Jasnowłosy glina oparł się o ścianę. Twarz miał błyszczącą od potu. Spojrzał na mnie i wyczytałam to w jego oczach.
– Nie – wyszeptałam – błagam, nie.
Żółtodziób osunął się na klęczki i to była kropla, która przepełniła czarę. Wyrzuciłam z siebie wszystko, co zjadłam tego dnia. Przynajmniej nie zwróciłam na trupa. Raz mi się to zdarzyło i Zerbrowski nigdy mi tego nie zapomniał. Potraktowano to wówczas jako naruszenie materiałów dowodowych.
Gdybym była wampirem, zaatakowałabym, podczas gdy połowa naszej gromadki wyrzygiwała z siebie wnętrzności. Ale zza rogu nic się nie wyłoniło. Nic nie wypadło z wrzaskiem z ciemności. Dopisywało nam szczęście.
– Jak skończycie – rzekł Dolph – musimy znaleźć jej spluwę i to, co ją załatwiło.
Otarłam usta rękawem kombinezonu. Był cały wilgotny, ale nie miałam czasu, aby go zdjąć. Podeszwy moich czarnych adidasów przylepiały się do podłogi i były całe we krwi. Może jednak powinnam zostać w kombinezonie. Chciałam nałożyć na siebie coś lżejszego, ale mogłam jedynie iść naprzód, w głąb ohydnego zielonego korytarza, zostawiając za sobą krwawe ślady. Obejrzałam podłogę i zobaczyłam je, ślady odchodzące od ciała w stronę pierwszego strażnika.
– Dolph? – rzuciłam.
– Widzę.
Słabo widoczne ślady wiodły od miejsca zbrodni za załom muru, oddalając się od nas. Może to i dobrze, choć nie byłam o tym do końca przekonana. Znaleźliśmy się tu, aby położyć kres koszmarowi. Cholera.
Dolph ukląkł przy największym fragmencie ciała.
– Anito.
Podeszłam do niego, omijając krwawe ślady. Nie należy nigdy zacierać tropów. Gliny tego nie lubią. Dolph wskazał na poczerniały strzęp odzieży. Uklękłam ostrożnie, zadowolona, że wciąż miałam na sobie kombinezon. Nawet gdybym dłużej klęczała w kałuży krwi, nie zapaskudzę sobie ubrania. Zawsze gotowa, jak na wzorową skautkę przystało.
Koszula kobiety była zwęglona i poczerniała. Dolph dotknął materiału koniuszkiem ołówka. Materiał rozsypał się na płaty. Dolph przebił się przez kolejne warstwy. Kruszyły się jak popiół z papierosa. Czuć było woń popiołów i ostry, kwaśny fetor bijący z ciała.
– Co się jej stało, u diabła? – spytał.
Przełknęłam ślinę i poczułam w gardle smak wymiocin. Niedobrze.
– To nie jest ubranie.
– A co?
– Ciało.
Dolph spojrzał na mnie. Trzymał ołówek tak, jakby chciał go złamać.
– Ty nie żartujesz.
– Oparzenia trzeciego stopnia – oznajmiłam.
– Co je spowodowało?
– Mogę pożyczyć twój ołówek? – spytałam.
Wręczył mi go bez słowa. Zaczęłam dłubać w tym, co pozostało z jej torsu. Ciało było tak spalone, że koszula wtopiła się w nie. Rozsunęłam kolejne warstwy, zanurzając ołówek coraz głębiej. Ciało wydawało się potwornie bliskie i kruche, jak przypalona skórka kurczaka. Dopiero gdy zanurzyłam ołówek do połowy w ciele, natrafiłam na coś twardego. Wydobyłam to z wydrążonego otworu. Następnie dwoma palcami wyłuskałam grudkę zniekształconego metalu ze spalonego ciała.
– Co to takiego? – spytał Dolph.
– Tyle pozostało z jej krzyżyka.
– Nie.
Bryłka stopionego srebra błyszczała pośród popiołów.
– To był jej krzyżyk, Dolph. Wtopił się w ciało i zapalił ubranie. Nie pojmuję, dlaczego wampir nie puścił gorejącego metalu. Powinien być nieźle poparzony albo spłonąć tak jak ona, a jednak nie ma go tutaj.
– To znaczy – mruknął Dolph.
– Animalistyczne wampiry są jak narkomani na kwasie. Nie czują bólu. Sądzę, że wampir przycisnął ją do siebie, krzyżyk dotknął jego ciała, buchnął płomieniem, ale wampir wciąż ją przytrzymywał, rozdzierając na strzępy, podczas gdy ogień ogarnął ich oboje. Przeciwko zwykłym wampirom krzyżyk na pewno by poskutkował.
