Margit Sandemo - Cisza Przed Burzą
Здесь есть возможность читать онлайн «Margit Sandemo - Cisza Przed Burzą» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Cisza Przed Burzą
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Cisza Przed Burzą: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Cisza Przed Burzą»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Pięcioro młodych członków rodu wyrusza do Trondelag do zapomnianej Doliny Ludzi Lodu, a po drodze okazuje się, że Tengel Zły wysłał w pościg za nimi bandę opryszków…
Cisza Przed Burzą — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Cisza Przed Burzą», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Trzeba jednak pamiętać, że Tan-ghil właściwie nigdy nie widział niczego poza stepami, tundrą i dzikimi pustkowiami. Nie wiedział nic o wielkich miastach Europy, o gwarnych skupiskach ludzi, o wspaniałych budowlach ani o skarbach sztuki. Nie miał pojęcia o żadnej z tych rzeczy, które czynią ludzką egzystencję lżejszą i lepszą. Luksus to słowo, które nie miało dla niego najmniejszego znaczenia. I właśnie ta jego niewiedza stała się istotną przyczyną tak długiego pobytu w Dolinie Ludzi Lodu. Jedyne większe miasto, jakie poznał, to Nidaros, które zafascynowało go ponad wszelkie wyobrażenie i dało mu pewien przedsmak, jak świat mógłby wyglądać. Tan-ghil nigdy nie zdobył żadnego wykształcenia. Jego sposób myślenia jest skrajnie prymitywny, musicie o tym pamiętać wy wszyscy, którzy podejmiecie z nim walkę. Ale wracając do rzeczy: z kraju Lapończyków…
– Samów, oni nazywają się Samowie – wtrącił Andre
– … przybyliśmy do Trondelag. Byliśmy do tego stopnia niezorientowani, że sądziliśmy, iż należy przez cały czas trzymać się wybrzeża Oceanu Lodowatego. Z tego powodu wędrówka przeciągała się niepotrzebnie. Ostatecznie jednak znaleźliśmy się w zamieszkanych okolicach. Po raz pierwszy Taran-gaiczycy zobaczyli duże zagrody i dwory otoczone uprawnymi polami, zdawało się, bezkresnymi. Wszyscy wytrzeszczali oczy. Tan-ghil chciał natychmiast podbijać pierwszy duży dwór, do którego doszliśmy, był bowiem przekonany, że dotarł oto do krańców świata, a nic większego od tego, co widzi, nie może po prostu istnieć. Na szczęście jednak wysłaliśmy przodem zwiadowców i ci wrócili z sensacyjnymi wiadomościami, że takich cudów jest w okolicy więcej. Szliśmy więc dalej, aż przybyliśmy do Nidaros z katedrą, której budowa nie została jeszcze zakończona, mimo to była to największa „jurta”, jaką koczownicy kiedykolwiek widzieli. Że też istnieje coś tak ogromnego, dziwili się. Ciekawe, kto tam mieszka?
W oczach Tan-ghila pojawiały się niebezpieczne błyski. Ta jurta to coś w sam raz dla niego, władcy świata. Pod osłoną nocy zakradł się do bramy świątyni. Ponieważ prace trwały, nie miał kłopotów, żeby dostać się do środka.
Ale, fuj, co za ohydna atmosfera! Tan-ghil pluł i parskał. Wiem o tym, bo zabrał z sobą na tę nocną eskapadę mego pana. Tan-ghil zawsze się za kimś ukrywał, wciąż wyznaczał kogoś odpowiedzialnego za swoje bezpieczeństwo. Tym razem był to mój pan.
Tan-ghil wypadł jak oparzony z katedry i już nigdy potem jego noga nie stanęła w podobnej budowli. To było jego pierwsze spotkanie z Kościołem, którego potem tak strasznie nienawidził. Ja natychmiast odkryłem tę jego słabość. I, jak wiecie, starałem się później ją wykorzystywać. W Dolinie Ludzi Lodu. Przekonywałem go, że władza Kościoła jest tak rozprzestrzeniona, iż nie uda mu się tak łatwo jej złamać.
Pozostaliśmy w Nidaros dość długo, lecz Tan-ghil musiał się ukrywać, bo mieszkańcy źle znosili spotkania z nim. Rzeczywiście trudno było teraz na niego patrzeć, zło emanowało z całej postaci.
Nie potrafię powiedzieć, ile osób przypłaciło życiem jego pobyt w tym mieście, był bowiem nieustannie zirytowany na „głupich ludzi”, jak ich określał, i mścił się na nich przy każdej okazji.
Wtedy ja sam również miałem wielkie zmartwienie. W gęsto zaludnionym mieście raz po raz wybuchały groźne zarazy i mój pan nieustannie chorował. Choć bardzo się starałem go chronić, wciąż zarażał się nowymi chorobami. Tymczasem Tan-ghilowi ziemia zaczynała się palić pod stopami. W Nidaros znajdowało się wielu żołnierzy. Otrzymali oni rozkaz pojmania tej jakiejś potwornej pokraki, którą ludzie od czasu do czasu widywali, a która wyrządzała tak wiele szkód w mieście. Zebrał tedy tę garstkę Taran-gaiczyków, która jeszcze została, i oświadczył, że dłużej tego nie można przeciągać. Trzeba ruszać dalej. Wielu członków plemienia znalazło sobie mieszkania w mieście i chciało tu zostać, on jednak żądał, by wszyscy szli z nim. „Stworzymy nowe plemię!” – oznajmił, a nikt nie wątpił, że to on sam zamierza zostać jego władcą.
