Cień zwątpienia przemknął po jego twarzy. Wyprostował się i podszedł tak blisko, że mogłam go dotknąć.
– Czy to znaczy, że nie dbasz o to, czy napiszę o twoim pseudonimie?
– Nie obchodzi mnie, co napiszesz. Wiem jedno: właśnie złamałeś nakaz sądowy. Stoisz jakieś dwie stopy ode mnie. – Rozejrzałam się po holu. – Wydaje mi się, że żeby znajdować się w odległości pięćdziesięciu stóp, musiałbyś wyjść na dwór. – Odwróciłam się do Galena. – Czy mógłbyś poprosić recepcjonistkę, żeby zadzwoniła na policję i powiedziała, że jestem prześladowana?
– Z przyjemnością – odparł Galen i wrócił do recepcji.
Barinthus i ja zostaliśmy z bagażami.
Jenkins popatrzył za Galenem.
– Nic mi nie zrobią.
– Zobaczymy – powiedziałam.
Galen rozmawiał z tą samą recepcjonistką, która rozbierała wzrokiem Barinthusa. Czy teraz wyobrażała sobie nagiego Galena? Dobrze, że byli po drugiej stronie holu i nie mogłam odczytywać jej myśli. Może umiejętność wyczuwania ludzkiego pożądania przydawała się, gdy się szukało kapłanki do świątyni, ale skoro nic miałam świątyni, po prostu mnie to irytowało.
Jenkins patrzył na mnie.
– Cieszę się, że jesteś w domu, Meredith, naprawdę bardzo się cieszę.
Jego słowa były przesycone jadem, a nienawiść do mnie prawie dotykalna.
Patrzyliśmy, jak recepcjonistka dzwoni. W naszym kierunku szło dwóch młodych ludzi, jeden z plakietką, na której było napisane „asystent dyrektora”, a drugi z plakietką tylko z imieniem i nazwiskiem.
– Wydaje mi się, Barry, że zostaniesz odtransportowany do wyjścia. Miłego oczekiwania na policję.
– Żaden nakaz sądowy nie utrzyma mnie z dala od ciebie, Meredith. Ręce mnie swędzą, kiedy jestem blisko jakiejś historii. Im większa historia, tym bardziej swędzą. A kiedy jestem przy tobie, prawie rozdrapuję sobie skórę. Coś dużego nadchodzi i kręci się wokół ciebie.
– Jejku, Barry, kiedy zostałeś prorokiem?
– Pewnego popołudnia przy cichej wiejskiej drodze – powiedział. Nachylił się do mnie tak blisko, że czułam zapach jego wody po goleniu przebijający się przez woń papierosów. – Doznałem czegoś, co możesz nazwać objawieniem. Właśnie od tamtej chwili mam ten dar.
Pracownicy hotelu byli już prawie przy nas. Jenkins nachylił się tak, że z daleka mogło to wyglądać jak pocałunek. Wyszeptał:
– Jeśli bogowie chcą kogoś zniszczyć, czynią go szalonym.
Mężczyźni złapali go za ramiona i odciągnęli ode mnie. Nie opierał się. Poszedł spokojnie.
– Przytrzymają go w gabinecie dyrektora aż do przyjazdu policji. Nie aresztują, go, Merry, dobrze o tym wiesz – powiedział Galen.
– Wiem, w Missouri nagabywanie kogoś nie jest jeszcze karalne. – Wpadłam na zabawny pomysł. Musiałam sprawić, żeby Jenkins pojechał za mną do Kalifornii. W Los Angeles prawodawstwo jest bardziej surowe. Jeśli Jenkins zrobiłby tam to, co przed chwilą tutaj, poszedłby siedzieć. Zmusił mnie do pocałunku w miejscu publicznym – w każdym razie tak bym twierdziła. W niektórych stanach to było naprawdę ciężkie przestępstwo.
Drzwi windy otworzyły się. Rychło w czas! Weszliśmy do środka i wpatrzyliśmy się w swoje odbicia w lustrach.
– Jenkins nigdy się niczego nie nauczy – powiedział Galen. – Myślałaś, że po tym, co mu zrobiłaś, będzie trzymał się od ciebie z daleka, prawda?
Popatrzyłam na swoje odbicie. Oczy otworzyły mi się szeroko ze zdziwienia.
– Tylko zgadywałam – odparłam.
– Jak widzisz, myliłaś się – stwierdził Galen.
– Coś mu zrobiłaś, Meredith? – zdziwił się Barinthus. – przecież znasz zasady.
– Znam.
Winda zatrzymała się. Chciałam wyjść, ale Galen zatrzymał mnie, kładąc mi rękę na ramieniu.
