Ach, mój kufer! Suknie nie miały aż tak wielkiej wartości, lecz przypomniałam sobie, co jeszcze w nim było: Naszyjnik z pereł.
Dziedziczne klejnoty, które kazali mi ze sobą zabrać po to, bym nie zjawiła się na dworze stryja Dominga jak uboga krewna. Bawiłam u niego przez czas tak krótki, że nie zdążyłam nawet pomyśleć o tym, iż mam przy sobie wszystkie te błyskotki.
To prawdziwa katastrofa, co na to powie Mama?
E, co tam! Przecież to nie jej sprawa. Ona jest po prostu kolejną w szeregu żon ojca. Ojciec natomiast z pewnością się rozgniewa.
Ale nie, klejnoty interesują przede wszystkim kobiety, a jedyną osobą, która mogła odziedziczyć te skarby, byłam ja. A mnie nic a nic one nie obchodziły.
Mogłam krzyknąć „Złodzieje!” do całej gromady tych łobuzów, lecz gdy ujrzałam radość bijącą ze skierowanych na mnie oczu, spoglądających tak ciepło, słowa utknęły mi w gardle. Rzuciłam błyskawiczne spojrzenie w kierunku El Fuego, on również mi się przyglądał z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.
Zmusiłam się więc do uśmiechu i wraz z innymi podniosłam w górę mały drewniany czerpak.
Powinnam czuć się szlachetnie, tymczasem tylko pomieszało mi się w głowie. Nie miałam możności porównania tej sytuacji z czymkolwiek, co bym wcześniej przeżyła. Byłam też zapewne zbyt zmęczona, by móc odpowiednio zareagować.
Na Boga, kiedy się nad tym zastanowiłam, to doszłam do wniosku, że tak naprawdę aż do tej pory nie przeżyłam nic, z wyłączeniem drażliwych scen, które sama sprowokowałam, za bardzo już się nudząc, i za które słyszałam jedynie wygłaszane we wzburzeniu wymówki i połajania.
Cóż za nędzne życie!
Tego wieczoru w domu kobiet nareszcie się dowiedziałam, gdzie jestem. Wyjawiły mi to dziewczęta, z którymi dzieliłam kąt pokoju, Rosita i Consuela, dwie wychudzone jak szczapy nieszczęśnice.
Znalazłam się w czymś w rodzaju obozu dla uciekinierów, położonym właściwie na granicy z Francją, lecz Francuzi nic nie wiedzieli o istnieniu tej wioski, bo dzieliły ją od nich jeszcze góry.
Dobrze ją ukryto.
Dopytywałam się, cóż to są za uciekinierzy, lecz Consuela, starsza z córek Ernesta, nie chciała się w to zagłębiać. Powiedziała jedynie, ze wszyscy mieszkańcy wioski są ścigani z rozmaitych przyczyn, dla mnie zaś i dla nich także lepiej będzie, żebym nic nie wiedziała.
Wszystkie te tajemnice zaczęły mnie już gniewać.
„Ale rozbójnikami jesteście?”
„Nie, my nie, tylko El Punal, Sztylet, i jego ludzie tam w dolnej wiosce” – odparła prędko Consuela.
„Ach, tak? Dlaczego więc zysk z zawartości mojego kufra trafił tutaj? – spytałam agresywnie. – Czy tak chciał El Punal? Nie podejrzewałam go o taką szczodrość”.
„Bo też i daleko mu do tego. On tu nigdy nie bywa. Rabuje do własnej kieszeni. Niektórzy jednak z jego ludzi stoją po stronie El Fuego i właśnie oni zdołali ocalić najwartościowsze rzeczy z twojego kufra”.
Dyskretnie obmacałam kieszeń mej spódnicy i wyczułam krawędzie pamiętnika. Dla mnie on właśnie był najcenniejszy.
Dawno już zrezygnowałam z łajania tutejszych ludzi i pouczania ich, że nie wolno im zwracać się do mnie na ty. To i tak na nic się nie zdawało, widać było, że nigdy się tego nie nauczą. Bardzo też chciałam dowiedzieć się czegoś więcej na temat El Fuego.
„Czy on nie jest przyjacielem El Punala?”
„Przyjacielem?” – zaśmiały się dziewczęta.
„To zagorzali wrogowie – stwierdziła Rosita. – El Fuego jest bratankiem El Punala i stary wie, że młody pewnego dnia może przejąć władzę. Wszyscy kochają El Fuego”.
Obydwu dziewczętom rozbłysły oczy. Aha, pomyślałam, ale wy i tak nie macie na co liczyć. Nie jesteście ani ładne, ani bogate…
Doprawdy, nie mam się czego obawiać!
