– Naprawdę? – zdumiała się Hilda, bo uważała, że dziewczyna jest na to zdecydowanie za młoda.
– Och, tak! – zaśmiała się Eti. – To całkiem szalone zakochanie. Nie śmiem powiedzieć o tym matce ani ojcu, chyba by zemdleli z wrażenia! Ach, ale to cudowne uczucie! I przypuszczam, że on też mnie lubi. Zainteresował się mną, rozumiesz, i wtedy tak jakbym go odkryła.
Oczy Hildy stały się rozmarzone.
– Czy ty kiedykolwiek byłaś zakochana? – dopytywała się Eli.
– Tak, jestem – uśmiechnęła się Hilda. – Po raz pierwszy w życiu. Ale nie mogę o tym rozmawiać, nawet z tobą.
– Dlaczego?
– Nie rozumiesz? Nikt mnie nie zechce, wiem o tym dobrze. Jestem przecież córką hycla. Przyzwyczaiłam się do myśli, że pozostanę samotna. Ale mam marzenia, których nikt mi nie odbierze. I tęsknotę…
– Och, tęsknota! – westchnęła Eli i zachwycona popatrzyła na morze. – Tęsknota to takie piękne uczucie, prawda?
– Prawda. Ale także gorzkie.
– Tak uważasz? Moim zdaniem tęsknota jest najpiękniejsza. Kiedy już się dostanie to, czego tak bardzo się pragnie, znika gdzieś całe piękno i czar. Spełnienie jest jakby chłodniejsze.
Hilda uśmiechnęła się.
– To zależy chyba od tego, za czym się tęskni.
– O tak, na pewno – szybko zgodziła się Eli. – Miałam na myśli rzeczy.
– A o kim ty… Teraz chodzi mi o ludzi…
– Nie, tego nie mogę powiedzieć – szepnęła Eli. – Ale dowiesz się jako pierwsza, jeżeli on wyzna mi miłość.
Mówiąc o uczuciach używała podniosłych słów, bo taka właśnie była Eli. Impulsywna, wrażliwa, a gorącym sercu.
Gabriella i Kaleb mieli z niej wiele pociechy i nigdy nie żałowali, że ją przygarnęli. Była słońcem w ich życiu, wokół niej koncentrowały się wszystkie ich myśli. Czasami, kiedy ktoś mówił o niej jako o przybranej córce, nie rozumieli, o kogo chodzi. Była z nimi tak złączona, jak dziecko z ich własnej krwi i kości.
Andreas przychodził teraz niemal co dzień, ale Hilda nie śmiała mieć nadziei. Drżała na myśl, że mógłby spotkać ją zawód, nie była w stanie uwierzyć, że komuś może na niej zależeć, ale czy to nie był jakiś znak? Gabriella często żartowała sobie z Andreasa, zastanawiając się, co też tak nagle zaczęło przyciągać go do Elistrand. Śmiał się wtedy, nieco poirytowany, i naprawdę się rumienił.
Pewnego dnia zapytał Hildę:
– Czy to prawda, co rozpowiada po wsi kościelny: Że podobno w stodole gonił cię wilkołak?
Nazwanie rzeczy po imieniu było dla dziewczyny brutalnym wstrząsem. Odkąd przybyła na Elistrand, starała się zapomnieć o tym wydarzeniu.
Spojrzała mu w twarz; była tak blisko, że aż się jej zakręciło w głowie.
– Nie wiem, co to było, panie Andreasie. Ale zachowałam kępkę sierści, która przyczepiła się do ściany. Czy mam ją przynieść?
– Oczywiście! Najlepiej od razu!
Ile sił w nogach pobiegła do swojej izby. Nie może pozwolić mu czekać. A jeżeli odjedzie?
Kiedy wróciła, Andreas rozmawiał z Eli. Jaki miły był dla wszystkich! Hilda podała mu kłębek szarej, szczeciniastej sierści.
– Kalebie! – zawołał Andreas.
Mężczyźni podeszli do okna, tam było jaśniej. Eli i Hilda zostały na miejscu. Eli uśmiechnęła się do niej promiennymi oczami. Czyżby wiedziała, że ona zakochała się właśnie w Andreasie? Mogło się tak wydawać, gdyby sądzić po tym szczególnym spojrzeniu. Nie, Hilda nie mogła w to uwierzyć.
Mężczyźni wrócili.
– Słyszę, że Gabriella jest z ciebie bardzo zadowolona Hildo – z uśmiechem powiedział Andreas: – Jesteś jej wielce pomocna.
– Dziękuję – ukłoniła się. – Ale co to było?
– Mnie i Eli także – pospiesznie dodał Kaleb. – Umiesz postępować z dziećmi.