– Jesteśmy twoimi ochroniarzami. Pozwól, że my najpierw wyjdziemy.
– Przepraszam, wyszłam z wprawy.
– To w nią wejdź i to szybko – powiedział Barinthus. – Nie chcę, żeby stało ci się coś złego. Branie ryzyka na siebie i zapewnianie ci bezpieczeństwa to nasza praca. – Nacisnął guzik z napisem „zatrzymaj drzwi otwarte”.
– Wiem o tym, Barinthusie.
– Wiedzieć to za mało.
Galen bardzo ostrożnie wyjrzał z windy, a potem wyszedł na korytarz.
– Czysto.
Ukłonił się bardzo nisko, zamiatając ziemię swoim małym warkoczykiem. Pamiętałam, że jego włosy kiedyś rozlewały się po podłodze jak zielony wodospad. Kiedyś myślałam, że tak właśnie powinny wyglądać męskie włosy. Długie aż do ziemi. Na tyle długie, żeby przykryć moje ciało jedwabistym kokonem, kiedy się pieściliśmy. Ubolewałam, kiedy je obciął, ale cóż mogłam na to poradzić?
– Przestań. – Ruszyłam korytarzem z kluczem w dłoni.
Wyprzedził mnie, pół biegnąc, pół tańcząc.
– O nie, moja pani. To do mnie należy otwarcie zamka.
– Przestań. Naprawdę przesadzasz.
Barinthus szedł za nami w ciszy z walizką w ręku, jak ojciec, który obserwuje swoje dokazujące dorosłe dzieci. Nie, on nas ignorował, prawie tak, jak ignorował Jenkinsa. Spojrzałam na niego, ale z jego bladej twarzy nie mogłam nic wyczytać. Zachowywał rezerwę, był nie do rozszyfrowania. Ale były przecież czasy, kiedy uśmiechał się częściej. Pamiętałam, jak podnosił mnie z wody, śmiejąc się, pamiętałam, jak włosy unosiły się na wodzie wokół jego ciała niczym obłok. Wpływałam w ten obłok, okręcałam sobie jego włosy wokół małych rączek. Śmialiśmy się oboje. Pierwszy raz, kiedy pływałam w Pacyfiku, myślałam właśnie o nim. Chciałam mu pokazać ten ogromny ocean. Z tego, co wiedziałam, nigdy go nie widział.
Galen stanął przed drzwiami. Zatrzymałam się i poczekałam, aż Barinthus mnie dogoni.
– Jesteś dziś bardzo poważny, Barinthusie.
Spojrzał na mnie i zamrugał drugą powieką. Nerwowo. On był zdenerwowany. Czyżby bał się o mnie? Ucieszył się z powodu pierścienia, a zmartwił zaklęciem w samochodzie. Ale nie za bardzo się zmartwił, nie za bardzo zdenerwował. Podszedł do tego tak, jakby to było coś normalnego. W sumie było.
– O co chodzi? Czy coś przede mną ukrywasz?
– Zaufaj mi, Meredith.
Wzięłam go za rękę, owinęłam swoje palce wokół jego. Moja ręka zagubiła się w jego dłoni.
– Ufam ci, Barinthusie.
Trzymał moją rękę delikatnie, jakby się bał, że może ją złamać.
– Meredith, moja mała Meredith. – Jego twarz złagodniała, kiedy to mówił. – Byłaś zawsze mieszanką bezpośredniości, skromności i delikatności.
– Nie jestem już tak delikatna jak kiedyś, Barinthusie.
Skinął głową.
– Życie zmienia nas, niestety.
Uniósł moją dłoń do swoich ust i pocałował mnie delikatnie w palce. Musnął ustami pierścień. Poczuliśmy oboje mrowienie.
Znów sprawiał wrażenie poważnego, zacisnął usta, kiedy upuszczał moją rękę.
– Co się stało? – Złapałam go za ramię.
Pokręcił głową.
– Od dawna pierścień nie ożywał w ten sposób.
– Co pierścień ma z tym wszystkim wspólnego? – spytałam.
– Od dawna był zwykłym kawałkiem metalu, a teraz znowu ożył.
– I co z tego?
Spojrzał na Galena.
– Wprowadźmy ją do pokoju. Królowa nie lubi czekać.
Galen wziął ode mnie klucz i otworzył drzwi. Zaczął sprawdzać, czy w pokoju nie ma zaklęć lub innych ukrytych niebezpieczeństw, podczas gdy Barinthus i ja czekaliśmy w korytarzu.
– Dlaczego pierścień reaguje na ciebie i Galena, a na moją babcię nie?
Westchnął.
– Królowa używała go kiedyś do kojarzenia małżonków.
Читать дальше