Głupia! – jęknęłam do niej. Miałaś tego nie robić!
Jared tu jest, Jared żyje, Jared tu jest , powtarzała w kółko jak refren.
Próbowałam skupić wzrok, ale sufit całkiem mnie oślepiał. Odwróciłam się od światła i od razu tego pożałowałam. Poczułam ostry ból rozchodzący się po policzku i załkałam.
Ledwie zniosłam jeden cios. Jakie miałam szanse przeżyć lincz?
Usłyszałam obok siebie szuranie stóp. Odruchowo podniosłam oczy, wypatrując zagrożenia, i ujrzałam wuja Jeba. Stał nade mną i jakby ku mnie sięgał, ale wyraźnie się wahał i patrzył gdzie indziej. Uniosłam lekko głowę, tłumiąc kolejny szloch, i spojrzałam tam gdzie on.
Szedł ku nam Jared. Wyglądał tak samo jak barbarzyńcy z pustyni; może tylko w jego gniewie było coś pięknego. Serce mi załopotało i zaczęło bić nierówno. Miałam ochotę wyśmiać samą siebie. Jakie to miało znaczenie, że był piękny, że go kochałam, skoro zamierzał mnie zabić?
Przyglądałam się tej okrutnej twarzy. Wmawiałam sobie, że morderczy szał weźmie w nim górę nad wyrachowaniem, lecz tak naprawdę nie pragnęłam śmierci.
Jeb i Jared przez dłuższą chwilę patrzyli sobie w oczy. Jared zaciskał szczęki. Jeb zachowywał spokojną twarz. W końcu Jared westchnął gniewnie i zrobił krok do tyłu.
Jeb wziął mnie za rękę i pomógł wstać, podpierając moje plecy. Zakręciło mi się w głowie i ścisnęło mnie w dołku. Gdyby nie to, że nic nie jadłam od paru dni, pewnie bym zwymiotowała. Czułam się, jakbym wcale nie stała na ziemi. Zachwiałam się i prawie upadlam do przodu, ale Jeb przywrócił mnie do pionu.
Jared przyglądał się temu z zaciśniętymi ze złości zębami. Melanie próbowała znowu się do niego zbliżyć, niczego nienauczona. Ale zdążyłam się już otrząsnąć z szoku po spotkaniu z nim i byłam w tej chwili o wiele przytomniejsza. Tym razem nie mogło jej się udać. Uwięziłam ją w głowie, zatrzaskując wszystkie możliwe kraty.
Siedź cicho. Nie widzisz, jak on się mną brzydzi? Cokolwiek byś powiedziała, tylko pogorszysz sprawę. Zginiemy.
Ale on żyje, Jared żyje , zawodziła.
Panująca w jaskini cisza została przerwana. Ze wszystkich stron rozległy się nagle szepty, wszystkie naraz, jakby na czyjś cichy znak. Nie rozumiałam ich jednak.
Przebiegłam wzrokiem po tłumie. Ani jednej dziecięcej sylwetki, sami dorośli. Bolało mnie to, a Melanie chciała zapytać na głos. Uciszyłam ją stanowczo. Nie mogłyśmy tu liczyć na nic prócz gniewu i nienawiści na obcych twarzach. Także na twarzy Jareda.
A przynajmniej dopóki przez tłum nie przecisnął się jeszcze ktoś. Był to wysoki, szczupły mężczyzna. Tylko u niego pod skórą znać było kości. Włosy miał mysie, chyba jasnobrązowe lub ciemnoblond. Rysom twarzy brakowało wyrazu, podobnie jak reszcie pociągłego ciała. W jego spojrzeniu nie było gniewu i właśnie dlatego od razu rzucił mi się w oczy.
Pozostali ustępowali mu z drogi. Najwyraźniej darzyli tego niepozornego człowieka szacunkiem. Tylko Jared się nie usunął. Stał nieruchomo, nie odrywając ode mnie wzroku. Chudy mężczyzna ominął go, nie zwracając na niego większej uwagi. Zupełnie jakby mijał stertę kamieni.
– Jestem, jestem – oznajmił dziwnie wesołym głosem, stając przede mną. – Co my tu mamy?
Odpowiedziała mu ciocia Maggie, która nagle zjawiła się u jego boku.
– Jeb znalazł go na pustyni. Kiedyś to była nasza bratanica, Melanie. Powiedział jej, jak ma tu trafić. – Mówiąc to, zerknęła gniewnie na Jeba.
– Mhm – wymamrotał mężczyzna, z zaciekawieniem badając mnie wzrokiem. Czułam się dziwnie. Zdawał się zadowolony. Nie rozumiałam dlaczego.
Speszona jego spojrzeniem, przeniosłam wzrok na inną postać – młodą kobietę o ognistych włosach. Wychylała się zza ramienia drobnego mężczyzny. Rękę położyła mu na barku.
