– Napytaliście sobie biedy – miauknął spod sekretery Mazgiller. – A mówiłem i ostrzegałem.
– Jeszcze mi ciebie tu brakuje! – krzyknął Borrondrin. – Wynocha!
Mazgiller zaśmiał się ochryple i umknął głębiej pod sekreterę.
– Co mamy robić? – spytał Arivald posępnie.
– Przeciągnę jednego z was do siebie, a potem wszystko już się ułoży.
– To znaczy?
– Zobaczycie – stwierdził tajemniczo Krullg.
– Może jednak spróbujemy sami? – spytał Borrondrin. – Jesteśmy, do cholery, jednymi z najlepszych magów na świecie!
Arivald wolał nie podnosić tego tematu. O swoich umiejętnościach miał bardzo sprecyzowaną opinię, choć nie zamierzał się z nikim nią dzielić.
– A może i najlepszymi – dodał po namyśle Borrondrin. – W końcu daliśmy radę strzygoniom, a tu pomidory… – słowo „pomidory” wypowiedział takim tonem, jakby było wyjątkowo nieprzyzwoite.
– Daliśmy, jak daliśmy, ty głównie miałeś czkawkę – poprawił go Arivald. – A jaką mamy gwarancję, że znowu nas nie oszukasz? – zwrócił się do Krullga.
– Chcę się stąd wydostać. No to co, który przechodzi?
– Raz kozie śmierć – westchnął Arivald. – Co mam zrobić?
– Zastanów się jeszcze – rzekł bardzo zaniepokojony Borrondrin, choć odczuł pewną ulgę, że to nie on będzie uczestniczył w tym niesmacznym eksperymencie. Choć niby powinien, wszak przez niego była ta cała afera.
– Po prostu pomyśl, że chcesz się tu znaleźć. Reszta już należy do mnie – powiedział Krullg.
Arivald dotknął dłońmi kuli (była jakoś dziwnie ciepła i wilgotna) i przymknął oczy. Wyobraził sobie, że wnika do środka, przepływa przez kulę i wynurza się w obcym świecie. Wtedy poczuł, jakby ktoś szarpnął go za włosy. Bardzo boleśnie szarpnął. I już był w celi Krullga.
– Pełny sukces – zachwycił się Krullg. – Nic nie straciłem z dawnych umiejętności.
Arivald zakrztusił się, bo powietrze tu było nieco inne. Jakby oddychało się w pobliżu ogniska, dymem i żarem. Na dłuższą metę mogło to być bardzo nieprzyjemne. Poza tym w świecie Krullga było zdecydowanie cieplej, też jak przy mocno rozpalonym ognisku.
– I co teraz? – zapytał czarodziej, starając się oddychać ostrożnie i płytko wciągać powietrze.
Krullg nie odpowiedział, tylko prześlizgnął się w stronę drzwi (z uwagi na jego budowę anatomiczną słowo „prześlizgnął” było zdecydowanie bardziej odpowiednie niż „podszedł”) i zastukał w nie kułakiem. Po chwili usłyszeli kroki, trzask otwieranych zamków i na progu stanął ktoś podobny do Krullga, tylko dużo potężniejszy. Był ubrany w coś w rodzaju kolczugi, a w dłoni trzymał bardzo nieprzyjemnie wyglądającą broń, która przypominała rozwidloną kosę. Zobaczył Arivalda, sapnął zaskoczony i natychmiast z powrotem zatrzasnął drzwi. Potem znów usłyszeli jego kroki na korytarzu. Tyle że teraz biegł.
– Zaczęło się – rzekł Krullg uradowany.
Arivald usiadł na niewygodnym stołku (niewygodnym, bo przystosowanym do ciała Krullga) i postanowił za wszelką cenę zachować spokój, choćby nie wiem co. Nie czekali długo. Po kilku minutach drzwi znowu się otworzyły i do celi weszły dwie jaszczuropodobne istoty. W odróżnieniu od Krullga ich twarze były bardziej brązowe niż czerwone. Arivald domyślił się, że mogą być po prostu starsi. Jeden powiedział coś szybko w jakimś świszczącym języku, a Krullg równie szybko odpowiedział.
– Nazywam się Hyagh – rzekł jaszczuropodobny tym samym dialektem, którego Borrondrin używał do porozumiewania się z Krullgiem – i jestem jednym z arcymagów Ryihalli, a to mój sekretarz Derranggulg. Wiemy, skąd pochodzisz, i serdecznie współczujemy ci, że dałeś się omamić temu przestępcy. Jeżeli tylko jesteśmy w stanie ci pomóc, zrobimy to.
