John ukląkł przy mnie.
– Dobrze się czujesz?
Skinęłam głową.
– Jasne. – Spojrzał na mnie z niedowierzaniem, ale nic więcej nie powiedział. Nie był w ciemię bity.
Mrok przeciął snop światła latarki. Silny, żółty, ciepły jak słoneczny dzień.
– Je-ezu – rzucił Zerbrowski.
Wstałam i omal nie wywinęłam orła. Trzęsły mi się nogi. John złapał mnie za rękę, a ja łypnęłam na niego spode łba, aż wreszcie mnie puścił. Uśmiechnął się półgębkiem.
– Nadal twarda z ciebie sztuka.
– Jak zawsze – przytaknęłam.
Dzieliły nas dwie randki. To był błąd. Taka sytuacja utrudniała współpracę, a ja nie wyobrażałam sobie siebie jako jego żeńskiej odpowiedniczki. Odnosił się do kobiet jak przystało na południowca. Co za tym idzie, kobieta w jego mniemaniu nie powinna nosić broni i spędzać większości czasu, babrząc się we krwi, pośród trupów. Na takie podejście wobec mnie reagowałam w jeden sposób. Wiecie, jak.
Pod jedną ścianą leżały szczątki potłuczonego akwarium. Trzymano w nim świnki morskie, szczury lub króliki. Teraz wewnątrz zostało tylko parę plam krwi i kilka kłaków sierści. Wampiry nie jedzą mięsa, ale jeśli włożysz do akwarium parę małych zwierzątek i ciśniesz nim o ścianę, zostanie z nich marmolada, którą można wylizać. To, co pozostało wśród resztek, można by nabrać na łyżeczkę do herbaty.
Opodal szczątków spoczywała głowa. Chyba głowa mężczyzny, sądząc po fryzurze i krótkich włosach. Nie podeszłam bliżej, aby to sprawdzić. Nie chciałam zobaczyć twarzy. I tak byłam dziś dostatecznie odważna. Nie musiałam już niczego udowadniać. Ciało było w jednym kawałku. No, prawie. Wyglądało, jakby wampir wbił obie ręce w jego pierś i uchwyciwszy za żebra, pociągnął. Klatka piersiowa została rozdarta niemal na dwoje, trzymała się już tylko na strzępie różowych mięśni oraz jelit.
– Ten tutaj ma kły – oznajmił Zerbrowski.
– To wampirzy doradca.
– Co się stało?
Wzruszyłam ramionami.
– Przypuszczam, że doradca pochylał się nad wampirem, kiedy ten ożył. Młody zabił go szybko i brutalnie.
– Dlaczego miałby zabijać swego doradcę? – zapytał Dolph.
Ponownie wzruszyłam ramionami.
– Ten stwór był bardziej zwierzęciem niż człowiekiem, Dolph. Obudził się w obcym miejscu i ujrzał nad sobą nieznajomego wampira. Zareagował jak zwierzę schwytane w potrzask, próbował się bronić.
– Dlaczego doradca nad nim nie zapanował? Po to tu był.
– Animalistycznego wampira może kontrolować tylko ten, kto go stworzył. Doradca nie był dostatecznie silny, aby tego dokonać.
– I co teraz? – zapytał John. Schował pistolet. Ja jeszcze nie. Trzymając go w ręce, czułam się znacznie lepiej. Nie potrafię powiedzieć dlaczego.
– A teraz muszę już lecieć. Jestem umówiona. Na trzecie zlecenie na ożywianie zombi tej nocy.
– Tak po prostu?
Spojrzałam na niego, wzbierała we mnie wściekłość. Nie byłam zła na niego. Byłam zła w ogóle. Akurat na niego trafiło.
– A co miałabym zrobić? Zacząć krzyczeć? Histeryzować? To nie wskrzesi umarłych, a mnie może co najwyżej zdenerwować.
Westchnął.
– A już myślałem, że nigdy nie tracisz zimnej krwi.
Włożyłam pistolet do kabury podramiennej, uśmiechnęłam się do niego i wycedziłam:
– Pieprz się.
Wiecie już, jak reaguję w takich sytuacjach.