Pewnej nocy opuściliśmy Nidaros, by udać się na południe. Czas był najwyższy, bo już właściwie wszyscy byliśmy ścigani. Taran-gaiczycy nie są przecież podobni do wysokich Norwegów, różnili się wyglądem od mieszkańców miasta tak bardzo, że nigdy by ich tu nie tolerowano. Sympatyczni Taran-gaiczycy stali się kozłami ofiarnymi, bo złość i przerażenie mieszkańców miasta budził naturalnie tylko on jeden, Tan-ghil. Należał jednak do naszej grupy i wszyscy musieli się wystrzegać, by nie zostać pojmanym i może nawet pozbawionym życia.
Pamiętam, że wtedy wiele zastanawiałem się nad tym, dlaczego Tan-ghil jest taki powściągliwy, dlaczego nie sięga po władzę nad światem i ludźmi już teraz. On był po prostu jak porażony tymi wszystkimi nowymi rzeczami, które go dosłownie przytłoczyły. Miasto, tłumy ludzi, obca kultura… Ale był też, oczywiście, inny powód – uśmiechnął się Rune. – Znałem ten powód bardzo dobrze. To ja sam i moje nieustanne próby wypełnienia obietnicy, jaką złożyłem czterem duchom żywiołów. Tymczasem nie mogłem wiele zrobić, bo przecież nie on był moim właścicielem, ale kiedy tylko nadarzała się okazja, wmawiałem mu, że należy zaczekać. Wpajałem mu niepewność i lęk tak, że w końcu nie wiedział, co robić.
Znowu byliśmy w drodze. Wędrowaliśmy przez wioski i miasteczka Trondelag. A wkrótce po opuszczeniu Nidaros stało się to, czego się najbardziej obawiałem. Wysiłek okazał się ponad siły dla mojego chorego pana.
Na rozkaz Tan-ghila niewielka karawana zatrzymała się. Zdziwiło to wszystkich, bo przecież nigdy nie okazywał chorym ani umierającym najmniejszego miłosierdzia. Ja jednak wiedziałem bardzo dobrze, dlaczego teraz postępuje inaczej. Musiał po prostu zostać z moim panem sam na sam.
I rzeczywiście, Tan-ghil chciał dostać alraunę. Wiedział, że musi ją zdobyć, że tak powiem, legalnie, to znaczy musi ją kupić, bo w przeciwnym razie siła amuletu zniknie. Dręczył tedy mego konającego pana, straszył go, potrząsał biedakiem i syczał mu nieustannie do ucha, że chce znać cenę. W końcu chory człowiek zdołał wykrztusić cenę: ma to być mała muszelka z wybrzeża.
Tan-ghil rozglądał się gorączkowo. Brzegu w pobliżu nie było, jedynie piaszczysty skraj drogi. Na rowie kwitły błękitne dzwonki, wyrwał więc jeden razem z korzeniami. Z pośpiechu i niecierpliwości omal nie poszarpał kwiatka na kawałki, bowiem mój pan był już naprawdę jedną nogą na tamtym świecie.
„Masz! Ratuj swoją duszę i sprzedaj mi amulet za to! Wystarczy ci taka zapłata?”
Nieszczęsny człowiek ledwie zdołał skinąć głową. Tan-ghil ściągnął z jego szyi rzemień z amuletem i zawiesił sobie. Umierającego zostawił własnemu losowi przy drodze.
Od tej chwili byłem własnością Tan-ghila.
Rune zwrócił się do sali:
– Danielu, ty wiesz, że jeśli chcę, mogę dawać martwego, prawda?
Daniel przypomniał sobie ów dzień, kiedy przekazywał amulet Solvemu, swemu synowi, i co Solve wtedy powiedział: że alrauna była sztywna, zimna, pozbawiona życia. Daniel dotknął talizmanu i przekonał się, że to prawda. A przedtem sam miał okazję stwierdzić co innego, amulet sprawiał wrażenie, że na kogoś czeka.
Teraz wszyscy wiedzieli, że tym, na kogo czekał, był Heike, syn Solvego.
– Właśnie tak – potwierdził Rune, gdy Daniel skończył swoje wspomnienia. – Jeśli chcę, mogę być całkowicie bierny. Tan-ghil nie wymusił na mnie żadnej reakcji, choć próbował na wszelkie sposoby. Przeciwnie, robiłem mu na przekór we wszystkim, co możliwe. Podstępnie podsuwałem mu myśli, że powinien czekać, czekać, że jego czas jeszcze nie nadszedł, że Kościół zbyt jest silny…
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Cisza Przed Burzą»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Cisza Przed Burzą» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Cisza Przed Burzą» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.