno. Zawsze upływa trochę czasu, zanim ujawnią się pierwsze objawy ataku bakterii.

– Gdzie nauczyłaś się tego wszystkiego o bakteriach i szpitalu?

Benedikte uśmiechnęła się szeroko.

– Rozmawiałam dzisiaj z wieloma osobami, również z lekarzami. Wydaje się, że choć nie wychwalają mnie pod niebiosa, to, wprawdzie niechętnie, akceptują moje poczynania. Prawdopodobnie dzięki memu krewniakowi Christofferowi Voldenowi. Tym razem jednak uporaliśmy się z zarazkami, dałam też znać, by wezwano kuzynkę pierwszego pacjenta na leczenie. Ona przecież nie powinna roznosić zarazków.

– Zdrowym nie wyrządzą żadnej szkody – mruknął laborant. – Ale chorym i osłabionym…

Rozstali się jako, powiedzmy sobie, przyjaciele, choć laborant z dużym wysiłkiem przywołał na twarz uśmiech. Nie był szczególnie zachwycony faktem, że Benedikte zdradziła przed asystentką istnienie jego trzeciego dziecka.

Marit z Grodziska miała wrażenie, że unosi się z dna głębokiej studni i nieskończenie powoli zbliża do światła.

Nie miała sił, by otworzyć oczy, lecz powracała do przytomności, myśli nabierały jasności.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Głód»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Głód» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Margit Sandemo - Gdzie Jest Turbinella?
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Przeklęty Skarb
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Kobieta Na Brzegu
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Cisza Przed Burzą
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Zbłąkane Serca
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Lód I Ogień
Margit Sandemo
libcat.ru: книга без обложки
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Milczące Kolosy
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Skarga Wiatru
Margit Sandemo
Отзывы о книге «Głód»

Обсуждение, отзывы о книге «Głód» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x