Arivald nie mógł powstrzymać westchnienia ulgi. W kilku zdaniach wyjaśnił cały problem.
– Ty przeklęty potworze! – rozzłościł się Hyagh, patrząc pogardliwie na Krullga. – Mało kłopotów narobiłeś tutaj, żeby zabierać się jeszcze za obcy świat? Nie dość ci było wojny z krowowcami? – I zaczął wyjaśniać Arivaldowi: – Wyhodował kiedyś stworzenia, które miały dawać krowie mleko i mięso, a jednocześnie owczą wełnę. Rozmnażać się jak króliki i jeść niewiele więcej. Tyle że miały te same cechy co wasze pomidory. Wytępienie ich zajęło nam dwa lata.
– Dobrze, że spróbowaliśmy tylko z pomidorami. – Arivald z trudem przełknął ślinę. – Jaki jest na nie sposób?
– Tylko ten przestępca go zna – warknął arcymag. – To jego mieszanka. Czego chcesz, potworze, za zlikwidowanie tego kłopotu?
– Ciągle nazywają mnie potworem – poskarżył się Krullg – a czy ja robię to celowo, żeby komuś zaszkodzić? Sądziłem, że w odmiennym świecie ich złe cechy zanikną.
– Czasem głupota jest gorsza od złej woli. – Hyagh huknął pięścią w stół, jego ogon zatoczył niebezpieczne koło. – Dlaczego nie kazaliśmy cię stracić?
– Myślę, że to problem już nieaktualny – gładko odparł Krullg. – Przejdźmy do konkretów. Oto moje żądania…
Usłyszawszy to, Hyagh wysyczał coś gwałtownie i Krullg zbladł. Jego twarz z czerwonej stała się lekko różowa.
– Chciałbym otrzymać azyl w ich świecie – rzekł pojednawczym tonem – gwarancję, że nikt nie będzie mnie ścigał, i prawo do prowadzenie zajęć dydaktycznych.
– Bzzzdury! – syknął arcymag. Klasnął ogonem w podłogę i na ten sygnał do celi wszedł strażnik. – Wyprowadźcie go.
Kiedy Krullg wyszedł, arcymag spojrzał na Arivalda.
– Musisz wybierać. Możemy próbować wam pomoc, ale nie sądzę, byśmy szybko odgadli właściwy sposób na zlikwidowanie tych roślin. A będą się rozprzestrzeniać w potwornym tempie. Jeżeli zdecydujecie się skorzystać z pomocy Krullga, musicie dotrzymać obietnic. On jest doskonałym magiem i nawet jak go zabijecie, zdąży rzucić klątwę, która może narobić wam gorszych szkód niż te pomidory. Ale uważaj – stary jaszczur pokręcił głową – on potrafi wspaniale przekonywać do swoich poglądów. Zarazi nimi tych, których dacie mu za uczniów, nauczy ich bardzo zaawansowanej magii i zmienią wasz kraj w pole doświadczalne. Nie wiem, co ci poradzić. Nie zawahałbym się wymusić na nim odkrycia tajemnicy torturami, ale z wielu powodów, o których nie czas tu mówić, mogłoby to nam wszystkim tylko zaszkodzić.
Arivald miał dość bujną wyobraźnię, więc potrafił wyobrazić sobie świat zapełniony ludźmi podobnie rozumującymi jak Krullg. Myśl, iż miałby żyć w tym świecie, wcale mu się nie podobała.
– Nie ukrywam, że pozbędziemy się go z przyjemnością – ciągnął arcymag. – Wydamy na niego zaoczny wyrok śmierci, ogłosimy, że uciekł bez naszej wiedzy i zgody, więc nie ośmieli się nigdy próbować powrotu. Zresztą wystarczy, jak zniszczycie tę kulę, przez którą go wezwaliście, i inne jej podobne. W waszym świecie to powinna być raczej rzadkość.
– Wiem o dwóch – rzekł Arivald.
– Z przeniesieniem was do twojego świata będzie nieco gorzej. Musimy skorzystać z pomocy innych magów. W zasadzie nie robimy tego nigdy. Jednym z naszych praw jest surowy zakaz ingerencji w sprawy światów będących obok. Ale jak widać, są wyjątki – dodał wydając z siebie coś na kształt westchnienia.
– Chyba nie mam innego wyjścia, jak zgodzić się na warunki Krullga – powiedział po chwili Arivald. – Ale myślę, iż powinniśmy sporządzić ścisły i dokładny kontrakt.
– O, z pewnością. Ale nie łudź się, że on zrezygnuje z prawa nauczania w waszym świecie. To jego obsesja. Zarażanie innych swoimi chorymi poglądami.
Читать дальше