Z pierwszej szafki wzięłam Czystą Ranę i Czyste Serce – cały rząd pojemników stojących z przodu i część drugiego. Potem Bezból, oba rzędy. Już miałam szukać Zrostu, gdy moją uwagę przykuła etykietka kolejnego szeregu opakowań.
Ochłoda. Na gorączkę? Na opakowaniu nie było napisane nic prócz nazwy. Zgarnęłam je do plecaka. Żaden z tych środków nie mógł zaszkodzić ludzkiemu organizmowi. Byłam tego pewna.
Zabrałam jeszcze wszystkie Zrosty i dwie puszki Gładkiej Skóry. Nie mogłam dłużej ryzykować. Zamknęłam po cichu szafki i zarzuciłam torbę na plecy. Oparłam się na materacu, znowu szeleszcząc. Starałam się odprężyć.
Uzdrowicielka nie wracała.
Spojrzałam na zegar. Wyszła minutę temu. Jak daleko mogła być woda? Dwie minuty. Trzy minuty.
Czy to możliwe, że przejrzała moje kłamstwa?
Pot zrosił mi czoło. Wytarłam go szybkim ruchem ręki.
Co, jeśli wróci z Łowcą?
Przypomniałam sobie o kapsułce w kieszeni i zadrżały mi ręce. Byłam jednak gotowa to zrobić. Dla Jamiego.
Na korytarzu rozległy się kroki dwóch osób.
Sukces
Ognisty Ścieg i Modra pojawiły się razem w drzwiach. Uzdrowicielka podała mi szklankę. Woda nie wydawała się tak chłodna jak poprzednio – palce miałam teraz zimne ze strachu. Również ciemnoskóra kobieta coś dla mnie miała. Wręczyła mi płaski, prostokątny przedmiot z rączką.
– Pomyślałam, że może chciałabyś rzucić okiem – powiedziała Ognisty Ścieg, uśmiechając się ciepło.
Poczułam, jak opada ze mnie napięcie. Na ich twarzach nie było śladu podejrzenia czy strachu. Jedynie serdeczność, jakiej mogłam oczekiwać od dusz, których powołaniem było Uzdrawianie.
Trzymałam w dłoni lusterko.
Uniosłam je i w ostatniej chwili powstrzymałam odgłos zaskoczenia.
Moja twarz wyglądała tak jak niegdyś w San Diego. Wtedy oczywiście wydawała mi się czymś najzwyczajniejszym w świecie. Prawy policzek miałam znowu gładki, delikatnie zarumieniony – ciut jaśniejszy i bardziej różowy niż drugi, ale na pierwszy rzut oka nie było widać różnicy.
Była to twarz Wagabundy, praworządnej duszy z cywilizowanego świata, w którym nie ma miejsca na przemoc i strach.
Uświadomiłam sobie, dlaczego tak łatwo było okłamać te łagodne istoty. Dlatego mianowicie, że znałam ich świat od podszewki i rozumiałam rządzące nim zasady. Nasza rozmowa wydawała mi się czymś zupełnie naturalnym. Kłamstwa, które wypowiadałam, mogłyby… albo wręcz powinny być prawdą. Powinnam wypełniać jakieś Powołanie, czy to ucząc na wyższej uczelni, czy podając jedzenie w restauracji. Wieść łatwe, spokojne życie, mieć wkład we wspólne dobro.
– I jak? – zapytała Uzdrowicielka.
– Doskonale. Dziękuję.
– Cała przyjemność po mojej stronie.
Spojrzałam na siebie jeszcze raz, tym razem dostrzegając skazę. Włosy miałam niechlujne – brudne, z nierównymi końcówkami. W ogóle nie błyszczały – należało za to winić ubogą dietę i mydło domowej roboty. Szyja, choć wytarta z krwi, wciąż była pokryta fioletowym pyłem.
– Chyba pora, żebym kończyła wycieczkę. Potrzebuję porządnej kąpieli – wymamrotałam.
– Często biwakujesz?
– Ostatnio nic innego nie robię w wolnym czasie… Pustynia mnie… przyciąga.
– Musisz być bardzo dzielna. Ja osobiście wolę wygodę życia w mieście.
– Wcale nie dzielna… po prostu inna.
Przyglądałam się w lusterku swoim piwnym oczom. Ciemnoszarym na zewnątrz, w środku w kolorze mchu i wreszcie, wokół źrenicy, brązowym jak karmel. A pod tym wszystkim delikatny połysk srebra odbijającego światło.
Jamie? – ponagliła mnie Mel, lekko podenerwowana. Czuła, że jest mi tu zbyt dobrze. Obawiała się, że mogę zejść z obranej wcześniej ścieżki, i wiedziała, czym to musiałoby się skończyć.