– Bałaś się ich z początku, prawda? – zapytał Andreas.
– Tak, zanim je poznałam. Nie miałam zbyt dużego doświadczenia z dziećmi. A one są kochane.
– Prawdę powiedziawszy, to małe potwory – stwierdził Kaleb. – Ale wydaje mi się, że zaczynam dostrzegać w nich pewne ludzkie cechy. Zanim tu przybyły, nauczono je traktować wszystkich dorosłych jak samo zło. Były przekonane, że trzeba kraść i oszukiwać, żeby jakoś dać sobie radę w życiu. Mały Jonas miał nawet nóż, którym groził każdemu, kto mu się sprzeciwiał.
– Czy rzeczywiście były takie trudne? – zapytała Hilda zdumiona. – Jeśli tak, to zmieniły się nie do poznania.
– My też tak uważamy. A po tym, jak ty się pojawiłaś, zrobiły się z nich niemal aniołki, no, może aniołki z różkami.
Hilda zarumieniła się z radości. Z Gabriellą nie stykała się zbyt często. Margrabianka dbała o umysłowy rozwój dzieci. Ale Hilda bardzo lubiła tę wysoką, szczupłą damę o szlachetnej twarzy i delikatnych ruchach. Kaleb zajmował się prowadzeniem gospodarstwa i do wychowania dzieci się nie wtrącał. Po prostu był dla nich wzorem ojca. Kiedy powoził końmi gdzieś w pobliżu, wprost prześcigały się, by móc potrzymać lejce.
– No, muszę już iść – powiedział Andreas. – Ojciec trochę się gniewa, że tak wiele czasu zajmuje mi sprawa zamordowanych kobiet.
Hildę ogarnęły straszliwe wyrzuty sumienia. Nie myślała zbyt często o tych nieszczęśnicach. Tyle jednak wydarzyło się w ostatnim czasie, że nie była w stanie wszystkiego ogarnąć.
– Tak… A co nowego? – wyjąkała. – Czy dowiedzieliście się już, kim one były?
– Nie. Ślad prowadzący do córki Gustava okazał się mylny. Napisała list, znalazła pracę w Ostfold.
– Są więc zupełnie nieznane?
– Całkowicie. A ten przesądny wójt zatarł wszelkie ślady, paląc ich ciała.
Wydawało jej się, że Andreas jest już zniecierpliwiony i chce odjechać, nie śmiała więc zatrzymywać go dłużej. Z żalem spoglądała za nim, gdy opuszczał Elistrand.
Mężczyźni nie wspomnieli jednak ani słowem o kłaku sierści. Zauważyła, że celowo starali się skierować rozmowę na inny temat.
A więc jednak była to wilcza szczecina! Hilda łudziła się nadzieją, że to kozia sierść, choć nie wiadomo, skąd miałaby się wziąć w jej stodole. Próbowała zagłuszyć w ten sposób niepokój, bo tak naprawdę od początku wiedziała, że sierść kozy jest sztywniejsza.
Ogarnął ją strach. Gdyby grabarz nie przybył akurat wtedy… Co by się stało z nią, Hildą córką Joela?
Mattias Meiden zaglądał codziennie, żeby obejrzeć dzieci, i zawsze znalazł kilka miłych słów dla Hildy. Bardzo ceniła sobie jego życzliwość, a każda rozmowa z nim napawała ją spokojem i radością. Doktor był naprawdę wspaniałym człowiekiem, aż dziw, że do tej pory się nie ożenił.
Zbliżała się pełnia księżyca.
Kobiety we wsi z lękiem spoglądały na zimną, niemal doskonale okrągłą tarczę. Wieczorami do obory posyłały mężów, zabraniały wychodzić dzieciom.
W wiosce zapanowała histeria. Grasował wilkołak i nikt nie mógł być pewny dnia ani godziny.
Hilda często popatrywała w kierunku swego dawnego domu. Z Elistrand nie było go widać, ale przecież wiedziała, że leży za wzgórzami i zagajnikami.
Przez całe swoje życie mieszkała tam i tylko tam. Nigdy nie opuszczała zagrody, chyba że wybierała się do lasu w poszukiwaniu jagód.
Mimo to dawny dom wydał się jej teraz taki obcy, tak nieskończenie daleki. Wcale do niego nie tęskniła. Kiedyś, kiedy skończy się jej praca, będzie musiała tam wrócić. Ta myśl nie była jej miła.
Krowa dobrze czuła się w Elistrand. Miała tu towarzystwo, mogła rykiem porozumieć się z innymi krowami po drugiej stronie obory, spierać z sąsiadką o siano. Kury także, po pierwszym okresie nieufności, zostały przyjęte do stada. Teraz miały nawet koguta!
Читать дальше