Zaskoczyło mnie, że jego glos rozległ się tuż za moimi plecami. Rozejrzałam się odruchowo w poszukiwaniu Sharon, ale mignęła mi tylko w drzwiach jej jaskrawa fryzura. Maggie zniknęła w ślad za nią. To takie smutne, pomyślałam. I przerażające. Nosić w sobie tyle nienawiści, by nie potrafić się nawet ucieszyć z powrotu dziecka do zdrowia… Jak można upaść tak nisko?
– Weszła normalnie do szpitala, podeszła do recepcji i poprosiła o pomoc, tak po prostu. A kiedy na chwilę spuścili ją z oka, zwinęła im tyle lekarstw, że starczą nam na ho ho. – Jared opowiadał historię barwnym tonem. Jamie słuchał z przyjemnością, szeroko się uśmiechając, – Potem wyszła jak gdyby nigdy nic, a wyjeżdżając z parkingu jeszcze pomachała robalowi z recepcji. – To powiedziawszy, roześmiał się.
Ja bym tego dla nich nie mogła zrobić , odezwała się Melanie, nagle sposępniała. Mają z ciebie więcej pożytku, niż mieliby ze mnie.
Przestań , odparłam. To nie był czas na smutki i zazdrości. Należało się tylko cieszyć. Nie mogłabym im pomóc, gdybyś mnie tu nie przyprowadziła. Uratowałyśmy go razem.
Jamie patrzył na mnie wielkimi oczami.
– To naprawdę nie było aż takie emocjonujące – powiedziałam. Wziął mnie za rękę, a ja ścisnęłam mu dłoń. Czułam w sercu miłość i wdzięczność. – To było naprawdę łatwe. W końcu sama jestem robalem.
– Nie chciałem… – zaczął mnie przepraszać Jared.
Machnęłam ręką, uśmiechając się.
– Jak się wytłumaczyłaś z blizny na twarzy? – zapytał Doktor. – Nie dziwiło ich, że…
– No tak, oczywiście musiałam mieć świeże obrażenia. Zrobiłam, co tylko mogłam, żeby nie wzbudzać najmniejszych podejrzeń. Powiedziałam, że przewróciłam się z nożem w ręku. – Trąciłam Jamiego łokciem. To się może zdarzyć każdemu.
Czułam się wspaniale. Wszystko dookoła zdawało się promienieć – tkaniny, twarze, nawet ściany. Ludzie zgromadzeni w pokoju i na korytarzu zaczęli między sobą szeptać i zadawać pytania, ale ich głosy zaledwie brzęczały mi cicho w uszach – jak wybrzmiewające echo dzwonu. Drżenie powietrza. Realny wydawał się jedynie krąg osób, które kocham. Jamie, Jared, Ian, Jeb. Nawet Doktor był częścią tej cudownej chwili.
– Świeże obrażenia? – zapytał Ian neutralnym tonem.
Spostrzegłam ze zdumieniem, że ma rozgniewany wzrok.
– Nie było innego wyjścia. Musiałam jakoś ukryć bliznę. I dowiedzieć się, jak wyleczyć Jamiego.
Jared podniósł mój lewy nadgarstek i powiódł delikatnie palcem różowym śladzie na przedramieniu.
– To było straszne – powiedział nagle poważnym głosem. – Prawie sobie oderżnęła dłoń. Myślałem, że ją straci.
Jamie otworzył szeroko oczy z przerażenia.
– Skaleczyłaś się?
Ścisnęłam mu dłoń.
– Spokojnie, to nie było nic takiego. Wiedziałam, że zaraz mnie uzdrowią.
– Szkoda, że jej nie widzieliście – powtórzył cicho Jared, nie przestając mnie głaskać palcem po ręce.
Poczułam na policzku muśnięcie palców Iana. Zrobiło mi się przyjemnie i przysunęłam twarz do jego dłoni. Zastanawiało mnie, czy to Bezból, czy może po prostu radość z uratowania Jamiego sprawiła, że wszystko dookoła mieniło się ciepłymi kolorami.
– Więcej nigdzie nie pojedziesz – mruknął Ian.
– Oczywiście, że pojedzie – odparował Jared, podnosząc głos ze zdumienia. – Ian, była rewelacyjna. Musiałbyś ją wtedy widzieć, żeby zrozumieć. Dopiero zaczyna do mnie docierać, jakie to otwiera możliwości…
– Możliwości? – Dłoń Iana zsunęła mi się po szyi i spoczęła na barku. Przyciągnął mnie nieco bliżej do swego boku, zarazem odsuwając od Jareda. – Jakim kosztem? Pozwoliłeś, żeby p r a w i e o d e r ż n ę ł a s o b i e d ł o ń? – Zacisnął mi palce wokół ramienia.