Wiem, kim jestem , odparłam.
Zamrugałam, po czym spojrzałam ponownie na dwie przyjazne twarze.
– Dziękuję – powtórzyłam. – Chyba czas na mnie.
– Jest bardzo późno. Jeśli chcesz, możesz tu nocować.
– Nie jestem zmęczona. Czuję się… doskonale.
Uzdrowicielka uśmiechnęła się szeroko.
– Bezból robi swoje.
Modra odprowadziła mnie do wyjścia. Kiedy byłam już przy drzwiach, położyła mi dłoń na barku.
Serce mocniej mi zabiło. Czyżby się zorientowała, że przyszłam z płaskim plecakiem, a wychodziłam z pełnym?
– Uważaj na siebie, skarbie – powiedziała, poklepując mnie po ramieniu.
– Będę. Nigdy więcej łażenia po zmroku.
Uśmiechnęła się i wróciła na swoje miejsce.
Szłam przez parking równym krokiem. Miałam jednak ochotę biec. Co, jeśli Uzdrowicielka zajrzy do szafek? Jak szybko zauważy, że zniknęła połowa lekarstw?
Samochód stał tam, gdzie go zostawiłam, w ciemnym miejscu pomiędzy dwiema latarniami. Wydawał się pusty. Oddech gwałtownie mi przyspieszył. Oczywiście, że wydawał się pusty. Właśnie o to chodziło. Mimo to płuca uspokoiły mi się dopiero, gdy pod kocem na tylnym siedzeniu mignął znajomy kształt.
Otworzyłam drzwi, rzuciłam plecak na fotel pasażera – osiadł na nim z kojącym grzechotem – po czym usadowiłam się za kierownicą i zamknęłam drzwi. Miałam ochotę zamknąć je na zamek, ale tego nie zrobiłam, gdyż nie było takiej potrzeby.
– Wszystko dobrze? – szepnął Jared, gdy tylko drzwi się zatrzasnęły. Głos miał chrapliwy, przejęty.
– Cii – odparłam, starając się nie ruszyć ustami. – Chwila.
Minęłam rozświetłone wejście do budynku, odmachując Modrej.
– Masz nowych znajomych?
Znowu jechaliśmy ciemną szosą. Nikt nas już nie widział. Osunęłam się w fotelu. Ręce zaczęły mi drżeć. Teraz już mogłam im na to pozwolić. Udało się.
– Wszystkie dusze się lubią – odpowiedziałam, tym razem na głos.
– W porządku? – zapytał znowu.
– Jestem zdrowa.
– Pokaż.
Wyciągnęłam lewą rękę w poprzek ciała, tak by zobaczył cienką różową kreskę.
– Jared wziął gwałtowny wdech.
Wygrzebał się spod koca i przecisnął między fotelami. Zepchnął plecak na podłogę, usiadł z przodu, następnie położył go sobie na kolanach, ważąc go w dłoni.
Spojrzał na mnie, gdy przejeżdżaliśmy obok latarni, i zadyszał ze zdumienia.
– Twoja twarz!
– Też mi ją uzdrowili. Rzecz jasna.
Zbliżył nieśmiało dłoń do mojego policzka.
– Boli?
– No pewnie, że nie. Czuję się, jakby nigdy nic mi nie było.
Przesunął palcami po zagojonej skórze. Poczułam delikatne swędzenie, ale to dlatego, że mnie dotknął. Po chwili wrócił do zadawania pytań.
– Podejrzewali coś? Myślisz, że zadzwonią po Łowców?
– Nie. Mówiłam, że nie będą nic podejrzewać. Nawet nie sprawdzali mi oczu. Byłam ranna, więc udzielili mi pomocy. – Wzruszyłam ramionami.
– Co tu masz? – zapytał, otwierając plecak.
– Wszystko, czego Jamie potrzebuje… jeżeli wrócimy na czas… – Spojrzałam odruchowo na zegar na desce rozdzielczej, jak gdyby godzina, którą pokazywał, miała jakieś znaczenie. – I jeszcze dużo na zapas. Wzięłam tylko te lekarstwa, które rozumiem.
– Zdążymy – obiecał. Oglądał białe pojemniki. – Gładka Skóra?
– Nie jest jakoś bardzo potrzebna. Ale wiem, jak działa, więc…
Kiwnął głową i zaczął grzebać dalej. Wymawiał pod nosem nazwy lekarstw.
– Bezból? To działa?
Zaśmiałam się.
– Jest niesamowity. Jak chcesz, to ci pokażę, tylko musisz dźgnąć się nożem… Żartuję.
Читать дальше