Are zdecydował:
– Musimy bliżej przyjrzeć się potomkom Ludzi Lodu, każdemu po kolei. Przede wszystkim możemy wykluczyć Cecylię i Tancreda oraz jego małą córeczkę Lenę, to chyba jasne?
– Tak – potwierdziła Gabriella. – I Mikaela, syna Tarjeia.
– Oczywiście – zgodził się Are. W jego oczach pojawił się smutek, jak zawsze gdy była mowa o Mikaelu. – Z mojej strony chodzi więc zatem o mnie samego, Branda i Andreasa. Czy możemy powiedzieć, że wykluczamy Andreasa, który przecież odkrył zwłoki i był tym bardzo wstrząśnięty? Prawdą jest, że nigdy nie widziałem go tak wzburzonego.
– Tak – zgodziła się cała rodzina. – Wyłącz go!
– Dobrze! Ze strony Liv mamy samą Liv, Taralda, Mattiasa i Gabriellę. Czy o kimś zapomniałem?
Nie, zostali wymienieni wszyscy bez wyjątku potomkowie Tengela i Silje.
– Ale cóż to za czary? – dopytywał się Kaleb. – Dziewięć różnych sznurków związanych razem? Co to ma znaczyć?
Are uśmiechnął się.
– Teraz przydałoby się poradzić jednego z dotkniętych w rodzie. Ale wśród nas nie ma nikogo takiego. Jedynie Cecylia posiada odrobinę nadnaturalnych zdolności, potrafi przekazywać myśli. Jednak ona jest w Danii i z pewnością nie zna się na węzłach czarownic. A Mattias, który ma w swych rękach wszystkie czarodziejskie środki Ludzi Lodu, nigdy się nimi szczególnie nie interesował, prawda?
– Nie – odparł Mattias. – Tylko tym, co mogę wykorzystać w leczeniu. Jest tego sporo, ale węzełki do tego nie należą.
– Myślę, że o kimś zapominasz, drogi braciszku – łagodnie zwróciła się Liv do Arego. Nadal wyglądała młodzieńczo pomimo swych siedemdziesięciu jeden lat. – Zapominasz, że mam sporą wiedzę na ten temat, chociaż wolałam to przemilczeć.
– Ty? – Are był zdumiony.
Liv uśmiechnęła się smutno.
– Chyba pamiętacie, że widziałam przedstawicieli siedmiu pokoleń dotkniętych z Ludzi Lodu.
– Siedmiu? To niemożliwe! – zdziwił się Andreas.
– Owszem. Spotkałam czarownicę Hannę. To prawda, miałam wtedy zaledwie trzy lata, ale pamiętam ją. Och, Boże, dobrze ją pamiętam! Kto raz ją ujrzał, nie zapomni jej nigdy. W Dolinie Ludzi Lodu żyła jeszcze jedna wiedźma z tego samego pokolenia co Hanna, widzicie więc, w jednym pokoleniu może narodzić się więcej dotkniętych, ale ja nigdy jej nie widziałam. Zetknęła się z nią tylko moja matka, Silje. Ja za to znałam Grimara, siostrzeńca Hanny, młodszego od niej o jedno pokolenie. To już dwoje. Następnie mój ukochany ojciec, Tengel Dobry. W moim pokoleniu była kuzynka Sol, dla nas jak siostra. Tronda znałam tylko jako wesołego, dobrego chłopca, nie przypuszczałam nawet, że jest jednym z dotkniętych, dopiero później… – W głosie Liv zadźwięczał przejmujący smutek. – Kolgrima znaliśmy wszyscy. Żaden epizod w tragicznej historii Ludzi Lodu nie sprawia mi takiego bólu jak myśl o biednym Kolgrimie. I jeszcze Are i ja byliśmy jedynymi, którzy widzieli dotkniętą córkę Gabrielli. – Liv zrobiła krótką przerwę, po czym mówiła dalej: – Uczyłam się ukradkiem. Od ojca, a przede wszystkim od mojej ukochanej siostry Sol. Była nieokiełznana, nieszczęśliwa, ale jednocześnie pełna radości i chęci życia. Lubiła chwalić się swoimi umiejętnościami. Stąd właśnie sporo wiem a czarach, chociaż nigdy nie wpadło mi do głowy, by je praktykować.
– A te węzły? – cicho zapytała Irja.
– Ach, tak, one – uśmiechnęła się Liv. – One nie mają nic wspólnego ze śmiercią czy przemocą. Zawiązuje się je po to, by krowa sąsiada nie dawała mleka. Ten rodzaj czarów określiłabym jako całkiem niegroźny. Sol nigdy go nie uznawała.
– Cóż więc robił sznur w dłoni zmarłej kobiety?