Jego gniew zmącił mój błogostan.
– Nie, Ian. To nie było tak – powiedziałam. – To był mój pomysł. Musiałam to zrobić.
– No jasne, że to był twój pomysł – warknął Ian. – Zrobiłabyś wszystko… Nie cofniesz się przed n i c z y m, jeśli chodzi o tych dwóch. Ale Jared nie powinien pozwolić ci…
– Jakie mieliśmy inne wyjście, Ian? – wtrącił Jared. – Miałeś lepszy plan? Myślisz, że Wanda byłaby szczęśliwsza, gdyby nie zrobiła sobie krzywdy, a Jamie by umarł?
Wzdrygnęłam się.
Tym razem Ian odpowiedział trochę spokojniej.
– Nie. Ale nie rozumiem, jak mogłeś patrzeć bezczynnie, jak rozcina sobie rękę. – Ian potrząsnął głową z odrazą, na co Jared wzruszył ramionami. – Co z ciebie za mężczyzna…
– Praktyczny – przerwał mu Jeb.
Wszyscy w jednej chwili podnieśliśmy wzrok. Starzec stał nad nami, trzymając w rękach pokaźne kartonowe pudło.
– Dlatego jest najlepszy w tym, co robi. Zawsze potrafi zdobyć to, czego potrzebujemy. Albo dopilnować, żeby inni to zdobyli. Nawet gdy to drugie jest trudniejsze. Tak czy owak – wiem, że bliżej do śniadania niż kolacji, ale myślę sobie, że pewnie niektórzy chętnie by coś zjedli – ciągnął Jeb, bezceremonialnie zmieniając temat. – Jesteś głodny, chłopcze?
– Hmm… nie wiem – odparł Jamie. – Czuję się, jakbym miał pusty żołądek, ale… jakoś mi to wcale nie przeszkadza.
– To Bezból – odezwałam się. – Powinieneś coś zjeść.
– I napić się – dodał Doktor. – Potrzebujesz płynów.
Jeb opuścił nieporęczny karton na materac.
– Pomyślałem, że możemy sobie zrobić małe święto. Otwórz.
– Łał, pycha! – zawołał Jamie, buszując w pudle pełnym błyskawicznych dań. – Spaghetti, bosko.
– Ja zamawiam kurczaka w sosie czosnkowym – powiedział Jeb. – Brakuje mi czosnku – choć pewnie nikomu nie brakuje mojego czosnkowego oddechu. – Zachichotał.
Miał wszystko przygotowane – butelki wody i kilka przenośnych kuchenek. Ludzie zaczęli się tłumnie zbierać dookoła. Siedziałam wciśnięta pomiędzy Iana i Jareda, a Jamiego wzięłam na kolana. Był już na to za duży, ale nie protestował. Widocznie wyczuł, jak bardzo obie tego potrzebujemy – Mel i ja po prostu musiałyśmy go poczuć w ramionach, żywego i zdrowego.
Krąg nieco się powiększył, szczelnie otaczając rozłożoną na ziemi kolację. Każdy, kto się dosiadł, stawał się częścią rodziny. Wszyscy czekali cierpliwie, aż Jeb przygotuje nieoczekiwane przysmaki. Strach ustąpił miejsca uldze i dobrej nowinie. Nawet Kyle, ściśnięty po drugiej stronie brata, był mile widziany.
Melanie odetchnęła zadowolona. Czuła ciepło ciała Jamiego i bliskość Jareda, który nadal głaskał mnie po ręce. Nie przeszkadzało jej nawet, Ian trzyma mi dłoń na ramieniu.
Na ciebie też podziałał Bezból , zażartowałam.
Nie wydaje mi się, żeby to było to. Ani u mnie, ani u ciebie.
Nie, masz rację. Jestem szczęśliwsza niż kiedykolwiek.
A ja bardziej niż kiedykolwiek czuję, co straciłam.
Co takiego sprawiało, że ta ludzka miłość przemawiała do mnie silniej niż miłość mojego gatunku? Czy to, że była zaborcza i kapryśna? Dusze dzieliły się miłością i serdecznością ze wszystkimi. Może byłam spragniona większego wyzwania? Miłość ludzka była trochę nieobliczalna, nie rządziła się wyraźnymi regułami – czasem dostawałam ją za nic, tak jak od Jamiego, czasem musiałam na nią ciężko zapracować, tak jak u Iana, a czasem była po prostu nieosiągalna i łamała mi serce, tak jak moje uczucie do Jareda.
A może po prostu pod jakimś względem była lepsza? Skoro ludzie potrafili tak zapalczywie nienawidzić, widocznie umieli też kochać mocniej, żywiej i płomienniej?
Читать дальше