Sharon! – krzyknęła Melanie.
Kiedy ją poznałam, kuzynka zmarszczyła gniewnie czoło. Zepchnęłam Melanie w kąt umysłu. Cii!
– Mhm – wymamrotał ponownie wysoki mężczyzna, potakując. Wyciągnął dłoń ku mojej twarzy i zdziwił się, gdy przed nią uskoczyłam, prawie wpadając na Jeba.
– Nie bój się – powiedział, uśmiechając się pokrzepiająco. – Nie zrobię ci krzywdy.
Ponownie wyciągnął rękę w moją stronę. Przysunęłam się wystraszona do Jeba, lecz ten popchnął mnie łokciem do przodu. Mężczyzna dotknął mojej twarzy pod uchem. Był delikatniejszy, niż sądziłam. Obrócił mi twarz. Poczułam, jak przesuwa palcem po karku, i zrozumiałam, że sprawdza bliznę po wszczepieniu.
Kątem oka obserwowałam Jareda. To, co robił mężczyzna, wyraźnie mu się nie podobało i domyślałam się dlaczego. Ta cienka różowa linia na mojej szyi musiała w nim budzić najgorsze uczucia.
Miał teraz zmarszczone czoło, ale też, ku mojemu zdziwieniu, jego twarz trochę złagodniała. Uniósł nieco brwi, przez co wyglądał na zagubionego.
Mężczyzna opuścił ręce i cofnął się. Usta miał ściągnięte, a oczy mu błyszczały.
– Wygląda na zdrową, choć jest trochę wycieńczona, odwodniona i niedożywiona. Ale odwodnienie to nie problem, chyba wlałeś w nią wystarczająco dużo wody. A zatem – tu wykonał dziwny, mimowolny gest mycia rąk – do dzieła.
Wszystko ułożyło się w całość i nagle zrozumiałam. Oto ten uprzejmy mężczyzna, który przed chwilą obiecał, że nie zrobi mi krzywdy, był Doktorem.
Wuj Jeb westchnął ciężko i zamknął oczy.
Doktor wyciągnął do mnie dłoń. Zacisnęłam pięści za plecami. Jeszcze raz zbadał mi wzrokiem twarz, skupiając się na wystraszonych oczach. Wykrzywił usta, ale nie był to grymas niezadowolenia. Zastanawiał się raczej, jak postąpić.
– Kyle, Ian? – zawołał i wyciągnął szyję, wypatrując wezwanych w tłumie. Zobaczyłam, jak wyłaniają się z niego czarnowłosi bracia, i zadrżały pode mną kolana.
– Chyba muszę was prosić o pomoc. Gdybyście mogli zanieść… – zaczął Doktor, który przy Kyle’u wydawał się dużo niższy.
– Nie.
Wszyscy obrócili się, by zobaczyć, kto to. Ja nie musiałam, bo poznałam go po głosie. Mimo to spojrzałam.
Brwi miał nastroszone, a na ustach dziwny grymas. Na twarzy malowało się tyle emocji naraz, że trudno było je opisać jednym słowem. Widziałam w niej złość, bunt, zagubienie, nienawiść, strach… i ból.
Doktor zamrugał, wyraźnie zaskoczony.
– Tak, Jared? Jakiś problem?
– Owszem.
Wszyscy czekali w milczeniu. Stojący obok mnie Jeb zaciskał kąciki ust, jakby powstrzymując uśmiech, co wskazywałoby na dość osobliwe poczucie humoru.
– Jaki znowu? – zapytał Doktor.
– Oto jaki, Doktorze – odparł Jared przez zęby. – Co za różnica, czy oddamy go w twoje ręce, czy Jeb od razu wpakuje mu kulę w czaszkę?
Zadrżałam. Jeb poklepał mnie uspokajająco po ramieniu. Doktor ponownie zamrugał.
– No cóż.
Jared nie czekał na odpowiedź.
– Jedyna różnica jest taka, że Jeb przynajmniej nie nabrudzi.
– Jared. – Ton głosu Doktora był kojący, tak jak wtedy, gdy mówił do mnie. – Za każdym razem wiele się dowiadujemy. Może tym razem uda nam się…
– Ha! – parsknął Jared. – Jakoś nie widzę tego postępu.
Jared nas obroni , pomyślała cichutko Melanie.
Formułowanie myśli przychodziło mi z wielkim trudem. Nie nas, tylko twoje ciało .
To wystarczy… Jej głos zdawał się dobiegać z daleka, jakby spoza mojej pulsującej głowy.
Sharon zrobiła krok naprzód, wysuwając się nieznacznie przed Doktora, jak gdyby chciała stanąć w jego obronie.
Читать дальше