– Tego nie wiem. Miał pewnie oznaczać, że kobieta znała się na czarach lub przynajmniej się nimi interesowała. A pozostałe zmarłe, czy coś przy nich znaleziono?
– Tak. Wójt odkrył coś przy tej, którą Andreas znalazł jako pierwszą. Tę, która została złożona w ziemi jako przedostatnia – powiedział Are. – Miała przy sobie chustkę, niegdyś białą, z zawiniętą w środku ziemią.
Liv uśmiechnęła się leciutko.
– Prawdopodobnie ziemia z cmentarza. To jeszcze bardziej niewinny środek. Należy go włożyć do łoża osoby, którą się kocha. Oczywiście najlepiej położyć się tam samemu, a wtedy miłość nie będzie miała granic.
– Czy Sol w to wierzyła? – zapytała Gabriella.
– Bardzo ją to bawiło, często mówiła żartem, komu powinna coś takiego podłożyć. Ale czy w to wierzyła… Tego mi nie powiedziała. Musicie zrozumieć, że czary ściśle wiążą się z osobą, która je uprawia. Gdybym ja spróbowała takich sztuczek, nic by z nich nie wyszło. A to, że Sol robiła różne rzeczy, nie wiązała się wcale z magicznymi przedmiotami, którymi się posługiwała. Ona miała wrodzone zdolności. Samą siłą woli dokonywała rzeczy niemożliwych. Are i ja byliśmy świadkami przedziwnych wydarzeń.
– A więc wszyscy dotknięci w rodzie Ludzi Lodu mają takie same zdolności? – pytał Kaleb.
– Mniej więcej. Czasami dziedzictwo wybucha jako czyste zło i nic innego, czasami może być ukryte jak u Tronda… Hanna i Sol natomiast posiadały ogromną nadprzyrodzoną moc, prawdopodobnie mój ojciec także, ale on nie chciał się nią posługiwać.
– Chwileczkę – wtrąciła się Gabriella. – Babcia mówi, że taka moc może być ukryta…
Liv skinęła głową.
Potem zabrał głos Are:
– Dotknęłaś czułego punktu. Tego właśnie obawiam się teraz: że jest między nami ktoś, kto posiada złą moc, a inni o tym nie wiedzą.
– Nie wierzę w to – wyrwało się Irji.
– Tak, to bardzo nieprawdopodobne. Dlatego właśnie zebrałem was tutaj, żeby rozważyć wszystkie możliwości.
Odezwał się wzburzony Tarald:
– Jest chyba nie do pomyślenia, że u matki i wuja Arego przez siedemdziesiąt lat niczego nie zauważono!
Wszyscy się z nim zgodzili.
– Dziękuję wam – uśmiechnął się Are. – Wobec tego pozostaje Brand, Tarald, Mattias i Gabriella.
– Muszę prosić o wykluczenie Gabrielli – powiedział od razu Kaleb. – Od rana do wieczora zajmuje się naszym domem sierot, a potem wskakuje do łóżka. O ile wiem, przez ostatni rok nie wybrała się nigdzie sama.
– Nawet w odwiedziny do Lipowej Alei lub do Grastensholm?
– Gabriella? Nikt na świecie nie boi się ciemności bardziej niż ona. Muszę ją odprowadzać nawet w ustronne miejsce.
– Tak, a ja znam kogoś, kto co wieczór zasypia na krześle – powiedziała Irja. – Muszę niemal dąć w róg, by rozbudzić go na tyle, żeby przynajmniej doszedł do łóżka.
Wszyscy się uśmiechnęli. Wiedzieli, że Tarald co wieczór wypijał porządnego kielicha, nie urządzając jednak przy tym pijackich awantur. Tarald zawsze stanowił słabe ogniwo wśród potomków Ludzi Lodu. Podczas gdy większość z nich była ludźmi silnymi – dobrymi lub złymi, on pozostał przeciętny, miał bardzo słaby charakter i wyłącznie dzięki Irji zdołał zachować godność. Miły i życzliwy, temu nikt nie zaprzeczał, był też dobrym gospodarzem, ale charakteryzował się niepewnością w podejmowaniu decyzji, niestałością i skłonnością do działania po linii najmniejszego oporu bez zastanawiania się nad konsekwencjami.
Liv spoglądała na swego jedynego syna z troską w oczach. Gdyby ktokolwiek z rodu zdolny był popełnić te ohydne morderstwa, to jedynie Tarald. Ale za nim stała Irja, a ona była prawomyślna jak mała kto. Gdyby podejrzewała męża, pomogłaby mu, lecz w zupełnie inny sposób. Doprowadziłaby do tego, by pojął całe zło popełnionych uczynków, wyjaśnił motywy swojego postępowania i przyznał się do wszystkiego. Potem dopiero walczyłaby jak lwica o jego uniewinnienie.
Читать дальше