– Ja chrzczę wodą, lecz ten, który po mnie powinien przyjść, jest mocniejszy ode mnie. On was ochrzci Duchem Świętym i ogniem.
Garbus podszedł bliżej i położył ręce na ramionach młodzieńca.
– A kiedy Paweł nałożył im ręce, Duch Święty spłynął na nich. Niechaj tedy spłynie i na ciebie w tej godzinie. Przyjmij błogosławieństwo od Boga i od nas. Niech Bóg cię błogosławi i niech zachowa twoją duszę przed złą śmiercią, i doprowadzi cię do dobrego końca. I niechaj uchroni cię przed Bestią.
Jeden z Credentes podał garbusowi Świętą Księgę. Ten podniósł Ewangelię do góry, a potem nałożył ją młodzieńcowi na głowę.
– Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga i Bogiem było Słowo. Ono było na początku u Boga. Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało. W Nim było życie, a życie było światłością ludzi, a światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła…
Tak zatem, Vincencie, jesteś teraz Dobrym chrześcijaninem. Pamiętaj jednak o postach i ascezie. Nie wolno ci współżyć cieleśnie, czynić zła, przysięgać, kraść, zabijać, spożywać mięsa ani innych rzeczy, które są wynikiem spółkowania. Albowiem we wszelakich istotach żywych są zamknięte duchy aniołów, które zostały strącone z nieba na ziemię, a zabijając je, zmuszamy naszych braci do wiecznej wędrówki w ciałach – bez celu i na zatracenie. A wy radujcie się, Wierzący, gdyż oto jeszcze jeden z was szczęśliwie dostąpił zbawienia i od dziś nie musi już lękać się Bestii.
Wierni zaczęli klękać i kłaniać się po trzykroć.
– Pomóż nam! – zawołała jakaś kobieta. – Ocal przed Bestią. Błagam…
– Każdy, kto przyjmie consolamentum – powiedział garbus – będzie wolny od strachu przed demonem. Ale i wy, zacni Credentes, nie musicie lękać się jej tchnienia. Wypatrujcie znaków! Wypatrujcie cyfr od Boga, którymi ostrzega on przed nadchodzącym nieszczęściem. Jeśli je zobaczycie, uciekajcie od nich jak najszybciej, a nic wam nie będzie!
Villon pochylił głowę. Nie słuchał. Znaki… Cyfry, które garbus rył na murach i bramach, były sygnałem dla albigensów, iż wkrótce w naznaczonym w taki sposób miejscu wydarzy się nieszczęście. A więc o to chodziło… Kościół był bezsilny wobec kataklizmów zapowiadających nadejście Bestii. I nie potrafił jej zatrzymać. W obliczu śmierci i pod wpływem grozy mieszczanie i rycerze odwracali się zatem od rzymskiego krzyża i zwracali w stronę wiary Dobrych ludzi… Kim jednak byli owi Dobrzy mnisi? I jaką rolę w tym wszystkim odgrywała Marion? I skąd, u diabła, garbus wiedział, gdzie wydarzą się kolejne kataklizmy?
Podniósł głowę i zamarł. Garbusa nie było już przy drzewie. Do diabła, gdzie on poszedł?! Villon rzucił krótkie spojrzenie za siebie. Katarzy przyklękli, spuścili głowy, a kaleka przepychał się pomiędzy nimi, kołysząc się pokracznie. Doskonały zmalał, zszarzał. Znów był ohydnym garbusem w porwanej jopuli, zmierzał szybko w stronę wyjścia.
Villon nie mógł stracić go z oczu. Poderwał się na nogi i ruszył za Doskonałym, ścigany zdziwionymi spojrzeniami. Potrącił kogoś, nastąpił na nogę jednemu z wyznawców. Wiedział, że w ten sposób łatwo ściągnie na siebie podejrzenia, ale nie mógł zaryzykować, że garbus zniknie mu z oczu. Wypadł przez portal kaplicy i zatrzymał się zdyszany. Las tonął w wilgotnych mgłach, a po garbusie nie pozostał nawet ślad…
Villon wytężył wzrok, starając się przebić przez opary. Dostrzegł go! Daleko, w wykrocie, zauważył poruszającego się pokracznie kalekę. Łotr nie czekał. Puścił się pędem – od drzewa do drzewa, od krzaka do krzaka. Ukrywał się, gdy miał wrażenie, że tamten zaraz się odwróci, nadrabiał zaś biegiem, gdy tamten wtulał głowę w koślawe ramiona i pędził przez las. Villon był już pewien, że garbus nie może mu uciec.
* * *
– Isabelle, Margot! Co wam się stało?