– A zatem tego krzyże nie powstrzymają – skonstatował.
Czterej mundurowi z jakby nieco większym niepokojem zerkali w głąb korytarza. Nie pisali się do zadania, przy którym krzyże okażą się nieskuteczne. Ja zresztą też. Ta wzmianka o nieczułości na ból mogła stanowić dodatek do pokaźnego artykułu. Nikt dotąd nie zasugerował, że odporność na ból może zniwelować ochronę, jaką daje człowiekowi krzyż. Jeśli przeżyję, wysmażę o tym artykuł do „Wampira”. Krzyże wtapiające się w ciało, niezłe, co?
Dolph wstał.
– Trzymajcie się w zwartej grupie.
– Krzyże nie skutkują – rzekł jeden z mundurowych. – Musimy wrócić i zaczekać na oddział specjalny.
Dolph spiorunował go wzrokiem.
– Wracaj, jeśli chcesz. – Spojrzał na zabitą strażniczkę. – Niech idą ze mną tylko ochotnicy. Reszta może zaczekać na zewnątrz na jednostkę specjalną.
Wysoki skinął tylko głową i dotknął ramienia partnera. Ten przełknął ślinę, zerknął na Dolpha, po czym przeniósł wzrok na zwęglone zwłoki. Nie protestował, gdy partner pociągnął go ku wyjściu. Wracali na zewnątrz. Tam będą bezpieczni. Nie groziła im utrata zmysłów. Może powinniśmy wszyscy pójść za ich przykładem? Tyle tylko, że nie mogliśmy pozwolić uciec temu potworowi.
Nawet gdybym nie miała nakazu egzekucji, musieliśmy to zabić, aby nawet przypadkiem nie wydostało się z budynku.
– A co z tobą i żółtodziobem? – Dolph zwrócił się do Murzyna.
– Nigdy nie uciekam przed potworami. Jeżeli chodzi o niego, może wyjść stąd jak tamci dwaj.
Blondyn pokręcił głową, jego dłoń z pistoletem wyraźnie drżała.
– Zostaję.
Czarny uśmiechnął się do niego. To znaczyło więcej niż jakiekolwiek słowa. Młodziak dokonał męskiego wyboru. Został. I tylko to się liczyło.
– Za następnym zakrętem powinniśmy już zobaczyć bunkier – poinformowałam.
Dolph spojrzał w tę stronę. Jego wzrok odnalazł moje spojrzenie. Wzruszyłam ramionami. Nie wiedziałam, co spotkamy za rogiem. Ten wampir dokonywał rzeczy, które dotąd uznałabym za niemożliwe. Reguły zostały zmienione i bynajmniej nie na naszą korzyść.
Przystanęłam przy ścianie, przed załomem muru. Odsunęłam się powoli i wychyliłam zza rogu. Miałam przed sobą krótki, prosty odcinek korytarza. Na podłodze leżał rewolwer. Czy należał do strażniczki? Być może. W ścianie po lewej powinny znajdować się wielkie stalowe drzwi zapieczętowane krzyżami. Stalowe odrzwia zmieniły się w wyrwaną z zawiasów stertę pogiętego żelastwa. A więc jednak umieścili ciało w specjalnym pomieszczeniu. Strażnicy nie zginęli z mojej winy. Powinni być bezpieczni. Zero jakiegokolwiek ruchu. W bunkrze było ciemno. Jeśli wampir czaił się w środku, ja go nie widziałam. Rzecz jasna nie byłam dostatecznie blisko. Ale wolałam już się bardziej nie zbliżać.
– Wygląda na to, że jest czysto – rzuciłam.
– Powiedziałaś to jakoś niepewnie – odparł Dolph.
– Bo tak też się czuję – skwitowałam. – Wyjrzyj zza rogu i zobacz, co ten drań zrobił z drzwiami.
Dolph nie wyjrzał, lecz wyszedł zza rogu i spojrzał. Zagwizdał cichutko.
– Jezu – mruknął Zerbrowski.
– No właśnie – wycedziłam przez zęby.
– Czy on jest tam, w środku? – spytał Dolph.
– Chyba tak.
– Ty jesteś ekspertem. Powinnaś wiedzieć takie rzeczy – poskarżył się Dolph.
– Gdybyś mnie spytał, czy wampir może przebić się przez pięciocalowe drzwi ze stali posrebrzanej, w dodatku zapieczętowane krzyżami, powiedziałabym, że to niemożliwe. – Wlepiłam wzrok w ciemny otwór wejścia. – A jednak on to zrobił.
– Czy to oznacza, że jesteś równie zbita z tropu jak my wszyscy? – spytał Zerbrowski.
Читать дальше