Melanie też w końcu przejrzała na oczy. Choć wcale nie miała na to ochoty, musiała przyznać mi rację. Była to ludzkość w najgorszym wydaniu, jak z gazety, którą czytałyśmy w opuszczonym domu. Przed nami stała banda morderców.
O ile roztropniej byłoby umrzeć poprzedniego dnia.
Po co wuj Jeb nas uratował?
Przeszedł mnie zimny dreszcz. Czytałam kiedyś trochę o ludzkim okrucieństwie, ale nie miałam do tego nerwów. Może powinnam wtedy bardziej się skupić. Pamiętałam, że ludzie czasem trzymali wrogów przy życiu, ponieważ chcieli wydobyć coś z ich umysłów, czasem również z ciał…
Natychmiast uprzytomniłam sobie jedyną rzecz, której mogli ode mnie chcieć. Tajemnicę, której nigdy, przenigdy nie wolno mi było wyjawić. Cokolwiek by mi robili. Zrozumiałam, że w ostateczności będę musiała się zabić.
Nigdy nie dopuściłam Melanie do tej tajemnicy. Użyłam teraz jej własnych metod. Odgrodziłam się murem, by móc w samotności o tym pomyśleć, pierwszy raz od zabiegu. Wcześniej nie musiałam do tego wracać, nie było takiej potrzeby.
Melanie nie była zresztą nawet zbytnio zaciekawiona, w ogóle nie próbowała się przebić przez mur. Miała pilniejsze zmartwienia niż to, że nie tylko ona ma sekrety.
Czy to, że nie dopuszczałam jej do tajemnicy, miało jakieś znaczenie? Nie byłam tak twarda jak ona. Nie wątpiłam, że zniosłaby tortury. A ja? Ile bólu zniosę, zanim wszystko im opowiem?
Ścisnęło mnie w dołku. Myśl o samobójstwie napawała mnie odrazą, tym bardziej że byłoby to również morderstwo. Musiałabym poświęcić Melanie. Postanowiłam, że nie zrobię tego, dopóki będę miała inne wyjście.
Nic nam nie zrobią. Wuj Jeb nie pozwoli mnie skrzywdzić.
Wuj Jeb nie wie, że tu jesteś , zauważyłam.
No to mu powiedz!
Spojrzałam Jebowi w twarz. Gęsta broda zasłaniała mu usta, więc nie znałam ich wyrazu, ale oczy nie płonęły tak jak u pozostałych. Kątem oka dostrzegłam, że paru ludzi przeniosło wzrok ze mnie na niego. Czekali, aż odpowie na pytanie. Wuj Jeb przyglądał mi się uważnie, nie zwracając na nich uwagi.
Nie mogę. Nie uwierzy mi. Pomyślą, że ich okłamuję, i wezmą mnie za Łowcę. Pewnie znają się na rzeczy i wiedzą, że tylko Łowca zjawiłby się tutaj ze zmyśloną historyjką, żeby przeniknąć w ich szeregi.
Melanie w mig pojęła, że mam rację. Samo słowo „Łowca“ budziło w niej wstręt i nienawiść. Wiedziała, że ci ludzie czują podobnie.
Zresztą to nieistotne. Jestem duszą i to im wystarczy .
Mężczyzna z maczetą był największy ze wszystkich, czarnowłosy, o dziwnie jasnej karnacji i intensywnie niebieskich oczach. Wydał z siebie pomruk niezadowolenia i splunął na ziemię, po czym zrobił krok naprzód, z wolna unosząc długie ostrze.
Im szybciej, tym lepiej. Lepiej, żeby oni nas zamordowali, niż żebym to ja musiała nas zabić, stając się odpowiedzialna nie tylko za swoją śmierć, lecz również za śmierć Melanie.
– Spokój, Kyle – odezwał się Jeb. Wypowiedział te słowa powoli, niemalże od niechcenia, jednak podziałały. Mężczyzna skrzywił się i zwrócił w jego stronę.
– Dlaczego? Mówiłeś, że sprawdziłeś. Że to jeden z nich. Rozpoznałam głos – to on zapytał wcześniej Jeba, dlaczego mnie napoił.
– I owszem, bez dwóch zdań. Ale sprawa jest ciut skomplikowana.
– Jak to? – zapytał inny mężczyzna, stojący obok Kyle’a. Byli do siebie tak podobni, że musieli być braćmi.
– Ano tak, że to jest też moja bratanica.
– Już nie, już nie jest – rzucił Kyle. Splunął ponownie, po czym zrobił kolejny krok w moją stronę, trzymając broń w gotowości. Widziałam po jego przyczajonych ramionach, że szykuje się do ataku. Tym razem słowa go nie powstrzymają. Zamknęłam oczy.
Coś szczęknęło dwukrotnie. Ktoś nabrał powietrza w odruchu zaskoczenia. Z powrotem otworzyłam oczy.