„To El Fuego rozpoczął budowę tej wioski – wyjaśniła Consuela. – On troszczy się o to, żeby wszystkim było dobrze”.
„Mnie się wcale nie wydaje, żeby wam było dobrze”.
„Senorita, oprócz uchodźców z równin, których przyprowadza El Fuego, wciąż przybywają nowi uciekinierzy z sąsiednich wiosek, położonych w górach. Przypędza ich tu głód, a El Fuego nie potrafi wygnać tych nieszczęśników. Ci, których sam przyprowadza, to mężczyźni, którzy popadli w niełaskę i są prześladowani, lecz na ogół przychodzą z całymi rodzinami. W naszej części Nawarry nędza jest naprawdę straszna”.
„A to dlaczego? Ja nigdy nie widziałam biedy”.
Consuela spuściła wzrok.
„Wybudowanie zamku kosztuje”.
„I co z tego? – wykrzyknęłam oburzona. – Ludzie odchodzą, a dzieło sztuki pozostaje. Słyszeliście chyba o Escuria – lu, wzniesionym przez Filipa Drugiego. To największy pałac na świecie. Doprawdy, jest się czym szczycić!”
„Na pewno, ale utrzymywanie arystokracji również kosztuje.
Trzeba za to zapłacić wieloma łzami upokorzonej dumy”.
I to mówiła ta prosta dziewczyna? Wszak jej klasa nie posiada żadnej dumy?
Przemilczałam to jednak, bo ogarnęło mnie jakieś nieprzyjemne, gorzkie uczucie.
Ale co tam! My byliśmy rodem de Navarra i zasługiwaliśmy jedynie na to, co najlepsze. A ci ludzie tutaj? Cóż, to najzwyklejsza hołota, czyż nie tak?
Lierbakkene, współcześnie
– Ta Estella o ograniczonych horyzontach ma pewną rację – przyznał Antonio. – Gdy wybieramy się w jakąś podróż jako żądni wrażeń turyści, to co najczęściej odwiedzamy i podziwiamy? No cóż, właśnie budowle z dawnych czasów. Bo temu, że kiedyś budowano o wiele piękniej niż teraz, nie da się zaprzeczyć. Lecz jakim kosztem ludzkich istnień wzniesiono te budowle?
– No tak, piramidy… – zamyśliła się Gudrun. – I chiński mur, Wersal i Escurial. Te ściany widziały tyle krwi, morderstw, intryg i tragedii, że powinny płakać rzewnymi łzami.
Pedro uzupełnił:
– Chińska cesarzowa Xixi miała wysłać pieniądze na front, żołnierze bowiem nie mieli jedzenia i marli z głodu. Zamiast tego kazała za te środki zbudować statek z marmuru, tak, z marmuru, przeznaczony do jej letniego pałacu. Statek znajduje się do dzisiaj przy brzegu. Nie jest w stanie unieść się na wodzie, lecz to prawdziwe dzieło sztuki ozdobione mozaikami. Turystom na jego widok aż dech zapiera z zachwytu, ale żołnierze nie doczekali się jedzenia. Czemu należy się pierwszeństwo? Wiecznej sztuce czy kilku tysiącom ludzkich istnień, które tak czy owak miałyby swój kres w ciągu bardzo krótkiego czasu, patrząc na to z perspektywy historii świata?
– To problem etyczny – powiedziała Gudrun. – Na szczęście ludzkość jest teraz bardziej humanitarna.
– Doprawdy? – spytał Antonio cierpko. – Czy też może raczej ludzie stali się zbyt leniwi, by tworzyć sztukę dla wieczności?
– Nie tylko ci, którzy niegdyś pracowali bezpośrednio przy wznoszeniu tych wspaniałości, musieli cierpieć – włączył się do rozmowy Jordi. – Całe rozległe rejony kraju musiały znosić nieludzką biedę po to, by władcom przyjemnie się żyło. Lub by mogli prowadzić wojnę.
– I nie zapominajmy o tym, jakimi bogactwami zawładnął Kościół – przypomniała Vesla. – Nic dziwnego, że mamy teraz tyle wspaniałych katedr i kościołów.
– No tak, a Kościół toczył walkę z koroną o te bogactwa. I to na całym świecie, nie tylko w Skandynawii – dodał Jordi. – Każdy ze swojej strony szarpał najuboższych.
Inger Karlsrud, uznając, że rozmowa za bardzo zboczyła z wyznaczonego toru, rozejrzała się dokoła.
– Muszę przyznać, że wydaje mi się, iż jest wam bardzo dobrze razem. Ale czy jesteście tu bezpieczni?
Читать дальше