Saga starała się go przekrzyczeć:
– W imię Boga Ojca i Syna i Ducha, poświęcam ziemię i wszystko, co ona kryje. Moja osoba jest zbyt marna, by dokonywać poświęcenia, ale muszę to uczynić, zatem błagam Cię, Panie Boże, pomóż mi!
Przez cały czas trzymała krzyżyk skierowany ku ziemi.
Krzyk powieszonego stawał się coraz cieńszy, coraz bardziej piskliwy. Cała postać blakła, jakby wysychała, robiła się mniejsza i mniejsza, zawodziła żałośnie, aż w końcu z westchnieniem rezygnacji, a potem ulgi wsiąkła w ziemię.
Saga podniosła się z klęczek. Nogi się pod nią uginały, niepewnie schodziła ze wzniesienia ku polom.
Co to się stało? Coś czy ktoś wymierzył wisielcowi ten straszny cios, zanim ona zdążyła wypowiedzieć błogosławieństwo nad jego grobem i zmusić go do poddania się. Czy to krzyż sprawił? A może alrauna? A może fakt, że ona sama należy do wybranych…?
Żadne z tych przypuszczeń nie wydawało jej się prawdopodobne.
Viljar znowu szedł jej na spotkanie.
– O mój Boże, Sago – szepnął pobladłymi wargami. Więcej nie był w stanie wykrztusić.
Obok przemknęły z cichym szumem jakieś białe cienie i zniknęły w lesie.
– To maruderzy opuszczają dwór – wyjaśniła drżącym głosem, bo ostatnie przeżycia bardzo ją wyczerpały. – Teraz Grastensholm jest naprawdę wolne. Jutro pójdę do kościoła podziękować za pomoc.
Zatrzymali się przestraszeni. Od strony starej szlacheckiej siedziby słychać było głuchy łoskot. Wstrząsnął domem tak, że ściany się zachwiały, ale nie upadły. Wiedzieli jednak, że to już długo nie potrwa. Dach zakołysał się i runął do środka.
– Jakby dom na ciebie czekał – szepnął Viljar.
Saga nie była tego taka pewna.
– Ja sama zarwałam w jednym miejscu podłogę na strychu – wyjaśniła. – To mógł być śmiertelny cios dla całego budynku.
– Naprawdę byłaś na strychu? No tak, przyniosłaś przecież szkatułkę.
Wracali do Lipowej Alei. Saga wzięła od Viljara skrzyneczkę i oglądała ją uważnie.
– Możemy to otworzyć? – zapytał Viljar.
– Nie, dopiero w domu. Myślę, że Belinda i Henning powinni przy tym być.
– Dziękuję, że o nich pomyślałaś. Chcesz mi opowiedzieć, co się tam działo?
– Jeszcze nie teraz. Opiszę wszystko w księgach Ludzi Lodu i będziecie mogli przeczytać. Nie chciałabym o tym rozmawiać. To wszystko było… okropne!
– Rozumiem cię.
Wrócili do maleńkiej rodziny Viljara. Henning i Belinda witali ich wzruszeni, obejmowali Sagę i wszyscy cieszyli się, że koszmar dobiegł końca. Grastensholm było wolne, oni sami uratowani od nędzy.
W końcu wszyscy zgromadzili się wokół szkatułki.
– Jesteś pewna, że naprawdę kryje się tam jakaś tajemnica? – zapytał Viljar.
– Oczywiście – odparła Saga. – Nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości.
– I szary ludek zgodził się ci to oddać?
– Ich to nie interesowało.
Z nabożnym skupieniem Viljar podniósł wieko.
Trzeba było sporo czasu, zanim pojęli, że te bardzo zniszczone kartki to dziennik Silje z Doliny Ludzi Lodu Jeszcze dłużej musieli się męczyć, nim zdołali odczytać niewyraźne pismo. Najwięcej czasu jednak potrzebowali na to, by zrozumieć istotę sprawy: że mianowicie na jednej z tych kartek znajduje się szczegółowy opis miejsca, w którym zostało zakopane naczynie Tengela Złego, zawierające wodę zła. Silje nie domyślała się, co takiego zobaczyła Sol. Opisała jednak miejsce z najdrobniejszymi szczegółami. I Kolgrim to zrozumiał. A także Tarjei. Dlatego obaj musieli umrzeć…
Później potomkowie Ludzi Lodu szukali tylko po omacku.
A teraz oni…
– Kim będzie ten, kto wyprawi się w góry? – zastanawiał się Henning.