Dzieci odwróciły się ku ojcu, a wówczas Alloise zadrżał. Jego córki miały wyłupione oczy. Z czarnych dziur kapała krew…
– O Boże! Dzieci! Moje dzieci! – zaszlochał Alloise.
– Bestia jest już blisko – rzekła Isabelle martwym głosem. Wskazała na zachód ręką pozbawioną palców.
Jej siostra zacharczała. Pluła krwią. A potem odchyliła łachmany, ukazując ojcu przecięty brzuch, z którego wypływały trzewia.
– Wydarzą się jeszcze trzy nieszczęścia. Zapowiadają one nadejście Bestii, która zniszczy miasto.
Alloise rzucił się w stronę dzieci. Chciał chwycić Isabelle za rękę, ale… nie poczuł pod palcami nic. Ręka przeszła przez jej ciało jak przez dym.
Widmo jego córki odwróciło się… Teraz była o wiele straszniejsza. Otwarła zakrwawione usta pełne ostrych ząbków, a potem zbladła, rozmyła się i z wyciem uleciała gdzieś w górę…
Kupiec pozostał sam w wąskiej uliczce. Rzucił się pędem w stronę domu. Jak burza wpadł do bramy i wyskoczył na błotniste, cuchnące podwórze.
Jego córki bawiły się wśród zgrai innych dzieciaków z sąsiedztwa. A mówiąc ściślej, uciekały ze śmiechem przed Vincentem, który gonił je, trzymając za ogon zdechłego szczura.
– Margot! Isabelle!
Posłusznie podbiegły do ojca. Były całe i zdrowe. Kupiec chwycił je w ramiona i zaszlochał.
– Co tobie, panie ojcze? – zapytała starsza i bardziej rezolutna Isabelle.
– Co z nami będzie? – wydyszał kupiec. – Co będzie z nami wszystkimi?!
– Nic wam się nie stanie… Pomodlimy się z siostrą za wasze zdrowie… Razem z Matką Boską. Tak, ojcze. Wszystko będzie dobrze – wyszeptała Isabelle.
Niestety, Alloise nie dosłyszał tych słów.
* * *
Villon dopadł garbusa przy trzecim przęśle mostu łączącego Dolne Miasto z górną częścią Carcassonne. Przecisnął się przez tłum proszalnych dziadów i żebraków, w ostatniej chwili uskoczył przed wozami wiozącymi na targ śledzie i beczki z winem. Odpędził dwa bezpańskie psy, które miały nieodpartą pokusę dobrać się do jego porwanej jopuli, i przemknął obok poborców myta, zajętych sprzeczką ze starym Żydem niosącym na handel wiklinowy kosz napełniony czosnkiem i cebulą.
Garbus stał przy kamiennym krzyżu na trzecim z dwunastu mostowych łuków, plecami do Villona i gwaru ulicy. Poeta zbliżał się do niego, trzymając pod płaszczem wydobytą z pochwy cinquedeę. Gdy miał jeszcze dwa kroki, garbus odwrócił się. Rozejrzał się przerażony, ale nie bardzo miał dokąd uciec. Chyba że skoczyłby w odmęty wezbranej jesiennymi deszczami Aude…
Villon chwycił go za ramię i pchnął na krzyż. Garbus jęknął, targnął się w uścisku, jednak łotr powstrzymał go bez trudu, zasłonił od ludzi, a potem przyłożył mu ostrze do gardła.
– Dlaczego chcesz sprowadzić Bestię do miasta?!
– Nie ja! – wychrypiał garbus. – Nie ja. To nie ja zrobiłem.
– Ty i twoja sekta walczycie z Kościołem. Z powodu Bestii ludzie odwracają się od klechów i zasilają wasze szeregi. Zamiast chodzić do spowiedzi, przyjmują wasze consolamentum! Tylko wy czerpiecie zyski z nieszczęść.
– To nie ja sprowadziłem tu Bestię… Błagam, wysłuchaj mnie!
– Jeśli nie ty, to kto?
– Powiedz inkwizytorowi, że proboszcz Walther z parafii Świętego Nazaira… On znał tajemnicę. On wiedział, że to nastąpi. U niego szukajcie śladów…
– Po pierwsze: skąd wiesz o tajemnicy proboszcza? A po drugie: nie jestem sługusem inkwizytora. Mam tylko układ z księdzem diakonem. W zamian za pomoc w sprawie Bestii pozwolił mi zostać w mieście, aby odszukać pewną osobę, z którą ciebie widywano. I z tą właśnie dzierlatką wiąże się moje kolejne pytanie. Najważniejsze pytanie. Gdzie jest Marion? Jaki ma związek z twoją sektą i Bestią?
Читать дальше