W łazience w kostnicy zmyłam większość krwi z twarzy i dłoni. Zakrwawiony kombinezon trafił do bagażnika samochodu. Byłam umyta i doprowadzona do porządku na tyle, na ile to było obecnie możliwe. Bert mówił, że miałam spotkać się z nowym pracownikiem na miejscu trzeciego zlecenia. Czyli na cmentarzu Oakglen o wpół do jedenastej w nocy. Do tego czasu teoretycznie żółtodziób miał ożywić dwóch zombi i cierpliwie czekać, aż przywołam trzeciego. Spóźniłam się. Cholera. Nowy animator na pewno będzie pod wrażeniem, że już nie wspomnę o naszej klientce. Pani Doughal niedawno owdowiała. Dokładniej mówiąc, przed pięcioma dniami. Jej świętej pamięci małżonek nie pozostawił testamentu. Miał go sporządzić i w ogóle, ale wiecie, jak to jest: stale odkładał tę czynność na później. Miałam ożywić pana Doughala w obecności dwóch adwokatów, dwóch świadków oraz trójki dorosłych dzieci państwa Doughalów, aby dopełnić formalności. Zgodnie z nowymi przepisami prawa osoba zmarła nie dalej jak przed tygodniem może zostać ożywiona, aby osobiście wydała wszelkie rozporządzenia dotyczące pozostawionego przez siebie spadku. Dzięki temu Doughalowie zaoszczędziliby sporo grosza. Pomijając honoraria prawników, ma się rozumieć.
Przy poboczu wąskiej, żwirowej drogi stał sznur samochodów. Mocno stratowały trawę, ale gdyby wozy zaparkowano na żwirowej drodze, całkiem by ją zablokowały. Ale, nawiasem mówiąc, kto szwenda się po cmentarnych alejkach o wpół do jedenastej w nocy? Animatorzy, kapłani voodoo, nastolatkowie palący trawę, nekrofile, sataniści. Musisz być zrzeszonym członkiem towarzystwa wyznaniowego i mieć specjalne zezwolenie, aby móc po zmierzchu przebywać na cmentarzu. Albo być animatorem. My nie potrzebowaliśmy zezwoleń. Przede wszystkim dlatego, że nie postrzegano nas jako oszołomów składających ofiary z ludzi. Wystarczyło zaledwie parę czarnych owiec, aby wszyscy wyznawcy voodoo zyskali sobie złą renomę. Jako chrześcijanka nie przepadam za wyznawcami satanizmu. Bądź co bądź to ci, co stoją po przeciwnej stronie barykady, nieprawdaż?
Poczułam to, gdy tylko postawiłam stopy na żwirze. Magia. Ktoś próbował ożywiać umarłych i ten ktoś był niedaleko.
Żółtodziób przywołał już dwóch zombi. Czy mógł ożywić trzeciego? Charles i Jamison potrafili w ciągu jednego wieczoru ożywić zaledwie po dwóch. Gdzie Bert tak szybko znalazł kogoś równie utalentowanego?
Minęłam pięć aut, nie licząc mojego. Wokół grobu stało około dwunastu osób. Kobiety w kostiumach, mężczyźni w garniturach. Zdumiewające, ilu ludzi ubiera się elegancko, idąc na cmentarz. Większość przychodzi tu tylko z jednego powodu: na pogrzeb. Przeważnie ubierają się w elegancką czerń.
Po chwili dobiegł mnie donośny męski głos, powtarzający:
– Powstań, Andrew Doughalu. Przybądź do nas, Andrew Doughalu. Przyjdź do nas.
Magia nagromadzona w powietrzu napierała na mnie jak niewidzialna ściana. Aż trudno było oddychać. Przepełniała przestrzeń wokoło, ale choć silna, brakowało jej pewności. Czułam to wahanie jak podmuch chłodnego powietrza. Kiedyś będzie potężny, ale był jeszcze młody.
Jego magii brakowało dyscypliny i odpowiedniego treningu. Jeżeli miał więcej niż dwadzieścia jeden lat, zjem swój kapelusz.
Stanęłam z dala, pod jednym z wysokich drzew. Animator był niski, zaledwie o jakieś pięć centymetrów wyższy ode mnie, mierzył góra metr sześćdziesiąt dwa. Nosił białą koszulę i czarne spodnie z materiału. Zaschnięta krew tworzyła już na koszuli niemal czarne plamy. Będę musiała nauczyć go, jak ma się ubierać. Tak jak mnie nauczył tego Manny. Ożywianie zmarłych to w dalszym ciągu fach oparty na nieformalnym związku mistrz-uczeń. Nie uczą tego na studiach czy specjalnych kursach.
Wydawał się bardzo gorliwy, gdy tak stał, przywołując z grobu Andrew Doughala. Przy mogile stała gromadka prawników i krewnych zmarłego. W kręgu, obok nowego animatora nie było członka rodziny. Zazwyczaj każesz stanąć za nagrobkiem krewnemu drogiego nieobecnego, aby on lub ona mogli przejąć kontrolę nad zombi. W tej sytuacji jedynie animator mógł nad nim zapanować. To nie było przeoczenie, takie były wymogi prawa. Zmarli mogli być ożywiani i nakłaniani do wyrażenia ustnie swej ostatecznej woli, ale tylko w sytuacji, gdy kontrolę nad nim sprawował animator lub jakaś neutralna osoba trzecia.
Читать дальше