– W każdym razie to nie ja – powiedziała Saga. – Ja nie otrzymałam wyjątkowej siły. Już właściwie w ogóle nie mam sił, żadnych. Jestem jedną z wybranych, ale miałam tylko oczyścić Grastensholm i odnaleźć ten dziennik.
– Myślę, że masz rację – rzekł Viljar. – Z powodu szarego ludku nasi przodkowie musieli wcześniej niż zamierzali znaleźć kogoś wybranego, żeby dziennik nie przepadł w zrujnowanym domu. I nie sądzę też, żeby któreś z nas trojga mogło wchodzić w rachubę, jeśli idzie o Dolinę Ludzi Lodu. Bogu niech będą za to dzięki!
– Musimy czekać – westchnęła Saga. – Teraz napiszę do Christera i Malin do Szwecji. Mój Boże, Viljar, jak niewiele nas zostało! Zaledwie pięcioro, to straszne! Musisz schować tę książeczkę w absolutnie pewnym miejscu.
– Schowam ją w tej ukrytej szafie, gdzie przechowujemy butelkę z wodą Shiry i znaleziska z Eldafjordu – poinformował krótko.
– Znakomicie. Niech tam dziennik czeka, dopóki nie narodzi się właściwa osoba. I żeby się to stało jak najszybciej!
– Amen – dodała Belinda.
W nocy Saga obudziła się, bo coś jej się śniło. Usiadła na łóżku i rozglądała się po swoim przytulnym pokoju. Była sama, ani śladu nikogo obcego.
Co to jej się śniło?
I czy to rzeczywiście był sen?
Jakaś przyjazna dusza stała przy jej łóżku i szeptała:
„Dziękuję ci, Sago! Dziękujemy ci wszyscy. Ale chyba rozumiesz, Sago z Ludzi Lodu, że wszystko poszło zbyt łatwo?”
„Tak” odparła. „Ja też tak uważam. Zbyt łatwo.
„Masz rację. Spodziewaliśmy się, że będziesz musiała stoczyć o wiele cięższą walkę z szarymi. Martwimy się o ciebie. Bardzo się martwimy. Ale nic nie możemy zrobić, wiesz przecież.”
I właśnie wtedy się obudziła. Ale w pokoju nie było nikogo.
– Steinbrata? – dziwił się proboszcz. – Nie znam miejsca o takiej nazwie.
– To może być jakaś stara nazwa – tłumaczyła Saga, siedząc w pokoju na plebanii w towarzystwie rodziny Viljara.
Pastor przeglądał parafialne księgi.
– To mogłaby być jakaś komornicza zagroda – powiedział zamyślony.
Przyglądał się gościom przez grube okulary. Uważał zapewne, że przyszli tu w dość niezwykłej sprawie, ale też Grastensholm nie było zwyczajnym dworem. On sam też raz tam był, przeszedł przez bramę, ale natychmiast gwałtowny podmuch wiatru wyrzucił go z powrotem i pognał daleko na pola.
A oto teraz ta młoda kobieta ze Szwecji przepędziła upiory i przychodzi tu z prośbą o poświęcenie paru miejsc w parafii. Wszyscy czworo siedzący przed proboszczem są tacy pewni, tacy przekonani, że nie można im nie wierzyć.
– O, tutaj coś mam! – wykrzyknął proboszcz. – Stenbraten to znaczy to samo, co Steinbreta. Niech no zobaczę… Te stare zapisy nie tak łatwo odczytać… „Stenbraten, komornicza zagroda, należy do Grastensholm. Zburzona w roku 1499, po rodzinnej tragedii. Nigdy później nie zamieszkana, ludzie gadali, że w okolicy straszy…”
– No, to by się zgadzało – powiedział Viljar. – Ale gdzie to jest?
– To właśnie jest pytanie – westchnął proboszcz. – Ale poczekajcie, mamy przecież mapę parafii…
Znowu przez chwilę szukał w papierach, a potem wszyscy pochylili się nad stołem, na którym leżała mapa.
– Większość zagród komorniczych znajdowała się w lasach i na wzgórzach – wyjaśnił Viljar. – Tak jak Svanskogen czy zagroda Klausa i Rosy. Moja babcia Vinga powiedziałaby nam o tym sporo, ona znała wzgórza z czasów, kiedy sama mieszkała w lesie przez kilka lat. Ale i ja wędrowałem tam nie raz. I znam mnóstwo miejsc, gdzie są ślady dawnych zagród.
Wodził palcem po mapie.
– Tu, na przykład, są ślady po murach… Co tu jest napisane? „Odetj…” Nie, to nie to. Ale jest wiele innych na skraju lasów i wyżej.
Читать дальше