– Powiedziałem „spokój”, Kyle. – Głos Jeba nadal był spokojny, lecz tym razem wuj dziarsko trzymał w rękach strzelbę z lufą wycelowaną w plecy Kyle’a. Ten zastygł w bezruchu z wysoko uniesioną maczetą zaledwie kilka kroków ode mnie.
– Jeb – odezwał się przerażony brat – co robisz?
– Odsuń się od niej, Kyle.
Kyle odwrócił się do Jeba i rzucił do niego wściekle:
– To nie żadna „ona”. Jeb! To pasożyt!
Jeb westchnął, nie opuszczając strzelby.
– Trzeba omówić parę rzeczy.
– Może Doktor go weźmie i czegoś się dowie – zasugerowała jedna z kobiet.
Wzdrygnęłam się na te słowa, bo potwierdzały moje najgorsze obawy. Gdy Jeb nazwał mnie swoją bratanicą, pozwoliłam, by rozbłysła we mnie iskierka nadziei – a nuż się zlitują. Było to z mojej strony strasznie naiwne, jedyną litością, na jaką mogłam u nich liczyć, była śmierć.
Spojrzałam na kobietę, która to powiedziała. O dziwo była co najmniej tak stara jak Jeb. Jej włosy nie były siwe, lecz ciemnoszare. Dlatego tak późno zdałam sobie sprawę z jej wieku. Twarz miała ściągniętą gniewnymi zmarszczkami. Było w niej jednak coś znajomego.
Melanie skojarzyła tę przekwitłą twarz z inną, gładszą, ze wspomnień.
– Ciocia Maggie? Ty też tutaj? Jak to? Czy Sharon… – Były to słowa Melanie, ale płynęły z moich ust i nie potrafiłam ich zatrzymać. Nasza wspólna niedola ją wzmocniła – albo mnie osłabiła. A może po prostu za bardzo skupiałam się na tym, z której strony nadejdzie śmiertelny cios. Gotowałam się na koniec, a tymczasem ona zaczęła się witać z rodziną.
Lecz nie dane jej było dokończyć. Kobieta imieniem Maggie przypadła do nas szybko. Szybciej, niż można było przypuszczać, zważywszy na jej niepozorny wygląd. Nie uniosła dłoni, w której trzymała czarny łom. Tę właśnie dłoń z niepokojem obserwowałam, dlatego drugą, otwartą, spostrzegłam dopiero na ułamek sekundy przed tym, jak wymierzyła mi potężny policzek.
Odrzuciło mi głowę do tyłu. Mimowolnie ją wyprostowałam, a wtedy kobieta uderzyła mnie drugi raz.
– Nie damy się oszukać, ty oślizły pasożycie. Już my znamy te wasze sztuczki. Wiemy, jakie z was dobre udawadła.
Poczułam krew w ustach.
Nie rób tego więcej , zganiłam Melanie. Mówiłam ci, co sobie pomyślą.
Melanie była zbyt zszokowana, by cokolwiek odpowiedzieć.
– Maggie, złotko… – zaczął Jeb uspokajającym tonem.
– Milcz, stary durniu! Pewnie przyprowadziła ich tu całą zgraję. – Odsuneła się, mierząc mnie wzrokiem jak węża. Stanęła obok brata.
– Ja tu nikogo nie widzę – odparł Jeb. – Halo! – zawołał głośno, aż drgnęłam przestraszona. Nie tylko ja. Jeb wymachiwał lewą ręką nad głową, w prawej nadal trzymając strzelbę. – Tutaj jesteśmy!
– Zamknij się – fuknęła Maggie, uderzając go w pierś. Przekonałam się na własnej skórze, że ta kobieta ma dużo siły, jednak Jeb ani drgnął.
– Przyszła sama, Mag. Jak ją znalazłem, była ledwie żywa, zresztą widzisz, jak wygląda. Stonogi tak łatwo nie poświęcają swoich. Zjawiłyby się po nią dużo wcześniej niż ja. Czymkolwiek jest, przyszła tu sama.
W wyobraźni zobaczyłam małe, długie, wielonogie stworzenie, ale nie wiedziałam, o co im chodzi.
To o was , wyjaśniła Melanie. Zestawiła obraz brzydkiego robaka z moim wspomnieniem srebrzystej duszy. Nie widziałam podobieństwa.
Ciekawe, skąd wie, jak wyglądacie , zastanowiła się Melanie. Sama dowiedziała się o tym dopiero z moich wspomnień.
Nie miałam czasu na rozmyślania. Jeb szedł w moim kierunku, reszta krok za nim. Ręka Kyle’a wisiała nad ramieniem Jeba, gotowa go powstrzymać, a może zepchnąć na bok, nie wiadomo.
Читать дальше